Nasze ulice

Błonie przez lata cierpiały z powodu nierównej nawierzchni i dziur. Kiedy więc rozpoczął się remont, mieszkańcy odetchnęły z ulgą – w końcu przestaną łamać sobie obcasy i niszczyć felgi. Przyznają, że roboty posuwały się w błyskawicznym tempie, lecz, kiedy po roku szpetne wykopy zostały wygładzone, rozpoczął się prawdziwy surwiwal

Deptak samowolka

Nasze ulice / Deptak samowolka

W miejscu krzywego chodnika i pamiętającej poprzedni ustrój jezdni pojawiła się elegancka kostka i place parkingowe z prawdziwego zdarzenia. Dzięki temu powstałą nader osobliwa hybryda spacerowego deptaka – za jaki zresztą niektórzy nie wgłębieni w temat Błonie uważają – i ulicy przeznaczonej do ruchu. Z pozoru wygląda to imponująco i w zamyśle projektantów zapewne miało wpisać się w ogólną strategię rozwoju Błoni, które rzeczywiście ostatnio wiele zyskały – zwłaszcza nowe bloki i przychodnia, którą wszyscy wielce sobie chwalą.
Mieszkańcy mimo to nie są zadowoleni. Nie chodzi nawet o to, że w zimie – szczególnie teraz, gdy śniegu jest jak na lekarstwo – na kostkowej nawierzchni robi się szkło. Prawdziwą zmorą stały się samochody przelatujące przez ulicę jak przez tor wyścigowy. Przeznaczona dla nich przestrzeń w żaden sposób nie została oddzielona od pasa dla przechodniów. Jedyne co im w tej sytuacji pozostaje to trzymać się jak najbliżej lewej strony, co w praktyce oznacza ocieranie się o gałęzie drzew, mieć oczy dokoła głowy i modlić się, żeby kierowcom rozpędzonych aut nie wpadło na myśl wyprzedzanie na trzeciego.
Zagrożone są nie tylko osoby starsze i matki z dziećmi, ale przede wszystkim dzieci, które nic nie robiąc sobie z niebezpieczeństwa biegają przez całą szerokość, grają w piłkę albo chodzą z psami. Przechodzenie na drugą stronę również ostatnio bywa na Błoniach niezapomnianym doświadczeniem.
– Tu jest teraz gorzej jak na wsi – komentuje jedna z zatroskanych błonianek. – Czasem jak wpadają tu z Warszawskiej to tylko jeden gwizd i wiatr. Bywa, że prawie się o człowieka otrą. Potrzeba nam chodnika albo przynajmniej jakichś słupków.
Chodnik w projekcie w ogóle nie został uwzględniony. Zresztą planów przebudowy z mieszkańcami nikt nie uzgodnił. Rozwiązaniem kłopotu mogliby się stać śpiący policjanci, którzy wymuszaliby u kierujących zdjęcie nogi z gazu. Dotychczas na Błoniach pojawił się jeden, lecz według pieszych użytkowników ulicy to stanowczo za mało, by zapewnić im pełne bezpieczeństwo. Z zazdrością spoglądają więc w kierunku ul. Rodziny Nalazków, gdzie ruchu pilnują specjalne występki.
– Póki co nic złego się jeszcze nie zdarzyło – mówi nasza rozmówczyni – ale to tylko kwestia czasu.
Teraz, gdy coraz wcześniej zapada zmrok, strach wzrasta jeszcze bardziej. Przemykające środkiem ulicy grupki młodzieży w ciemnych kurtkach są niemal niewidoczne. Przebudowa ulicy to zbyt kosztowna impreza, położenie większej ilości śpiochów sparaliżuje ruch.
Co zatem czynić? Zrobić z ulicy Błonie rzeczywisty deptak zamknięty dla ruchu kołowego albo... dać wszystkim mieszkańcom kamizelki odblaskowe.

Numer: 2008 39   Autor: Marcin Królik





Komentarze

DODAJ KOMENTARZ

Wpisz nick.

Nick *

Nieprawidłowy adres e-mail.

Adres e-mail *

Wpisz treść wiadomości.

Treść wiadomości *