Mówi się, że tak naprawdę nie obchodzimy żałoby po zmarłym, ale opłakujemy świat, który bezpowrotnie odszedł wraz z nim. Może właśnie tu tkwi klucz do tak różnorodnej, rozbudowanej i często wystawnej ceremonialności pogrzebowej. Łudzimy się, że wystawiając okazały pomnik, zdołamy ocalić w sercu choć śladową cząstkę tego, co bezpowrotnie wymknęło się oczom. Polacy wciąż więcej wagi przywiązują do treści niż do formy, co jednak bynajmniej nie oznacza, iż to drugie się dla nas nie liczy
A po śmierci...
Pakiet post mortem
Przekraczając próg zakładu pogrzebowego możemy się spodziewać kompleksowej obsługi. Pogrążonym w żałobie pomaga on załatwić wszelkie wymagane przy pochówku dokumenty, mszę, miejsce na cmentarzu, jak również oferuje wszelkie akcesoria takie jak trumna, czy karawan. Osobne zagadnienie przedstawia przysposobienie zwłok do pochówku. Klientela okolicznych zakładów nie wykracza jednak poza zwyczajowy kanon – mycie, czesanie, ubranie, rzadziej kosmetyka. Jesteśmy raczej skromni, nie amerykanizujemy pogrzebów.
Tym niemniej sporadycznie trafiają się żałobnicy o ekstrawaganckim guście, którzy życzą sobie balsamowania. Stosuje się dwa jego rodzaje – balsamowanie częściowe oraz całkowite nazywane fachowo tanatopraksją polegające na wypompowaniu z martwego organizmu krwi i zastąpieniu jej specjalnym płynem konserwującym. O ile tanatopraksja jest wręcz koniecznością w tropikach o tyle w naszym klimacie to raczej kosztująca tysiąc złotych fanaberia mająca więcej wspólnego z męczeniem zmarłego niż z faktyczną koniecznością.
Przyzwoity pogrzeb z trzema samochodami, trębaczem i siedmioosobową obsługą można w Mińsku wyprawić już za dwa i pół tysiąca. Wśród trumien króluje dąb. Dla wybrednych są włoskie trumny za 10 tysięcy pokryte lakierem poliestrowym i ozdobione rysunkami.
Kwiaty tradycji
Jesteśmy społecznością hołubiącą tradycyjne formy okazywania szacunku wobec tych, co odeszli. Widać to na przykład w kwiaciarniach, gdzie wciąż największym powodzeniem cieszą się chryzantemy. Najczęściej zamawiana klasyczna wiązanka z chryzantem bez ozdób kosztuje ok. 30 zł, ale zdarzają się również nieco bardziej ekstrawaganckie zamówienia, jak choćby kosztująca dwa razy tyle wiązanka z gerberów z przybraniem, którą można kupić w kwiaciarni przy Kościelnej. Odwagą w doborze kwiatów wykazują się zazwyczaj młodzi, dobrze sytuowani ludzie. Właściciel kwiaciarni zapytany czy taka inwestycja nie jest chybiona – każdy przecież wie, że kwiaty i znicze lawinowo znikają z pomników – zaprzecza, wyjaśniając, że gerbery na grobie są u nas czymś tak egzotycznym, że żaden złodziej na pewno nie ośmieli się ich zwędzić.
Kamienne mody
Spacer po przytulonych do cmentarza zakładach kamieniarskich upewnia, że wśród wielu nekro-mód, które tak ochoczo małpujemy z Zachodu, z pewnością nie znalazła się moda na skromne nagrobki. Wciąż lubimy okazałe, toporne pomniki. Można je podzielić na dwie podstawowe kategorie: Lastryko dla mniej zamożnych, gdzie koszt będzie orbitował wokół trzech tysięcy i marmur, który w zależności od rozmiarów będzie kosztował od 10 do 13 tysięcy.
Tajemnicą poliszynela jest obecność na naszym rynku pomnikarskim mogącego stanowić doskonałe wyjście pośrednie taniego marmuru z Chin. Oficjalnie kamieniarze zaprzeczają, że mają go w swojej ofercie, ale „na stronie” rozmowa przybiera już inny obrót. Rzecz jest, jak powiedział ktoś wolący zachować anonimowość, do uzgodnienia. Zresztą nimb tajemnicy wokół pomnikarzy w ogóle jest dość szeroki. W okrytej cmentarną ciszą skrytości w najlepsze prowadzą swoją wojnę podjazdową o klienta. Nie potrzebny im rozgłos, bo – jak sami dumnie mówią – potencjalny kupiec zawsze ich znajdzie.
