Rocznica 17 września

W 69 lat po napaści Związku Radzieckiego na Polskę przez co poniektórych uważanej za czwarty rozbiór w Mińsku Mazowieckim odbyły się uroczystości rocznicowe z udziałem pocztów i władz miasta. W kościele św. Antoniego została odprawiona msza za Ojczyznę, następnie zaproszeni goście przeszli do SP-1, gdzie wysłuchali okolicznościowych przemówień

Czerwony mór

Rocznica 17 września / Czerwony mór

Jednak o wiele ciekawsza i owocniejsza od rocznicowej koturnowości może okazać się próba zrekonstruowania tamtych nieludzkich dni z perspektywy naocznych świadków. Jaka była wówczas pogoda? Co myśleli ludzie? Czy nazywany zdradzieckim nożem w plecy pochód  czerwonoarmistów był dla nich raczej zaskoczeniem, czy może jednak się go spodziewali? I w końcu rzecz kluczowa – jak zapamiętali najeźdźców?
Sowiecka agresja odwrotnie niż niemiecka okupacja nie zapisała się szczególnie wyraziście w pamięci naszych weteranów tamtych lat. W ‘39 nie dali się aż tak bardzo we znaki – główna linia ich inwazji przebiegała na Wileńszczyźnie, w okolicach Zamościa, Lublina, Chełma, czy Suwałk, do Mińska Mazowieckiego docierały zaledwie echa – tym niemniej psychologiczne poczucie zagrożenia było duże.
Wiadomość, że od Wschodu nadciągają czerwoni dotarła nad Srebrną bardzo szybko. Czerwona zaraza stwierdzili zgodnie ci co 20 lat wcześniej ścierali się z bolszewikami pod gen Hallerem i wciąż doskonale pamiętali ich diabelną szybkość, brutalną siłę rażenia i piekielną skuteczność. Słuszność przyznawali im weterani pierwszej wojny, którym szczęśliwie udało się wrócić z frontu rosyjskiego, lecz mimo to już na zawsze mieli zachować w pamięci nękające ich w sennych koszmarach  potworności, jakie tam przeżyli i krwawe rzezie, jakie widzieli na własne oczy. Wieść o napaści nie była więc aż tak wielkim zaskoczeniem jak można by teraz wnieść z lektury podręczników.
Niemieccy żołnierze traktowali swoich sprzymierzeńców z właściwą sobie wyższością. Śmiali się z nich, uważali za kudłatych, nieokrzesanych, brutalnych podludzi. Nie tyle wkraczający co wpadający do wsi i miast czerwonoarmiści istotnie mogli w wielu wypadkach nasuwać takie skojarzenia. Pewien mińszczanim przypomina sobie jak w kilka lat po wojnie, gdy nie wolno było mówić o agresji, lecz o bratnim wsparciu. A krewniacy z Suwalszczyzny opowiadali mu o pierwszych dniach Rosjan w swojej wsi.
– Byli potwornie głodni, zmordowani, brudni. Pierwsze co zrobili jak tylko się zainstalowali, to pozabierali ludziom wszystkie, dosłownie wszystkie świnie. Rozrywali mięso gołymi rękoma, piekli w ogniskach, smażyli na powyginanych kawałkach jakichś blach, jedli, a raczej pożerali na wpół surowe... Później przez parę ładnych dni nie zakładali portek na tyłki. Dobrze, że nas to ominęło.
Czy aby na pewno? Są opinie, że do Mińska Mazowieckiego mogły dotrzeć sowieckie czujki. Krążą trudne dziś do zweryfikowania opowieści o człowieku, który w początkach października zjawił się nie wiadomo skąd, sypiał po stodołach, a za dnia robił wszystko, by się ukryć. Nie ufał nikomu – nie rozmawiał, nie chciał pomocy. Mógł być równie dobrze rosyjskim szpiegiem, co uciekinierem, ale tego nie wie nikt.

Numer: 2008 39   Autor: Marcin Królik





Komentarze

DODAJ KOMENTARZ

Wpisz nick.

Nick *

Nieprawidłowy adres e-mail.

Adres e-mail *

Wpisz treść wiadomości.

Treść wiadomości *