Mińsk Mazowiecki świętuje

Jeszcze w czasach, gdy obecni trzydziestolatkowie byli dziećmi, Wszystkich Świętych i Zaduszki jednoznacznie kojarzyły się z przygnębieniem – w telewizji nastrojowa muzyka, poważne filmy i wspomnienia wielkich zmarłych, a po powrocie z cmentarza przy gorącej herbacie i cieście wyciszone rozmowy, podczas gdy o parapety melancholijnie bębnił deszcz. Ale to jak się zdaje mamy już bezpowrotnie za sobą

Grobowa fiesta

Mińsk Mazowiecki świętuje / Grobowa  fiesta

W Mińsku, podobnie jak w mnóstwie innych miast, świętowanie zaczęło się już w piątkowe popołudnie. Wielu z nas, może zbyt wielu, chciało uniknąć spodziewanego na sobotę największego tłoku, co niestety odbijało się parkingowa czkawką. Niejednokrotnie zdarzało się, że nawet połowę drogi na cmentarz trzeba było przejść pieszo dźwigając znicze i okazałe wiązanki.
Pierwszy listopada – nadspodziewanie pogodny jak na ten dzień – upłynął pod znakiem refleksji nad powszechną świętością. Nad nią to właśnie pochylała się liturgia odprawianej na cmentarzu mszy. Bo przecież świętymi nie są wyłącznie ci ogłoszeni w Watykanie przez papieża, których ogromne portrety podczas uroczystości kanonizacyjnych zawisają na kolumnadach Berniniego, lecz wszyscy zbawieni cieszący się oglądaniem Boga takiego jakim jest. Potencjalnych kandydatów na ołtarze można spotkać w zwykłym sklepie czy przejściu podziemnym.
- Trzeba o tym przypominać – przestrzega pani Zdzisława – bo z rozróżnieniem między znaczeniem Wszystkich Świętych i Zaduszek wciąż u nas niewesoło.
Sobotnie uroczystości uświetniła również kwesta na renowację starych cennych pomników. Wśród lokalnych znakomitości mignął również wywodzący się znad Srebrnej aktor Tomasz Karolak, który mimo, iż nie kwestował, a jedynie przyjechał na rodzinne groby, ściągnął na siebie uwagę ekipy TVP Info. Skąd u nas telewizja? A no stąd, że poprzez pierwszo-listopadową zbiórkę Mińsk Mazowiecki obok między innymi Płocka dołączył do szacownego łańcucha miast odpowiadających na apel Jerzego Waldorffa.
Ale równie ciekawie, a może nawet ciekawiej, było wieczorem. Jak co roku z założenia, że w tym dniu nie ma nic piękniejszego niż morze migocących w ciemności płomyków, wyszło sporo mińszczan, którzy odwiedzili naszą nekropolię nader tłumnie, z reguły dzierżąc zapalone znicze w lewej i komórki w prawej dłoni. Cóż, nigdy dość okazji, żeby spotkać się ze znajomymi i pogadać o starych Polakach, interesach albo ciekawostkach wyszperanych ostatnio w globalnej pajęczynie.
A ponieważ nic tak nie zaostrza apetytu jak spacer w jesiennym zimnie, pod cmentarnym murem obok tradycyjnych już straganów uginających się od lampek i kwiecia (oby nie kradzionego) na zadumanych nad tajemnicą przemijania czekał bar serwujący gorące hamburgery oraz budka z cukrową watą i popcornem. Na brak klienteli sprzedawcy nie narzekali. Podobnie kilka sklepów, które mimo święta zdecydowały się otworzyć podwoje aż do dwudziestej.
Zaduszna niedziela nieco bardziej sprzyjała skupieniu. Na cmentarzu i wokół niego wciąż było tłoczno, a wata z równym powodzeniem co dzień wcześniej otulała patyki, lecz nastrój znacznie ścichł. Komórki też pozostały w kieszeniach. Może dlatego, że nieopodal rozrastającej się w postępie geometrycznym hałdy śmieci siedział ksiądz zbierający na wypominki. A może po prostu myśli mimowolnie zwracały się ku czyśćcowym mękom. 
Dzień wszystkich Świętych jest i jak najbardziej powinien być radosny. Tak postrzegają go Latynosi, którzy pierwszego listopada urządzają barwne procesje, i Romowie, którzy na grobach ucztują. U nas przez dziesiątki lat jego świetlany przekaz był skutecznie zniekształcany przez specyficzną dla polskiej duchowości martyrologiczną metafizykę. Swoje trzy grosze bez wątpienia dołożyła też charakterystyczna dla tego okresu i stanowiąca jego wyróżnik ponurość pogody. Czyżby zatem nasze cmentarne bylejactwo było rodzajem odreagowania? Nawet jeśli, nic go nie usprawiedliwia.
Kiedy idziemy cmentarną aleją wśród przybranych pomników i płonących zniczy, a obok przemyka grupka przyjaciół w eleganckich płaszczach debatujących o imprezie integracyjnej, może nawiedzić nas wiele myśli o chwili, gdy się wylogujemy z tego świata. Na przykład taka, że po śmierci chcielibyśmy zostać spaleni i rozsypani choćby na takich Kalatówkach. Pomnik? Epitafium? Po co? Żeby łazili po tobie z watą cukrową i rożkiem prażonej kukurydzy?
Czy aby na pewno o taką radość tu chodzi?

Numer: 2008 45   Autor: Marcin Królik





Komentarze

DODAJ KOMENTARZ

Wpisz nick.

Nick *

Nieprawidłowy adres e-mail.

Adres e-mail *

Wpisz treść wiadomości.

Treść wiadomości *