Zagrożeniem dla kamieniarskiego fachu mógłby się stać diametralny przewrót w funeralnych obyczajach, ale na to w przewidywalnej przyszłości się nie zanosi. A gdyby nawet – zawsze zostają schody i kominki.
Ciche przeludnienie
Dawniej, gdy grzebano bezpośrednio w ziemi, sprawa była prosta – po kilku latach zwłoki całkowicie się rozkładały i w to samo miejsce można było składać kolejne ciała. Dziś, w czasach pieczar i – jak żartobliwie nazywa je pewna starsza pani – cmentarnych willi grozi nam „przeludnienie” cmentarzy.
Na mińskim cmentarzu parafialnym już od dawna nie ma nowych miejsc. Można chować jedynie w zbiorowych grobach rodzinnych, ale i ta możliwość wkrótce się wyczerpie. Na komunalnym nie wiele lepiej – jest jeszcze kilkanaście kwater, ale ich ceny oscylujące wokół trzech tysięcy skutecznie odstraszają. Szansą mogłyby stać się nowe tereny w Ignacowie.
Chociaż z drugiej strony czy naprawdę chodzi o to, by coraz to nowsze tereny zagarniać pod nekropolie? Młodzi są w tym temacie zgodni – jeśli tak dalej pójdzie, za parędziesiąt lat będziemy krajem pobielanych grobów zamiast łąk, lasów i pięknych parków.
- Ja nie chcę mieć grobu – mówi 29 letni Rafał. – Po śmierci chcę zostać spalony i rozsypany w jakimś miejscu, które jest mi szczególnie drogie. No bo co komu przyjdzie z jeszcze jednego pomnika?
- Najlepszy pomnik, na jaki człowiek może sobie zasłużyć – dodaje Patryk – to ten w pamięci tych, którzy zostają. Kiedy umrze ostatni z tych, co nas pamiętali, nasz grób, choćby i najokazalszy, dla reszty nie będzie znaczył już nic.
Fakt – trudno się z tym nie zgodzić napotykając zaniedbane, zawalone zeszłorocznymi liśćmi groby o zatartych tablicach.
Z prochu w proch
Kremacja, czyli – jak mówią fachowcy – spopielanie zwłok mogłaby stać się panaceum na przepełnione cmentarze. Obecnie w Mińsku zyskuje ona coraz więcej zwolenników. Według oceny pracowników zakładu pogrzebowego Białkowski decyduje się na nią od 5 do 8 procent zamawiających pochówek.
Przed wprowadzeniem do pieca ciało wkłada się do taniej sosnowej trumny kosztującej ok. 400 zł. Nie jest to wymóg ściśle techniczny, ani konieczność wynikająca z higieny, a raczej wyraz szacunku dla doczesnych szczątków zmarłego. Chodzi o to, aby ciało nie poniewierało się po platformie, na której wjeżdża w płomienie. Urna, do której wsypywane są prochy, również nie jest droga – jej koszt waha się w granicach 80 zł. Koszt samej kremacji wbrew powszechnie panującemu mniemaniu także nie jest duży – zamyka się w kwocie zbliżonej do 800 zł.
Najbliższe krematorium, do którego przewozi się zwłoki z naszych terenów, znajduje się w Warszawie. Panują tam jednak duże kolejki i na spopielenie czeka się z reguły około tygodnia. Zakłady pogrzebowe często korzystają więc z usług pewnej częstochowskiej firmy, gdzie – mimo większej odległości – kremacja odbywa się praktycznie z dnia na dzień.
Kościół katolicki nie sprzeciwia się spopielaniu. Nie ma ku temu żadnych doktrynalnych przeciwwskazań. Jedynym przypadkiem, gdy ksiądz może odmówić katolickiego pochówku osobie skremowanej, jest otwarty bunt przeciw magisterium Kościoła wyrażony przez zmarłego przed śmiercią – na przykład gdy spalenie zwłok ma stanowić niezgodę na zmartwychwstanie w dniu Sądu Ostatecznego.
Niechęć polskich katolików wobec kremacji tłumaczyć należy przede wszystkim wciąż żywą w pamięci wielu z nas tragedią II Wojny Światowej, a zwłaszcza – obozów koncentracyjnych. Ale niezależnie od tego na jaki sposób pochówku się zdecydujemy, najważniejszy jest szacunek, jakim winniśmy otaczać doczesne szczątki. Zdarzają się niestety groteskowe przypadki, gdy ktoś przynosi urnę na cmentarz w reklamówce.
