Czy są granice niepłacenia należności za mieszkanie? Dla Zofii i Bogdana Wocialów okazała się nią suma przeszło 80 tysięcy złotych. Twierdzą, że nie mieli świadomości, że to aż tyle urosło, a PGK zaś cały czas ich usypiał obietnicami. Przebudzenie było bolesne – komornik i eksmisja z wygodnego, dużego mieszkania przy ul. Mireckiego do baraków, gdzie grasują gryzonie i bandy oprychów
Sen o szczurach

W środę 23 lipca, tuż po dziewiątej pierwsza od ul. Mireckiego klatka schodowa bloku komunalnego zaroiła się od członków Kancelarii Sprawiedliwości Społecznej. Nowa Lewica Piotra Ikonowicza słynie z blokad eksmisji, z których wiele jest skutecznych. Czy tym razem uda się jej uchronić Wocialów przed wywózką do baraku?
Komornik Mirosław Dziedzic już wie, że bez ochrony policji nie ma żadnych możliwości na wyniesienie nawet krzesła, więc prosi naczelnika sekcji prewencji o posiłki. Mł. asp. Wojciech Korzeń nie odmawia, choć też zdaje sobie sprawę, że do zdjęcia ludzi ze schodów potrzeba oddziału specjalnego. Tym bardziej, że są wśród blokujących matki z małymi dziećmi, a użycie siły mogłoby doprowadzić do nieobliczalnych skutków. Także medialnych, bo wszystko jest nagrywane i fotografowane.
Trwają też pertraktacje w trójkącie wierzyciele – komornik – dłużnicy, ale przedstawiciele PGK twardo obstają przy eksmisji. Nie odpuszczą, bo wszelkie terminy na negocjacje minęły, dług jest olbrzymi, a lokum w barakach nie najgorszy – z bieżącą wodą. Szczurów tam nie widzieli, a przed Wocialami mieszkała w nim przez lata wielodzietna rodzina.
Wocialowie nie chcą iść do baraku. Nie bardzo rozumieją, skąd aż takie urosły im długi. Fakt, gdy przed 7 laty Wocial uległ wypadkowi i stracił pracę – nie płacili. Ale w marcu 2006 roku zawarli z PGK ugodę, że będą płacić po 300 zł miesięcznie, by choć trochę zmniejszyć 67-tysięczne zadłużenie. Wszystko było kroplą w morzu niemożności, więc PGK postanowił wyegzekwować wyrok mińskiego sądu z lipca 2005 roku o nakazie zapłaty 70 tys. zł wraz z 30-tysiącami odsetek oraz kosztami sądowymi i komorniczymi, czyli w sumie ponad sto tysięcy złotych.
Wocialowie są zdruzgotani, ale mają wiernych obrońców. Ikonowicz ze swoją przyboczna gwardią nie da ich skrzywdzić. Widząc taki opór, komornik ma żal do policji o zbyt słabą ochronę. Naczelnik rozkłada ręce – nie użyje dziś siły, nie da rady. Ustępuje też Dziedzic, pouczając Wocialów, że mają dwa tygodnia na załatwienie sprawy i że on tu jeszcze wróci. Ale już z wystarczającą liczbą policjantów.
– To będzie pan miał tysiąc osób na blokadzie – ostrzegała jedna z blokujących.
– A to już sprawa wyłącznie policji – ripostował komornik i wyszedł z bloku w asyście pięciu policjantów.
Zadowolony z udanej blokady Ikonowicz poszedł negocjować z burmistrzem odstąpienie od eksmisji. Witold Koseski w zastępstwie odpoczywającego Zbigniewa Grzesiaka mógł tylko ubolewać, że tak to się wszystko kończy przez... akcje Nowej Lewicy. Blokady utrwalają w najemcach przekonanie, że w sytuacjach ekstremalnych zostaną uchronieni od skutków niepłacenia czynszu. A tak być nie powinno. Jeśli Ikonowicz chce pomagać, niech raczej ostrzega przed długami.
– Nie przychodzimy z awanturą, lecz z propozycją uchwały, by zakazać kwaterunku w barakach – próbował się jednać Ikonowicz, pokazując zastępcy Grzesiaka ekspertyzę niezależnego specjalisty, że baraki nie spełniają podstawowych norm i nadają się tylko do rozbiórki.
Tej oceny nie wziął pod uwagę komornik Dziedzic, a burmistrz Koseski zauważył, że wobec potrzeby wybudowania 400 mieszkań komunalnych, sprawa baraków jest marginalna. Żaden samorząd nie udźwignie takiego obowiązku, więc potrzebny jest mecenat państwa, bo na Unię nie ma co liczyć.
– A od Państwa Wocialów czekam na propozycje – zakończył Koseski bez przekonania, że dłużnicy staną do walki o dotychczasowe mieszkanie. Sami Wocialowie też w to nie wierzą, a właściwie chcą zamiany 84-metrowego lokum na mniejsze. Ale nie w barakach, bo już dziś śnią się im olbrzymie szczury.
Numer: 2008 31 Autor: J. Zbigniew Piątkowski
Komentarze
DODAJ KOMENTARZ