Nie było chętnych do dyskusji o strategii rozwoju powiatu mińskiego. Może dlatego, że starostwo nie urządziło happeningu z muzyką i bigosem, a tylko kameralne spotkanie dla zainteresowanych przedsiębiorców i mieszkańców powiatu, którzy słusznie każdy projekt biurokratów traktują jak zestaw pobożnych życzeń lub zwyczajne chciejstwo
Zbędne chciejstwo
Na niedoszłych krytyków strategii rozwoju powiatu czekał wicestarosta Krzysztof Michalik. Ale też nie bardzo się zdziwił, gdy w sali posiedzeń zarządu i innych tajemnych narad ujrzał troje dziennikarzy, z jednym wydawcą a więc przedsiębiorcą, Rafała Kowalczyka z UG w Dębem Wielkim i Tomasza Dubińskiego – radnego z Halinowa.
Wbrew pozorom nawet tak ograniczony zestaw gości wystarczył do wywiązania się dyskusji a nawet polemiki. Czym jest strategia rozwoju powiatu? Mówiąc poważnie, wizją działań, które pomogą społeczności osiągnąć wyższy stopień rozwoju dzięki... unijnym dotacjom.
– W kontekście pozyskiwania eurozłotówek strategie są czystym chciejstwem – jeszcze poważniej nazwał cały projekt SRL wicestarosta Michalik.
Ale – o czym wie każdy unijny amant – bez planów ani rusz, bo wrażliwi na stosy załączników eurobiurokraci nie popuszczą nawet złotówki.
W końcu jest o co zabiegać – Mazowsze otrzyma z UE 530 milionów, jednak gros tych środków zatrzymają władze województwa. Samorządom lokalnych skapnie tylko 20 procent, tj. ok. stu milionów. Oznacza to, że jeden powiat otrzyma ok. 3 miliony na... 7 lat, a na przykład droga z Halinowa do Okuniewa to wydatek 14 milionów.
Stąd to nie tylko teoretyczne chciejstwo, a w ostatecznym rachunku zażenowanie wójtów i starostów. Tym bardziej, że koszty planowanych inwestycji wciąż rosną. Nie trzeba nawet perypetii, jakie ma Mińsk Mazowiecki z aquaparkiem, którego koszt urósł z 18 na 25 milionów i nie wiadomo czy na tym pozostanie. Początkowy koszt hali widowiskowo-sportowej przy ul. Budowlanej planowano na 16 milionów, teraz trzeba się liczyć z 40 milionami złotych. Bez toto-lotka i dotacji nikt nie ośmieli się rozpoczynać tej budowy.
Przedsiębiorcy też muszą wziąć pod uwagę powiatowy SRL, bo nawet najlepszy, ale niezgodny ze strategią projekt nie trafi na dotacyjną półkę, a do kosza.
W tym miejscu konkrety aż się proszą, ale skąd je wziąć. Wprawdzie analiza SWOT zawiera zewnętrzne i wewnętrzne uwarunkowanie rozwoju powiatu na najbliższe 5 lat, ale też na poziomie zbyt ogólnym, by skutecznie się do nich przymierzyć.
Warto jednak wiedzieć, że najważniejszym atutem powiatu jest jego położenie geograficzne, a głównym zagrożeniem – niestabilna koniunktura gospodarcza.
Co jeszcze wymyśliła komisja tworząca strategię? Aż 16 silnych i tylko 10 słabych stron powiatu. Za rozwojem przemawia m.in. młode społeczeństwo, bliskość Warszawy, tereny inwestycyjne, wykształceni i kreatywni mieszkańcy, dostęp do oświaty, poziom miejscowej kultury i jej dóbr, tereny zielone, liczba firm, rozwinięty sport, telekomunikacja, skuteczne władze samorządowe i... rozwinięta prasa lokalna.
Do słabych stron zaliczono zaś słabą infrastrukturę techniczną, jakość dróg (sporo gruntowych), brak dogodnych połączeń między gminami, zanik obszarów chronionych, słabą organizację czasu dzieci i młodzieży, średnią turystykę i rekreację oraz dziury w budżetach samorządowych.
– Czy wobec tego strategia nie jest za mało krytyczna? – dopytywał dębski spec od unijnych wniosków.
– Od tego są właśnie konsultacje – uspokajał Michalik.
Skoro tak, to publicznie ujawnimy kolejne, a kto wie czy nie główne braki powiatu. Od jego powstania brakuje nowoczesnej promocji mińskiej ziemi, bo trzy wydane dotychczas foldery to tylko reklamowa fastryga. Mimo atrakcyjnych terenów inwestycyjnych wciąż nie mamy dostatecznej liczby firm wytwórczych, które zatrzymałyby młodych uciekinierów do stolicy i za granicę. Nie możemy się też pochwalić pozyskiwaniem energii ze źródeł alternatywnych, a powiatowa kultura bez koordynacyjnego centrum o statusie instytucji to zawsze czasowa samowolka organizatorów.
Mamy rzeczywiście silną prasę lokalną, ale wciąż brak nam lokalnego radia i telewizji, które służyłyby nie tylko kulturze, ale i bezpieczeństwu.
Zrównoważony rozwój to również współpraca samorządów z biznesem. Niestety, jeszcze o takim publiczno-prywatnym partnerstwie ćwierkają tylko wróble, bo wójtowie i burmistrzowie boją się podejrzeń o korupcję.
Nie trzeba się łudzić – rzadko kto zajrzy do ponad stustronicowej strategii, a jeszcze mniej osób zechce się jej bliżej przyjrzeć. Warto jednak wiedzieć, że coś takiego istnieje i starzeje się razem z nami.
Numer: 2008 35 Autor: J. Zbigniew Piątkowski
Komentarze
DODAJ KOMENTARZ