Pochówki gminne
W Dobrem koszt pochówku, gdy bywa, że oprócz mszy i obecności na cmentarzu idzie się po ciało do domu nieraz nawet kilka kilometrów, jest sprawą indywidualną.
Jest to – jak mówi tamtejszy proboszcz – uzależnione od stanu zamożności danej rodziny. Czasami, gdy sytuacja jest szczególna, takich opłat nie pobiera się wcale. Podobnie wygląda opłata administracyjna zwana pokładnym. Mimo, że za cmentarz odpowiada parafia i to ona ponosi wydatki związane z jego utrzymaniem, koszt zarezerwowanego na 20 lat miejsca na cmentarzu jest związany ze stanem finansów rodziny, do której należy nagrobek. Tutaj także zdarza się, że rodzinie przedłuża się miejsce za darmo.
Najpopularniejszym w Dobrem zakładem pogrzebowym jest „REMUS” Dariusza Tężyńskiego. Koszty pochówku są uzależnione od oczekiwań rodziny zmarłego i oscylują w okolicach kilkuset złotych. Rozpiętość cenowa uwidacznia się już przy zamawianiu samej trumny, gdzie cena waha się między 750 zł przy trumnie sosnowej do 3 tys. przy dębowej. Zakład posiada własną chłodnię i kaplicę przedpogrzebową. Cena tabliczki natrumiennej wynosi od 50 do 100 zł. Swoje usługi zakład „REMUS” świadczy również mieszkańcom Jakubowa.
Również tam proboszcz pobiera opłatę za pochówek uzależniając ją od kondycji finansowej rodziny osoby zmarłej. Maksymalna kwota to 600 zł, ale zazwyczaj ceny wahają się między 300 a 500 zł., choć również nie brak nabożeństw żałobnych odbywających się całkowicie na koszt parafii. Opłata za pokładne w jakubowskiej parafii to 400 zł na 20 lat. W innych gminach sytuacja wygląda podobnie. Wszędzie też proboszczowie idą na rękę niezamożnym.
Nekropolie historią pisane
Drugim co do wielkości cmentarzem po katolickim i komunalnym w Mińsku jest cmentarz żydowski przy drodze do Targówki. Przy obecnej ulicy Kazikowskiego znajdował się drugi stary cmentarz żydowski, ale Niemcy zlikwidowali go w początkach okupacji hitlerowskiej. Rozebrano ogrodzenie i wywieziono pomniki nagrobne. W okresie okupacji na cmentarzu przy ulicy Dąbrówki Niemcy dokonywali mordów na Żydach. Na tę nekropolię zwożono także furmankami zwłoki Żydów zamordowanych w trakcie likwidacji mińskiego getta w latach 1942 i 1943.
Obecnie nad miejscem wiecznego spoczynku naszych starszych braci w wierze góruje pomnik w kształcie kielicha ofiarnego, wykonany z kamienia i betonu. U jego stóp została umieszczona tablica epitafijna w języku polskim i hebrajskim. Według niej w Mińsku i okolicy w latach 1939-1945 Niemcy zamordowali 5500 mężczyzn, kobiet i dzieci. Pomnik ten ufundowała polonia żydowska w latach sześćdziesiątych.
Na terenie powiatu mińskiego można też napotkać pojedyncze, bezimienne groby żołnierzy poległych w wojnie obronnej w 1939 roku lub osób zamordowanych przez okupantów. Przy drodze wojewódzkiej Mińsk Mazowiecki – Seroczyn, na terenie wsi Budy Wielgoleskie znajduje się zadbana, bezimienna mogiła żołnierza Armii Krajowej. Był to mężczyzna przywieziony i zastrzelony przez Niemców w Wielką Środę 1949 roku. Świadkiem egzekucji był mieszkaniec Wielgolasu Gąska, który w tym czasie tamtędy przechodził. Na rozkaz Niemców musiał sprawdzić czy zastrzelona ofiara nie żyje.
Zwłoki zostały zakopane w miejscu stracenia. Później dzieci szkolne urządziły mogiłę i co roku na dzień Wszystkich Świętych jest dekorowana kwiatami.
Numer: 2008 44
Komentarze
DODAJ KOMENTARZ