Pewien mieszkaniec amerykańskiej prowincji zapytany o to jak poradzi sobie z toczącym jego kraj kryzysem finansowym odpowiedział hardo, że tuż pod jego oknem biega mnóstwo jeleni, więc jakby co, siebie i rodzinę wyżywi. Niestety, w swoim optymizmie jest raczej osamotniony. Dominującą postawą wśród konsumentów jest defetyzm. U nas również. Jednak nim poddamy się panice, warto zastanowić się na ile kryzys jest faktem, a na ile tworem medialnym oraz jak ustrzec się jego skutków
Wygrać z kryzysem
Burza w szklance wody?
Od kilku tygodni jesteśmy paraliżowani wiadomościami o amerykańskim kryzysie finansowym, który porównuje się niekiedy do Wielkiego Kryzysu z 1929 roku.
Wówczas krach doprowadził do ogromnego bezrobocia i szybko opuścił Amerykę przenosząc się do Europy, w tym dotykając również Polskę. Dziś sytuacja jest pod wieloma względami podobna, ale zarazem diametralnie różna. Kryzys już jest w Europie, ale głównie zachodniej. Tym niemniej rządy nie pozostawiają go sobie samemu jak przed osiemdziesięciu laty, lecz działają wstrzykując wielkie ilości gotówki, aby przeciwdziałać mu już u samego źródła. Czy to pomoże? Wielu uważa, że tak, ale tylko w ograniczonym zakresie i mniejszych lub większych następstw spodziewać się należy.
Czy kryzys wpłynie na nas bezpośrednio? Odpowiedzi ekonomistów są zgodne – Tak, kryzys nas dotknie, ale w stopniu znacznie mniejszym niż Zachód. Polskie prawo bankowe zabraniało tak niepewnych transakcji, jakich dopuszczały się banki w USA i Europie Zachodniej, lecz z drugiej strony siła złotówki, która sprawiła, że eksport z Polski był mniejszy, wpłynęła na amortyzację ewentualnych strat. Mniej eksportując mniej czujemy zmiany związane z wyschnięciem źródła.
Paradoksalnie więc dzięki temu nasze straty będą dużo mniejsze i polska gospodarka mniej odczuje skutki kryzysu.
Bezpieczeństwo złotówki
W Polsce dostać kredyt z banku rzeczywiście nie jest tak łatwo jak było do niedawna w Ameryce czy na Zachodzie. Konieczne jest zabezpieczenie. Stąd, pomimo kryzysu gospodarki amerykańskiej kredytowanie w Polsce nie uległo pogorszeniu.
Tym razem konserwatyzm polski wychodzi nam z korzyścią. System bankowy w Polsce gwarantuje 100-procentowy zwrot lokat do 1000 Euro i 99-procentowy zwrot do 22 500 euro. Oznacza to, że wypłata środków finansowych klienta gwarantowana jest przez Bankowy Fundusz Gwarancji. Więc na razie nie ma przesłanek, żeby w Polsce banki miały upaść. Tym niemniej udzielają kredytów bardzo ostrożnie w oparciu o zabezpieczenia hipoteczne, a ludzie, jak wynika z rozeznania bankowców, zaciągają kredyty wtedy kiedy naprawdę muszą.
Najbezpieczniej jest ulokować pieniądze na koncie w dobrym banku, albo zakupić obligacje skarbu państwa. Zależy to od wysokości kwoty i okresu zainwestowania. Niewątpliwie dobrymi bankami są PKO BP, Bank Gospodarstwa Krajowego, Bank Przemysłowo Handlowy, Millenium. Gwarantują, że środki pieniężne złożone u nich są bezpieczne i przynoszą korzyści.
Natomiast fundusze inwestycyjne są formą ryzyka kapitałowego, na którym po prostu trzeba się znać. Stąd szereg ludzi sporo straciło sprzedając je, kiedy wycena chwilowo spadła.
Banki zaufania
Pomimo, iż kryzys dotyka głównie sfery bankowej, w mińskich bankach ciągle nie daje się go odczuć. Rynek wciąż jest stabilny. ING podniósł jedynie marżę kredytu hipotecznego dla złotówki z 0,20 procent do 0,70 procent LTV (wskaźnik wysokości udzielania kredytu do wielkości zabezpieczeń jego spłaty), zaś dla franka szwajcarskiego marża zdrożała od 0,30 do 2 procent LTV, co jest wynikiem braku stabilności gospodarczej. Inne kredyty pozostają na podobnym poziomie jak wcześniej.
