Mińsk Mazowiecki w Białymstoku

Zawiódł się ten, kto oczekiwał po tym wyjeździe wygód, zapierających dech widoków, czy wykwintnego jedzenia. Było za to niedospanie, wielogodzinne stanie w zimnie przed białostockim sanktuarium, prowiant i herbata z termosu. Nikt jednak nie narzekał, wszyscy wiedzieli na co się decydują – rozumieli, że to nie jest zwykła wycieczka, lecz pielgrzymka... czas święty. Jechali do Białegostoku, by uczestniczyć w beatyfikacji ks. Michała Sopoćki

Dotknąć świętości

Mińsk Mazowiecki w Białymstoku / Dotknąć świętości

Wyjazd zorganizowała jedna z mińskich pielęgniarek, która przez skromność woli pozostać bezimienna. Wynajęty autokar ruszył o piątej nad ranem spod szpitala, gdzie wsiadła większość pasażerów. Następnie zajechał pod kościół NMP, skąd zabrał kilku dodatkowych pielgrzymów oraz ks. Konrada Hasiora, który sprawował nad cała grupą duchową opiekę. Po drodze dosiadło się jeszcze dwoje podróżników ze Stanisławowa. Ponad dwugodzinna podróż upływała w rytmie modlitw i opowieści.
Modlitwy przed sanktuarium Miłosierdzia Bożego trwały już od szóstej. Mińscy pielgrzymi łączyli się duchowo z przebywającymi na placu celebry śpiewając Godzinki. Sami dotarli tam około dziewiątej. Sektory były jeszcze pustawe. lecz przed mającą trwać trzy godziny uroczystą eucharystią zapełniły się niemal po brzegi. Każdy pątnik otrzymał od pełniących służbę pomocniczą harcerzy okolicznościową broszurkę, w której oprócz opisu ceremonii znajdowała się nota biograficzna o nowym błogosławionym w sześciu językach – polskim, litewskim, niemieckim, hiszpańskim, francuskim i angielskim.
O międzynarodowym charakterze zgromadzenia świadczyły też odczytywane w różnych językach fragmenty pism s. Faustyny. Sam ks. Sopocko zresztą połączył w sobie kilka nacji. Metropolita mińsko-molyhewski abp Tadeusz Kondrusiewicz przypomniał zebranym, że spowiednik s. Faustyny urodził się na terenach dzisiejszej Białorusi, kapłańską posługę zaczął na Litwie, gdzie swoje korzenie ma kult Miłosierdzia, zaś walkę o jego upowszechnienie stoczył i narodził się dla Nieba w Polsce. W swym niezwykle emocjonalnym wystąpieniu białoruski hierarcha obwołał ks. Michała patronem trzech narodów. Ale nawet bez tego może on służyć przykładem jako mistrz kapłańskiej i ludzkiej pokory wobec wyroków Opatrzności, na co szczególny nacisk położył w swym przemówieniu legat papieski j. e. Angelo Amato, który w imieniu Benedykta XVI dokonał aktu beatyfikacji.
Nieznany dotąd miński epizod ks. Sopoćki nadał przeżyciom związanym z jego beatyfikacją zupełnie nowy rys. Pochodzący z różnych parafii i środowisk mińscy pielgrzymi zyskali dzięki temu poczucie jeszcze większej bliskości z Apostołem Miłosierdzia. Przestał być jedynie heroicznym, a przez to jakby nieco odległym i niedościgłym wzorem do naśladowania, a stał się po trosze sąsiadem, kimś stąd. Dzięki temu jego beatyfikacja, choć przeprowadzona daleko od Mińska, stała się również naszym świętem.
Po zakończeniu celebry mińszczanie udali się do sanktuarium, aby uklęknąć przed doczesnymi szczątkami ks. Sopoćki złożonymi w grobowcu w kościelnym prezbiterium. Organizatorka wyjazdu stanęła w długiej kolejce po relikwie. Patrząc na tłum kłębiący się wokół trumny nie sposób było nie zadać sobie pytania o potrzebę obcowania z ciałami świętych. Musi ona wyrażać jakąś naszą zbiorową podświadomą, ponadreligijną tęsknotę do zjednoczenia ze Stwórcą. Dlatego otaczamy czcią wielkich ludzi, którzy dzięki duchowym przymiotom już w doczesnym życiu się do niego zbliżyli. Otrzeć się o to, co po nich pozostało znaczy – stanąć na progu niepojętej światłości.
Mińscy pielgrzymi wyjechali z Białegostoku ostatni, zabierając ze sobą kropelkę świętości zamkniętą w małym relikwiarzyku. Relikwia nowego błogosławionego zostanie umieszczona w kaplicy szpitalnej, zaś w najbliższy piątek podczas Godziny Miłosierdzia w kościele NMP wszyscy, którzy poczują potrzebę serca, będą mogli ja ucałować. Teolodzy mówią, że święty nie jest sam przedmiot, ale to, do czego odsyła duszę, kiedy go kontemplujemy. Mimo to dostąpiwszy zaszczytu trzymania tego drobiazgu w palcach, można naprawdę poczuć ciężar wyzwania, jakie postawił przed nami Ten Który Jest.
Aż nazbyt często życie przypomina nitkę drogi niknącą w mroku przed przednią szybą autokaru. Nie zawsze wiemy dokąd nas zaprowadzi i bywa, że zagubimy gdzieś kierunek. Ale nawet w zwątpieniu i błądzeniu trzeba sobie z uporem maniaka powtarzać, że dobro nas nie zdradzi. Ono wypływa z lepszej części naszej natury. O tym właśnie przypominają święci – nawet jeżeli mamy kłopot z wiarą w Tamtą Stronę.

Numer: 2008 40   Autor: Marcin Królik





Komentarze

DODAJ KOMENTARZ

Wpisz nick.

Nick *

Nieprawidłowy adres e-mail.

Adres e-mail *

Wpisz treść wiadomości.

Treść wiadomości *