Nasza praca

Pewna bezrobotna kobieta była mocno niezadowolona, kiedy po długiej posusze PUP w końcu przedstawił jej ofertę. Problem polegał na tym, że w międzyczasie urodziła dziecko, w związku z czym przez pewien czas nie mogła opuszczać domu. Ludzi, którzy z jakichś przyczyn nie są w stanie pracować poza własnymi czterema ścianami jest sporo. Wyjście dla nich może stanowić praca zdalna nazywana również telepracą

Zarabianie na ekranie

Nasza praca / Zarabianie na ekranie

To wschodzący trend na rodzimym rynku. Założenie jest proste: nie trzeba spieszyć się do biura ani parzyć sobie języka kawą, skoro można te same zadania wykonywać we własnym domu mając do dyspozycji zwykły komputer podłączony do internetu. Do tego dochodzi jeszcze elastyczność czasowa.
Na całym świecie w ten sposób pracuje ok. 100 mln osób, z czego ponad połowa to tzw. freelanceszy (wolni strzelcy) nie związani umową z żadną konkretną firmą i nie ograniczający się do wyłącznie jednego rodzaju zleceń.
W Polsce, mimo iż pracodawcy wciąż odnoszą się do zdalnego zatrudnienia raczej nieufnie, wachlarz ofert jest coraz szerszy. Można je znaleźć na poświęconych telepracy portalach internetowych takich jak: pracazdalna.eu, czy homeworks.org. Zazwyczaj są to różnego rodzaju zadania zlecone – redakcyjne, korektorskie, tłumaczenia, księgowość, obróbka stron www czy zbieranie danych. Z raportu sporządzonego 2 lata temu przez PBS wynika, iż osoby pracujące przez internet były już w 17 % firm, zaś co czwarta deklarowała, że w najbliższym czasie ma zamiar zdalnego pracownika zatrudnić.
Obecnie sytuacja nieco drgnęła, lecz potencjalni pracodawcy nadal średnio orientują się jakie przepisy zastosować wobec podwładnych pracujących poza biurem. Pewnym problemem może się stać również panujący na tym polu swoisty Dziki Zachód. Wśród wielu solidnych ofert może się trafić kwiatek w rodzaju „pisanie prac naukowych na zamówienie”. Zleceniodawca nie dość, że nie gwarantuje umowy, to na dodatek nie możemy być pewni czy nasz wyrób nie posłuży jakiemuś birbantowi do zdobycia mgr przed nazwiskiem. Jednak rynek ten – jak zapewniają sami freelancerzy – coraz bardziej się profesjonalizuje.
Mimo iż Warszawa stanowi prawdziwe polskie zagłębie telepracy (głównie dzięki ulokowanym tam przedstawicielstwom zagranicznych firm) do Mińska Mazowieckiego moda na nią jeszcze nie dotarła. Ogłoszenia tego typu nie trafiają ani do lokalnej prasy ani do PUP. Dyrektor Grażyna Borowiec uważa, że powinno się to zmienić – choćby ze względu na ową młodą mamę, która dzięki zdobyczom współczesnej techniki mogłaby zajmować się dzieckiem, a jednocześnie realizować zawodowo i zarabiać.
Jako dobry przykład może tu posłużyć inna mińszczanka. 29-letnia Katarzyna długo nie mogła znaleźć zatrudnienia ze względu na pierwszą grupę inwalidzką oraz brak odpowiednich kwalifikacji. Nie pomogła jej ani rejestracja w PUP, której jedynym efektem były odhaczania co dwa miesiące, ani lektura ogłoszeń. Dopiero od znajomych dowiedziała się o zdalnej pracy w pewnej krośnieńskiej firmie, która choć daleko od stolicy jest jednym z polskich pionierów w tej dziedzinie.
Formalności wyglądały identycznie jak w „normalnym” procesie rekrutacyjnym – wizyta u lekarza medycyny pracy, kurs BHP (wirtualny) i na koniec podpisanie wstępnej umowy na trzymiesięczny okres próbny. Jej zadanie polega na wyszukiwaniu przetargów i przesyłaniu ich linków do tworzonej przez firmę bazy danych. Jeśli się spisze otrzyma etat oraz służbowy laptop i telefon.
Pracuje przez 6 godzin dziennie. Zaczyna od logowania na swojej domenie w firmowym serwisie, które jest równoznaczne z podpisaniem tradycyjnej listy obecności. Dopóki nie nauczy się bezbłędnie odróżniać dobrych linków od „siana” będzie prowadził ją doświadczony superwizor, z którym komunikuje się przez komunikator skype. Zanim wprowadzi link do bazy, przesyła go jemu do zaopiniowania.
Mimo początkowych obaw czy sobie poradzi, po kilku pierwszych dniach Katarzyna jest zadowolona. Trudno jej przywyknąć do wirtualności i braku bezpośredniego kontaktu z resztą zespołu, ale cóż – poświata monitora pełgająca po twarzy to signum temporis naszej orwellowskiej epoki.

Numer: 2008 41   Autor: (mk)





Komentarze

DODAJ KOMENTARZ

Wpisz nick.

Nick *

Nieprawidłowy adres e-mail.

Adres e-mail *

Wpisz treść wiadomości.

Treść wiadomości *