Nie widać także nadmiernego chaosu wśród klientów. ING przyznaje, że gdy media zaczęły szeroko informować o nadciągającym kryzysie, dało się odczuć pewien niepokój, sytuacja jednak szybko się ustabilizowała. Tomasz Bogusławski z Pekao S.A. uspokaja, że warunki proponowanych przez nich kredytów były zawsze dość konserwatywne, więc fluktuacje (przypadkowe, nie dające się przewidzieć odchylenia) na rynkach światowych nie mogły na nie wpłynąć. Dlatego nie obawiają się kryzysu i zapewniają o bezpieczeństwie lokat.
Tomasz Stańczuk dyrektor mińskiego oddziału PKO BP posuwa się nawet do twierdzenia, że bank w ostatnim czasie odczuł większe wpływy, co wiąże się zapewne z faktem, że jego największym akcjonariuszem jest Skarb Państwa. Stąd zwiększone zaufanie.
Według ankiety ogłoszonej we wtorek przez NBP wśród 24 najważniejszych banków, w czwartym kwartale należy oczekiwać zaostrzeń kredytowych, zwłaszcza przy kredytach mieszkaniowych. Bankowcy spodziewają się również spadku ilości kredytów długoterminowych zawieranych przez większe firmy. Tym niemniej popyt na pozostałe rodzaje kredytów będzie rósł.
Banki sugerują cierpliwość. Po prostu trzeba przeczekać. Najważniejsze to nie robić nerwowych ruchów. Okresowość wahań kursów może być dokuczliwa, co jest istotne zwłaszcza przy kredytach mieszkaniowych, ale w dłuższej perspektywie saldo się wyrównuje.
Mocne lokaty
Bank PKO w trakcie szybko zmieniającej się sytuacji finansowej na świecie i w Polsce zareagował wprowadzeniem między innymi lokat o stałym, wysokim oprocentowaniu. Zaoferowane zostały lokaty na 9 miesięcy o stopie 5% w skali roku, 12 miesięczne – 5,5% i 15 miesięczne – 6% w skali roku.
Niewątpliwie najlepszą jest Lokata Progresja na 18 miesięcy oferowana do 31 grudnia br. Oprocentowanie wzrasta z każdym miesiącem trwania umowy i w skali roku wynosi 7%, natomiast w skali 18 miesięcy – 10,5%. Warunek założenia lokaty to minimalna wpłata 5000 zł. Jest możliwość likwidacji lokaty przed upływem 18 miesięcy wraz z naliczanymi odsetkami w wysokości zależnej od okresu utrzymywania. Przy ofertach PKO BP, tak jak i przy innych bankach, trzeba dokładnie czytać to co napisane jest małym druczkiem, bo czasami kuszące hasła mogą być mylne.
Trzeba też wiedzieć, że Bank Polski PKO – zachowując przewagę depozytów nad kredytami – ma stabilną sytuację finansową. Stąd nowe oferty bankowe zdążają do umocnienia bazy depozytowej przy jednoczesnym oferowaniu klientom atrakcyjnych lokat.
Skarb wstrzemięźliwości
Statystyki pokazują, że regularnie oszczędza zaledwie 7 procent Polaków. Na tle Europy, gdzie normą jest 15 procent oszczędzających, wypadamy słabo, ale w perspektywie globalnej, zwłaszcza w porównaniu z krajami azjatyckimi, nie jest z nami aż tak źle. Wielu z nas przyznaje, że nie potrafi oszczędzać. Nie wyobrażamy sobie, że mając do odłożenia 100 czy 200 złotych na miesiąc jesteśmy w stanie cokolwiek zyskać. A jednak!
Doradcy finansowi sugerują, by małe kwoty składać na lokaty długoterminowe. Po kilku latach może się z tego uzbierać całkiem imponująca sumka. W przypadku posiadania większej ilości gotówki – od 3 do 10 tys. korzystniejszym rozwiązaniem będzie otwarty fundusz inwestycyjny lub, co w obliczu strat poniesionych przez większość inwestorów w październiku wydaje się bezpieczniejsze, fundusz zrównoważony. Na przykład klienci Inteligo już po roku mogą zarobić prawie 22 procent, a po dziewięciu latach blisko 93 procent.
