Mińsk Mazowiecki koncertowy

Skazani na Bluesa mogą uznać się za szczęściarzy. Nie dość, że z ostatnich Bieszczadzkich Aniołów przywieźli drugą nagrodę, to jeszcze w minioną niedzielę udało im się niemal do ostatniego miejsca zapełnić pałacową salę kameralną. W nastrojowych półcieniach – zarówno tych świetlnych jak i brzmieniowych – przez ponad godzinę grali wyłącznie swoje kompozycje

Skazani na sukces

Mińsk Mazowiecki koncertowy / Skazani na sukces

Na październik przypadają ich pierwsze urodziny. Powstali z inicjatywy dwóch gitarzystów - Maćka Walewskiego i Bartka Królaka. Opróćz nich w skład zespołu wchodzą: gitarzysta basowy Kamil Królak, liczący sobie zaledwie 13 lat perkusista Marcin Królak, Maciej Kopka grający na gitarze akustycznej i harmonijce, zaś wokalnie grupę wspiera Izabela Furdal.
Na konto swoich dotychczasowych sukcesów mogą wpisać na przykład supportowanie takich gwiazd spod znaku gitary i pióra jak Robert Kasprzycki, Bohema Rafała Nosala, Stare Dobre Małżeństwo czy Wolna Grupa Bukowina. Poza wspomnianym już drugim miejscem w Bieszczadach wywalczyli wyróżnienie w konkursie Płonąca Świeca 2007 oraz wyróżnienie na styczniowym festiwalu kolęd i pastorałek w Mińsku.
Podczas tegorocznych wakacji muzyczne szlify zdobywali pod okiem Rafała Nosala i Piotra Lubertowicza uważanego za jednego z najwybitniejszych polskich gitarzystów bluesowych kojarzonego między innymi ze współpracy z zespołem Dżem i osobistej znajomości z Ryśkiem Riedlem. Odwołania do legendarnego ostatniego niebieskiego ptaka polskiej sceny nasuwają się zresztą również w kontekście nazwy mińskiej grupy. Nawiązuje ona nie tylko do gatunku, który namiętnie uprawiał, ale także do tytuły poświęconego Riedlowi filmu z Tomaszem Kotem w roli głównej.
Niedzielny koncert udowodnił jednak, że Skazani... w swych twórczych poszukiwaniach dość daleko odeszli od ortodoksyjnie pojmowanego bluesa. Ich brzmienie to przede wszystkim swoista mieszanka lirycznego, balladowego rocka, swingu, tudzież krainy łagodności a la Wojtek Bellon, z której zdają się czerpać najobficiej. Choć te właśnie klimaty rzeczywiście doskonale im pasują, niekiedy zrywają się do nieco ostrzejszego uderzenia.
Słuchacze reagowali żywiołowo. Ujęła ich nie tylko sama muzyka, czy wywołany przez nią efemeryczny nastrój, lecz także inteligentna i frywolna konferansjerka Maćka Walewskiego. Młody muzyk, podobnie jak Karol Deja, któremu zresztą artyści poświęcili jeden kawałek, wyraźnie stylizował się na Artura Andrusa. Z kokieteryjnym zakłopotaniem miotał się w pajęczynie słów usiłując rozstrzygnąć czym jest to, co płynie ze sceny. Niezależnie jednak, czy nazwiemy to piosenką, utworem, czy po prostu kawałkiem, najważniejszy jest fakt, że wszystko wyszło spod ich własnej ręki.
Użyte przez Walewskiego określenie „swoje” nie jest właściwie do końca precyzyjne. Autorskie były przede wszystkim aranże muzyczne, natomiast w warstwie tekstowej oprócz strof własnych mińscy bluesmani zaprezentowali między innymi wiersze Edwarda Stachury czy dwa liryki Zbigniewa Piątkowskiego. Trzeba przy tej okazji odnotować, że debiutujący dwa lata temu tomikiem „Rozstaje” miński poeta nałożony na gitarowy podkład i zainterpretowany przez Izabelę Furdal i Macieja Kopkę stopniowo wyrasta na całkiem niezłego dostarczyciela materiału do piosenek z tekstem i... duszą.
Oprócz motyli na dłoni czy peanów na cześć wolności, która bez nieba i ptaków nijak obejść się nie może, w mrok sali popłynęły na przykład pochwały długich włosów. Koncert tak bardzo przypadł melomanom do gustu, że nakłonili Skazanych do bisu. Jedynym minusem, który jednak nie leżał po stronie zespołu, lecz pałacowych speców od techniki, było nagłośnienie zagłuszające wokal w ostrzejszych kawałkach... piosenkach... czy jak tam chcecie je nazwać.
W najbliższym czasie Skazanych na Bluesa będziemy mogli usłyszeć na Festiwalu Autorów MIVENA, który – jak przypominamy wszystkim chętnym do pokazania swych talentów artystom – został przeniesiony na 22 listopada. A szóstce pasjonatów pozostaje życzyć, by dalej szli swoją drogą. Ciekawe dokąd ich zaprowadzi – w stronę świetlistego jazz rocka czy może w rejony nieco mroczniejsze, z których przecież wykiełkował blues... czarna dusza świata.

Numer: 2008 41   Autor: Marcin Królik





Komentarze

DODAJ KOMENTARZ

Wpisz nick.

Nick *

Nieprawidłowy adres e-mail.

Adres e-mail *

Wpisz treść wiadomości.

Treść wiadomości *