Drodzy Czytelnicy

Nowy rok bieży, belfer znów leży – przed szkołą. Forsy za mało, dzieci za dużo, a związek krzyczy nad głową. Nie, to nie jest fragment noworocznej szopki, a powracające w czasie roku szkolnego rzeczywistość. Jakoś jednak nie sposób oprzeć się wrażeniu, że walka o podwyżki to pozorowane działania trzymających się władzy działaczy ZNP. Czy ktoś wreszcie dobierze się do skóry tym świętym krowom...

Extremalia

Drodzy Czytelnicy / Extremalia

Po zakończonych igrzyskach w Pekinie nie brakuje dysonansów w ocenach występów Polaków. Wprawdzie 10 medali i to niepośledniego kruszcu, ale trzykrotnie granego Mazurka dziwnie przytłacza pijany zastępca Ireny Szewińskiej. Z jednej strony działacze wpadają w zachwyt, z drugiej sami sportowcy oskarżają ich o nieróbstwo i totalny alkoholizm. Wiedzą co mówią, czy szukają winnych własnych słabości, braku formy i szczęścia?
– Za cztery lata będzie jeszcze gorzej – mówią byli trenerzy, a dziś krytycy. Trudno się z nimi nie zgodzić w kontekście Euro 2012 i naszej niemocy budowlanej. Minister sportu chce więc zawczasu oczyścić krajowe związki sportowe, zastępując wiecznych działaczy menadżerami. Podobny zabieg na związkach zawodowych mógłby wykonać minister gospodarki, a nawet edukacji narodowej. Mógłby każdy minister, ale żadnemu się nie uda, bo wrzask odsuniętych od koryt działaczy ogłuszyłby cały kraj, całą unię. A tego nasi i unijni socjal-biurokraci nie zdzierżą. To nie Chiny, a nawet nie Ameryka, które dzięki rządom komunistów lub opinii publicznej zdobyły 210 olimpijskich medali. Na taką motywację jeszcze nas nie stać, a laury na igrzyskach tylko przesłaniają prawdziwy stan polskiego sportu.
Gdy za tydzień będziemy się zastanawiać nad kondycją powiatowej i gminnej kultury fizycznej, na pewno wyjdą podstawowe braki w bazie i ludziach. Nie będzie tylko winnych wieloletnich zaniedbań, a przecież z góry wiadomo, że największym wrogiem rozwoju jest złe prawo i urzędniczy marazm.
Mamy z nim doczynienia prawie co tydzień, zbierając informacje do tematycznych raportów. Są gminy, którym trzeba tylko kilku godzin na przygotowanie informacji, ale są też ogarnięte niemocą logistyczną i kompetencyjną. Himilsbach, o którym przed jego mińskim festiwalem wspomina Maciej Kierył miałby na ten stan specjalne określenie, a zapewne najmilszym dla ucha byłaby biurwokracja.
Gdzieś daleko od tej urzędniczej niemocy płynie atmosfera gminnych dożynek i naszego Festiwalu Chleba, na który zapraszamy w niedzielę 14 września.
A w najbliższą niedzielę gmina Cegłów uświęci plony w Posiadałach. W tym samym czasie wielgoleska straż będzie obchodziła swoje 90-lecie. Dzień wcześniej naszych czytelników czekają dwa festyny – jeden na lotnisku, drugi na stadionie MOSiR-u. I tak jest niemal przez cały rok, bo w powiecie brakuje centrum koordynacyjnego. Czy w ogóle komukolwiek na nim zależy? Frekwencja na spotkaniach dotyczących strategii rozwoju lokalnego, utwierdza nas w przekonaniu, że udział w rządzeniu marzy nam się tylko w czasie wyborów.
Brak nam też dyskusji, czego oczekujemy i na czym nam zależy, byśmy się nie stali pogardzaną prowincją. Za to zazdrośników i krytykantów jest pod dostatkiem. Nie brakuje też bałwochwalnych potakiwaczy i bojaźliwych sługusów. I tak płyniemy przez życie od ekstremum złośliwego zła do ekstremum pozornego dobra. A wstyd zostaje w środku.

Numer: 2008 35   Autor: Wasz Redaktor





Komentarze

DODAJ KOMENTARZ

Wpisz nick.

Nick *

Nieprawidłowy adres e-mail.

Adres e-mail *

Wpisz treść wiadomości.

Treść wiadomości *