Specjaliści zachęcają też do kupowania złota. Inwestycje takie mogą być realizowane pośrednio lub bezpośrednio. Inwestycją bezpośrednią może być zakup sztabek, kolekcjonerskich monet, czy biżuterii. Uncja tego szlachetnego kruszcu kosztuje dziś ok. 2 tys. zł.
Aktywa z górnej półki
Jako lokata kapitału niezmienną popularnością cieszy się ziemia i nieruchomości. One z reguły najbardziej opierają się wszelkim fluktuacjom rynku. Nieco ryzykowniejsze z uwagi na kaprysy rynku jest lokowanie pieniędzy w dziełach sztuki. Dziedzina ta wykazuje tak ogromną nieprzewidywalność, gdyż koniunktura na danych artystów, w szczególności dotyczy to modnych twórców współczesnych, zależy od „namaszczenia” przez masowo skupujących ich dzieła kolekcjonerów.
Wirtualne pułapki
W medialnym fermencie kręcącym się wokół obecnego kryzysu często pojawiała się informacja o spadkach na giełdzie, a komentatorzy relacjonujący giełdowe obroty donosili o miliardowych stratach w przeciągu jednego dnia. Ale czy rzeczywiście są to straty? Warto się zastanowić gdzie faktycznie podziewają się pieniądze, które – jak to ujmują serwisy informacyjne – miały tak nagle „wyparować” z parkietu.
Na giełdzie obraca się akcjami, ich liczba daje zaś sumę wartości danego przedsiębiorstwa. Powinno to wynikać z rzeczywistych wskaźników, które przedsiębiorstwo jest zobowiązane przedstawić, ale niestety lekkość sprzedaży i kupna akcji umożliwia dość łatwe i swobodne spekulowanie. Kończy się to tak, że gdy inwestorzy widzą wzrost giełdowego indeksu chętnie kupują akcje różnych firm, aby po niedługim czasie odsprzedać je z zyskiem. Powoduje to, iż wartość spółek na giełdzie staje się wyższa, niż w rzeczywistości.
Gdy, tak jak teraz, następuje czas spadków, które siłą rzeczy zawsze są okresowe, ich wartość się zmniejsza, a my słyszymy o osławionych stratach. Szkopuł jednak w tym, że tak naprawdę realny jest jedynie papier potwierdzający nabycie akcji, zaś wszelkie idące za nią pieniądze są po prostu wirtualne. Ktoś kto cały czas bezpiecznie trzyma w szufladzie np. 30 proc. akcji danego przedsiębiorstwa, podczas wahań kursu nie jest ani stratny ani nic nie zyskuje. Przynajmniej chwilowo!
Dlatego też dyrektor mińskiego oddziału PKO BP Tomasz Stańczuk zaleca inwestowanie w giełdę na długi okres, a nie krótkoterminowo, bo na rozwój spółki jej realna wartość z czasem powinna wzrastać. A zatem cierpliwość, cierpliwość i jeszcze raz cierpliwość!
Gaśnie tradycja
Idea październikowego oszczędzania zrodziła się w Polsce już przed wojną. W Polsce Ludowej oszczędzanie w ogóle było szeroko propagowane. W szkołach prowadzone były szkolne kasy oszczędnościowe, popularne SKO. W okresie październikowej akcji organizowano różne imprezy popularyzujące oszczędzanie, w tym konkursy z nagrodami.
Obecnie idea oszczędzania wśród Polaków przygasła. Kryzys wstrząsnął giełdą i gospodarką amerykańską, co także u nas wywołało wstrząs i obawy o przyszłość. Jednak oszczędzać zawsze trzeba zarówno w okresie rozkwitu jak i wtedy, kiedy jest ciężej. Los płata człowiekowi różne figle. Nie bez kozery przysłowie mówi: „Nie jest tak źle, żeby nie mogło być gorzej”.
Kiedy jest dobrze powinno się oszczędzać mocniej, bo może zajść sytuacja, gdy utracimy pracę i zostaniemy na lodzie. Dlatego warto kontynuować październikowe oszczędzanie, bowiem jest to okres wyciszenia pomiędzy zakończonymi właśnie letnimi wakacjami, a świętami Bożego Narodzenia i Nowego Roku, kiedy wydatki są wyjątkowo intensywne.
Numer: 2008 45
Komentarze
DODAJ KOMENTARZ