Gierszolandia

Co ma wspólnego Polski Związek Piłki Nożnej ze sklepami Gminnej Spółdzielni „Samopomoc Chłopska”? Otóż ma – ciągłość kulturową. Kiedy ostatnie podrygi komuny zastały nas w nowo kupionym domu, w handlu jeszcze królowała GS. Kolejki nie były w owym czasie czymś dziwnym, więc stanąłem pokornie pod sklepem, co znaczyło, że rzucano coś tam, tak jakby mięso i wędliny. Zamieszanie po przywiezieniu towaru trwało niedługo...

Moda na ciągłość

Gierszolandia / Moda na ciągłość

Gdy się uspokoiło, a uspokoiło się szybko, całą dostawę sprzedawczyni rozdysponowała według własnego rozdzielnika, czym gwarantowała sobie dostęp do wszystkich innych dóbr, które się od czasu do czasu pojawiały w geesowskich salonach. Potem przyjęła postawę zasadniczą na wypadek, jakby się komuś ze stojących w kolejce coś nie podobało.
- Nie ma! Nie, tej lepszej też już nie ma! – obwieściła. Poskutkowało. Tłumek kolejkowiczów nie z branży rozpłynął się we mgle, bluźniąc z cicha pod nosem.
Pod sklepem „żelaznym” dowiedziałem się, że mają być rowery, więc zadowolony stanąłem jako trzeci w kolejce. Zanosiło się na sukces. Jak trzeci  to - nawet jakby coś poszło bokiem - chyba kupię? Za mną stanęło jeszcze kilka osób, co znaczyło, że tubylcy rowerami nie są zanadto zainteresowani. Gdy samochód z rowerami zajechał pod sklep, nie wiedzieć skąd, zbiegło się kilkadziesiąt osób, od matek z niemowlętami po rześkich staruszków. Nagle kilku młodych mężczyzn wskoczyło na pakę samochodu i poczęli podawać tym na ziemi rower za rowerem. I co ciekawe, wcale nie nieśli ich do sklepu, tylko normalne znikali gdzieś za rogiem. Już miałem krzyknąć w stronę otwartych drzwi sklepu, że kradną i niech pani kierowniczka wzywa milicję, gdy zdumiony zobaczyłem sprzedawczynię absolutnie spokojnie obserwującą całe wydarzenie. Rower był dobrem tak dalece poszukiwanym, że puszczenie go na lewo przynosiło pokaźny dochód a handlarzom jeszcze dodatkowy. Zrozumiałem w czym rzecz, rzuciłem się do samochodu, wyszarpałem jeden rower i gdy chciałem uiścić należność kobieta stojąca początkowo w kolejce przede mną chwyciła mój rower wołając, że stała przede mną. Miała rację...Chciałem się upierać, ale kilku jej znajomych wyperswadowało mi, że chciałem słabą kobietę ohydnie oszukać, za co miejscowi gentlemani surowo karzą, zwłaszcza, element taki jak ja, czyli napływowy.
Innym razem w sklepie tegoż samego GS chciałem kupić chleb i żółty ser. Sprzedawczyni obsługiwała klientkę przede mną, pakując w papier kilka śledzi, które wybierała rękami z beczki. Sprzedawczyni poczuła, że źle jej się przyjmowało należność mokrymi od śledzi rękami, więc przed zapytaniem mnie, czego sobie życzę, otrzepała dłonie o fartuch. Gdy zauważyła, że śledzę wzrokiem tę czynność, zawahała się na moment i jeszcze raz, tym razem kilkakrotnie, otrzepała ręce o swoje uda. Potem padło: - Słucham? Pokazałem gestem brody i powiedziałem:
- Ręce...
- Mam kartę zdrowia! - wyjaśniła. 
- Ale łapy brudne! - odpowiedziałem.
I tu jestem u celu, jak zapowiedziałem na wstępie. PZPN otrzepał ręce o brudny fartuch towarzystwa wzajemnej adoracji spod znaku dawnych służb i wojska eufemistycznie zwanym zarządem i uprzejmie pyta nas, obywateli, w większości kibiców: - Co podać?
Pani z mięsnego, już bez kolorków na buzi, nic już nie znaczy, siedzi znudzona pośród masy towarów i czeka na klienta. Pani od rowerów w ogóle jest już niepotrzebna, bo handlem nimi zajęło się kilku młodych chłopaków. Ale pani od śledzi nadal stoi za ladą  i krojąc ser na maszynie, nadal rękami wątpliwej czystości zbiera plasterki i wkłada do woreczka.
Ciągłość kulturowa, tak pożądana w innych dziedzinach, akurat tu jest niechlubnym balastem pozostałym z czasu słusznie minionego. Jest jednak ciągłość zdarzeń, co wciąż udowadnia nam i GS, i PZPN. Związek z nowo wybranym prezesem tę niechlubną ciągłość ma jak w banku!

Numer: 2008 45   Autor: Rajmund Giersz





Komentarze

DODAJ KOMENTARZ

Wpisz nick.

Nick *

Nieprawidłowy adres e-mail.

Adres e-mail *

Wpisz treść wiadomości.

Treść wiadomości *