Drodzy Czytelnicy

Gdy mój znajomy zobaczył w telewizorni zakonników od kazimierskich betanek, który teraz w parafii robi za wikarego, zapragnął zgrzeszyć. – Skoro może Boży sługa, to dlaczego nie ja. Przecież jego nie trafił piorun, więc mnie też Wszechmocny oszczędzi. A przyjemności w tym podłym życiu nigdy za wiele – tłumaczył z przekąsem. Nie przekonywałem go, że ma jeszcze sumienie...

Piękny rynsztok

Drodzy Czytelnicy / Piękny rynsztok

Fakt, nie miałem za grosz sumienia, pisząc w poprzednim felietonie kuplecik o nauczycielu leżącym przed szkołą na rozkaz związku zawodowego. Wzburzenie pewnych ciał pedagogicznych było więc słuszne. Uderzyłem w stół i odezwały się... święte krowy, którym nic już nie pomoże. Zawsze będą mierni, bierni, ale wierni. Kiedyś mieli komu, a teraz? Tylko dyrektorom, bo to oni dziś rzeczywiście rządzą w szkołach. I budują sobie przyjazną rozwojowi kadrę. Dyrektor Stępniewski, który właśnie odszedł zbudował sobie jeszcze ośrodek zdrowia, bo przez 32 lata nie zwariował i nie zachorował. Każdy by tak chciał odejść, ale udaje się nielicznym. Trzeba mieć nerwy jak postronki, ale to obecnie taka rzadkość jak przyjaźń i miłość.
Prezes Jaguścik twierdzi, że nauczyciele są zbulwersowani. On też, bo nigdy nie walczył o święte krowy w oświacie. Sam nigdy nie czułem się wyjątkowym nauczycielem, ale jako belfrowski szaraczek i członek ZNP też nie otrzymałem pomocy. Z trójką małych dzieci gnieździłem się przez 6 lat w pegeerowskim czworaku bez centralnego ogrzewania i łazienki. Mieszkania wtedy dostawali członkowie... PZPR, a nawet jej przybudówek. Ale ze związku wypisałem się znacznie później, wciąż wierząc, że przynajmniej stara się pomagać.
Prezes Jaguścik ma rację – nie wszyscy nauczyciele to stek pretensji i żądań. Wielu odchodzi, gdy w szkole nie znajdą satysfakcji, ale też wiele beztalenci uczy nasze dzieci. Uczy braku szacunku do pracy, do wolnego rynku i samodzielnego myślenia.
Nie dziwne więc, że wielu rodziców chce uczyć dzieci po Witkiewiczowsku. Na razie jest ich setka, ale będą następni. Oddadzą obcym już ukształtowanego człowieka, który nie pozwoli sobie wmówić bylejakości.
Socjalizacja jest ważna, ale bez przesady. Weźmy na przykład burmistrza Grzesiaka, który dał się Kuroniowi ubrać w fartuszek i kroił zamiast garmistrza marchewkę czy zwijał koperek do łososia. Kosztowało to budżet miasta tylko 17 tysięcy (stówa za kilogram Kuronia), ale zdjęcia obiegną nie tylko Mińsk. I nie trzeba wzywać nadwornych fotografów. No cóż, Grzesiakowi pasuje nawet damski fartuszek i nikt tego nie zmieni. Nawet ci, którym od kilku lat ckni się basen pełen czystej wody. Także tym, którzy wciąż czekają na koniec modernizacji ulicy Topolowej, na mieszkania bez szczurów, na nieprzegadany patriotyzm z okazji piętrzących się rocznic.
A gdy już pójdą do gabinetu ojca miasta, chcieliby z niego wyjść mądrzejsi, uspokojeni, a nawet zapłodnieni nadzieją. Dlaczego wciąż wychodzą głupsi, upokorzeni, przegadani i gotowi się spalić przed popiersiem św. Jana Chrzciciela.
– Już nie pójdę do tego pięknego rynsztoka – wyznał jeden z licznych petentów burmistrza. Nie mogłem przez lata uwierzyć, aż zrozumiałem. I dlatego znajomemu z ochotą zgrzeszenia nie powiedziałem nic o sumieniu i honorze. Skoro nie mają go wybrańcy, to maluczcy tym bardziej. Nieprawda, to właśnie my powinniśmy pokazać wszystkim kołtunom, że poradzimy sobie bez ich zakłamanego chamstwa.
I dlatego nie napiszę dlaczego w gabinecie burmistrza zobaczyłem piękny rynsztok. Na razie...

Numer: 2008 36   Autor: Wasz Redaktor





Komentarze

DODAJ KOMENTARZ

Wpisz nick.

Nick *

Nieprawidłowy adres e-mail.

Adres e-mail *

Wpisz treść wiadomości.

Treść wiadomości *