Echa IV Festiwalu Chleba

Mając na uwadze tradycję szacunku dla chleba, propagowanie folkloru i sztuki ludowej, integrację regionów kraju oraz pokoleń Polaków, a także promocję powiatu mińskiego i jego stolicy - Mińska Mazowieckiego organizuję od czterech lat festiwale chleba – swoistą rewię folkloru i darów ziemi. Po jej czwartej edycji pojawił się w lokalnej prasie artykuł, który nie tylko wypaczył obraz festiwalu, ale starał się ośmieszyć jego organizację. Takie irracjonalne zarzuty wymagają publicznej riposty...

Swołocz lokalna

Echa IV Festiwalu Chleba / Swołocz lokalna

Rozumiem, że moja inicjatywa nie musi się wszystkim podobać, ale też nie mogę się zgodzić, że na tegorocznym festiwalu panował jakikolwiek chaos. Życzę każdemu, by z tak wielkiego przedsięwzięcia logistycznego wyszedł bez – jak to nazywa Saganowska, autorka paszkwilu – organizacyjnych wpadek. Niewielkie przesunięcia czasowe to na tak dużych imprezach norma, a kłopoty z nagłośnieniem (których nota bene nie było) to nie sprawa organizatora. Identycznie jak prąd, który każdy z handlowców miał, choć nie było o nim mowy w kontrakcie sponorskim. Poza tym – co równie ważne – opłaty pobierano nie  za stoisko, a za promocję własnej firmy, nawet handlującej kwiatami czy kanapkami.
To fakt, liczylismy na amfiteatralne zadaszenie sceny, prąd, łazienki i jeszcze inna pomoc ze strony MDK. Otrzymałem niewiele, a burmistrz nawet nie pozwolił na handel piwem. Może i dobrze, bo pogoda była nalewkowa, a leczniczych trunków akurat nie brakowało.
Nie mogę powstrzymać się od śmiechu, czytając o sobie jako szlachcicu i jednocześnie własnym kamerdynerze noszącym stoliki. Szkoda, że Saganowska nie spostrzegła, gdy jeszcze tańczyłem, śpiewałem, odwiedziłem wszystkie stoły chlebowe, piłem nalewki, jadłem grochówkę oraz chodziłem do festiwalowego biura i... łazienki. Nie tylko umyć ręce!!! Miałem też czas na rozmowy z gośćmi, a nawet z dziennikarzami.
Ale nawet przy takiej aktywności potrzebni są współpracownicy jak jury czy pomoc techniczna. No i rodzina z pracownikami redakcji. Bez nich nie mógłbym prowadzić festiwalu i mieć czasu na „wyrywanie” mikrofonu Jolancie Kowalczyk, która w niedzielę powinna być na scenie tylko podczas wręczania nagród i wspólnych fotografii. Stało się inaczej, ale – niech każdy przyzna – trudno wytaczać działa przeciw kruchej kobiecie, która chciała sobie ulżyć zabawianiem gości. 
I na koniec najważniejsza sprawa – pomówienie mnie o tzw. ekonomiczne myślenie tj. co zrobić, by zarobić.  A jak ktokolwiek wyobraża sobie taką imprezę bez pieniędzy? Na nagrody poszło ponad 20 tys. zł, za scenę – 15 tysięcy, gratyfikacje dla artystów to prawie 30 tysięcy, obsługa techniczna, catering, noclegi to kolejne 10 tysięcy. Wystarczy? Na festiwal Himilsbacha miasto wyłożyło 100 tysięcy, a na przyjazd i przyjęcie 350 gości Festiwalu Chleba z całego kraju – ani złotówki. Dokładam więc do festiwalu niemało, ale za to z nieustającą satysfakcją. Stać na to któregokolwiek z malkontentów bawiących się w prasowych i usznych opluwaczy? Myślę, że nigdy, ale to kwestia miłości, a nie pieniędzy!!!
Chcę też krytykantom uświadomić, że nie chodzi tu o miłość do ludowych całusów i przebieranek, a znacznie coś większego. Festiwal Chleba to nieustająca promocja radości z piękna polskiej kultury ludowej, która zawsze była pierwsza i taką zostanie. Cieszę się, że mogę być jej orędownikiem.
Sumując – tak na festiwalu miało być, jak było, a jeśli ktoś nie potrafił dostrzec jego prawdziwych uroków, niech chodzi na imprezy swoich medialnych pupilów. Czas bić się w piersi – pani Saganowska – i nie udawać rzetelnej dziennikarki, bo fałsz zawsze wypłynie, a kpiarstwo nie skryje chorej zazdrości. Mnie wystarczy serdeczna satysfakcja.
PS Sprostowanie podobnej treści wysłałem do autorki artykułu, ale  bez nadziei na publikację, a tym bardziej na skruchę.

Numer: 2008 39   Autor: J. Zbigniew Piątkowski





Komentarze

DODAJ KOMENTARZ

Wpisz nick.

Nick *

Nieprawidłowy adres e-mail.

Adres e-mail *

Wpisz treść wiadomości.

Treść wiadomości *