Jak wyludnić przeciętne miasteczko w ciągu roku? Nie trzeba do tego żadnej katastrofy naturalnej. Wystarczy zbudować jeden z hipermarketów.Z powodu niskich cen upadają lokalne sklepy i zakłady, a mali przedsiębiorcy idą na bezrobocie. To inwazja bez wojska. Władze samorządowe mogą bez żadnej nowej ustawy hamować rozwój sieci supermarketów. Wystarczy, że na własnym terenie nie będą wydawały pozwoleń na ich budowę
Brońmy swego biznesu
Po amerykańskich doświadczeniach ze straszliwymi skutkami ekspansji sieci supermarketów w małych i średnich miastach, będziemy zachęcali lokalne samorządy do hamowania rozwoju sieci supermarketów na ich terenie - pisze do nas w drugim liście Jerzy Krajewski.
Proces kryzysu w lokalnych małych-średnich firmach handlowych i produkcyjnych dobrze pokazuje amerykański film „Wysoki koszt niskich cen”. Autorzy ujawniają w nim, że roczna płaca w Wal-Martach dla szeregowych pracowników wynosi średnio 13 tys. dolarów. W USA to poniżej progu ubóstwa - więcej pieniędzy dostają z pomocy społecznej. Sam sklep namawia, żeby pracownicy uzupełniali pensje darmowymi posiłkami czy państwowymi dopłatami do mieszkań. Rasizm, szpiegowanie związków zawodowych, arogancja wobec ekologii, zaniżanie liczby godzin na paskach wypłat – to wszystko robi firma, która należy do Waltonów, najbogatszej rodziny w USA. - To wyzysk w imię niskich cen. Wielbiciele wolnego rynku powinni obejrzeć historię o Wal-Mart. Być może zastanowią się, jak to możliwe, że w ich hipermarketach pojawiają się superokazje.
Właściciele supermarketów to groźni przeciwnicy, bo doświadczeni w bojach na całym świecie. Najpierw na nowy rynek wysyłają swoich szpiegów i agentów wpływu, by rozpoznali teren działań wojennych. Przychylność lokalnych przywódców (władz samorządowych, liderów opinii, mediów) zdobywają za pomocą drobnych lub większych prezentów, np. wpłat dla lokalnej fundacji charytatywnej lub instytutu badawczego.
Gdy opanuje się przyczółek, jest zgoda na budowę hipermarketu, a do boju wrzucają wielki kapitał na budowę i najlepszych fachowców do walki z lokalną konkurencją.
Walka jest obliczona na wykończenie, więc podnosi się krzyk najsłabszych przeciwników, którzy nie wytrzymują w boju. Wtedy korporacji osłonę dają działania z zakresu public relations i polityki społecznej. Gdy najsłabsi padną, głosy oburzenia powoli cichną, a hipermarket w spokoju panuje nad terenem.
Nie mniej morderczą walkę sieci handlowe toczą z dostawcami. W niektórych przypadkach traktują ich jak królowie poddanych. Im mniejszy dostawca, tym bardziej jest poniżany. W Polsce zdarzają się przypadki, że przedstawiciele potencjalnych dostawców są specjalnie przed negocjacjami przetrzymywani (godzinami czekają na opóźniające się spotkanie) w gorących pomieszczeniach, by byli bardziej skorzy do ustępstw.
Zdaniem Klubu Gepardów Biznesu do racji lokalnego interesu trzeba przekonać 379 starostów, którzy mogą wyhamować ekspansję supermarketów przez nie udzielenie pozwolenia na budowę. Powinni popierać miejscowy biznes, a zagranicznym i krajowym sieciom supermarketów stawiać wszelkie zgodne z prawem przeszkody i bronić swoich decyzji w sądach.
Ze względu na olbrzymią rolę, jaką starostowie pełnią obecnie w gospodarce, dyrektor zmienił regulamin konkursu, dodając w nim nową kategorię - powiat przyjazny biznesowi. Będzie również przyznawany tytuł najlepszego starosty powiatu, który powstrzyma ekspansję hipermarketów na swoim terenie, sprzyjając przez to rozwojowi rodzimych firm.
- Los tysięcy małych i średnich firm handlowych i produkcyjnych oraz setek tysięcy miejsc pracy w Polsce jest obecnie w rękach 379 starostów oraz kilku tysięcy powiatowych radnych - konkluduje Jerzy Krajewski.
Jest to jakiś pomysł, ale czy skuteczny? W Mińsku Mazowieckim mimo istnienia kilku sieci wielkich sklepów, mniejsze radzą sobie dzięki jakości produktów, atmosferze i specjalnej obsłudze. Tak jest w wielu miastach Polski i na wsi. No, ale nad Wisłę nie dotarli jeszcze Amerykanie. Może więc warto już teraz dmuchać na zimne.
Numer: 2008 40
Komentarze
DODAJ KOMENTARZ