Pod patronatem Co słychać?
W niedzielny wieczór 31 sierpnia w kinie Światowid odbył się koncert jednego z większych polskich jazzmanów Zbigniewa Namysłowskiego i jego big bandu „Kalatówki”. Przewodnictwo Jacka Namysłowskiego jest tu tylko formalne, bo prawie wszystkie kompozycje i aranżacje należały do ojca
Sjesta u Zbyszka

Kalatówki to znana ulica w Zakopanem. Powszechnie znane są również powiązania lidera z muzyką ludową. Ale tym razem jej nie było. Usłyszeliśmy big-bandowy jazz środka, bez zbyt dowolnych wycieczek, mocno osadzony w materiale aranżacyjnym.
Big band złożony jest z młodych muzyków – średnia wieku ok. 30 lat. Bardziej znanymi to: Jerzy Małek – tp, Paweł Dobrowolski – dr, Piotr Wrombel – pianino elektryczne, Robert Murakowski – tp, flh. Znają swoją robotę, wymagali tylko lekkich ingerencji dyrygenta, zaledwie 2-3 razy wystąpiło coś w rodzaju dziury brzmieniowej. Solówki grał prawie cały 16-osobowy zespół, jedynie oprócz barsax, 2 tb i kontrabasu.
A co zagrali? Pierwszy był „Żużel”, po nim „Sleepless Night” (nieprzespana noc) – jak mówi pan Zbyszek, muzyk ma często – takie noce. Za nimi „Kloc” – utwór o głupiej, ale ciekawej nazwie. Ale dopiero w „Niedogotowanym kurczaku” Zbigniew Namysłowski zagrał swoją pierwszą solówkę. W pewnym momencie orkiestra wybijała rytm klaskaniem – publiczność myślała, że w ten sposób chce zachęcić ją do owacji i zaczęła klaskać, a chodziło o efekt perkusyjny. „Jack Ball” (Ball to bal, piłka lub brzydkie słowo na p...) był jedyną kompozycją Jacka Namysłowskiego, a „Without a Talk” – szybki temat, kontrapunkty sekcji trąbek i saxofonów – podobał się najbardziej. Także ballada dla Ewy z solowym popisem Namysłowskiego. „Cool Cat” – w odróżnieniu od hot doga to zaś standing sekcji saksofonów, temat naszpikowany melizmatycznymi efektami melodii.
Całość domknęła „Fiesta and Siesta” – od sola na congach i bongosach, poprzez solo na brzegach bębnów i całej perkusji do takiego samego finału orkiestry.
Koncert został zorganizowany przez Mińskie Towarzystwo Muzyczne i był pierwszym większym dziełem jego nowej prezeski Marty Sosińskiej, która naszej redakcji powierzyła patronat medialny. Nie żałujemy, bo dwie godziny z Namysłowskim to rzeczywiście jazzowa sjesta.
Numer: 2008 36 Autor: Tomasz Roguski, fot. Zbigniew Piątkowski
Komentarze
DODAJ KOMENTARZ