Od pamiętnych kukieł przed urzędem miasta minęły trzy lata i tyle wystarczyło, by znowu puściły nerwy lokatorom mińskich slumsów, jak sami nazywają baraki i wybrakowane czynszówki. Tym razem urządzili manifestację z czerwonymi sztandarami, a idąc ulicami miasta, krzyczeli...
Grzesiak na bruk
Boją się nie tylko szczurów, ale też wilgoci, zimna, grzyba na ścianach, bezrobocia, choroby i eksmisji, która zawsze kończy komunalną randką z PGK. Już nie mówią, a krzyczą, że władza dba tylko o siebie, że burmistrz przez 15 lat nie zbudował ani jednego lokalu dla najbiedniejszych i tylko jego pobyt w baraku pomoże mu zrozumieć nieszczęścia, które dotykają ich codziennie.
Hasłem do marszu na magistrat była eksmisja Chasiowej, jednej z lokalnych przywódczyń „Nowej Lewicy” i zrzeszenia lokatorów. Przed blokiem przy I PLM „Warszawa” narobili tyle wrzasku, że komornik musiał ustąpić. Przewodził Piotr Ikonowicz, a na wezwanie wodza przyjechali bojówkarze z niemal całej Polski. Znają się na happeningach jak mało kto. Mogli ich podziwiać na trasie pochodu nie tylko liczni mińszczanie, bo środa to nad Srebrną dzień rynkowy. Bębny i trąbki było słychać na kilometr, ale burmistrz Grzesiak zorientował się zbyt późno i nie zdążył opuścić urzędu w celach służbowych. A oni szli, bili w tarabany i krzyczeli na całe gardło. - Nie chcemy takiego burmistrza!
A po chwili, że mają dość mieszkania w norach i życia w ciągłym lęku przed rachunkami i eksmisją na bruk.
- Burmistrz na bruk, Grzesiak do nory – skandowali, przerywając okrzyki krótkimi k... mać aż drżały chorągwie i transparenty – z hasłem, że mieszkanie jest prawem, a nie towarem.
Burmistrz czekał na nich w ciasnym korytarzu. Powitali go okrzykiem. – Nie będzie piątej kadencji, ale bez podpisywania oświadczenia, że nie będzie startował. Ruszają kamery, rozbłyskują flesze aparatów, a temperatura rośnie nie tylko w przenośni. Czuć, że przydałaby się w urzędzie klimatyzacja. Wszyscy ocierają pot, ale nikt nie zamierza ustąpić. Ikonowicz przy wsparciu Kaczorkowej i Chasiowej domaga się natychmiastowego ustalenia terminu spotkania, ale Grzesiak nie wie, co ma zapisane w kalendarzu. Przybywają na pomoc strażnicy, po kilku minutach policjanci. Atmosfera na korytarzu zagęszcza się - co chwila odzywają się bębny i piszczałki, a lewicowy filmowiec wchodzi z obiektywem do burmistrzowskiego gardła. Ten próbuje przekrzyczeć tłum, ale słyszy go tylko oddalony o krok Ikonowicz. Ustalają, że do końca czerwca nie będzie ani jednej eksmisji; również na czerwcową datę burmistrz wyznaczy spotkanie. Wypuszczają go na chwilę, by spojrzał w kalendarz. Nie wraca dobry kwadrans, więc nerwowość rośnie. Kaczorkowa nie może znieść ironicznego uśmiechu strażnika, więc dla zasady częstuje go kilkoma niewyszukanymi epitetami. Dziadek wyglądający na kloszarda ma dość stania, więc już z krzesła słyszy obietnicę burmistrza głośno powtórzoną przez Ikonowicza, że spotkanie odbędzie się 29 czerwca o 14.00. Wszystkich to zadowala, a protestujący chcą nawet zakrzyknąć – hip, hip, hura. Glos grzęźnie im w gardłach, choć zajazd na burmistrza skończył się po ich myśli. Powoli wychodzą na rześkie powietrze.
- Oszuka, bo nie dał obietnicy na piśmie – głośno myśli jedna z nowolewicowych bojówkarek.
- Nie oszuka, wszystko mamy na filmie – zapewnia Ikonowicz.
- Policja też. Oni zawsze lubili bawić się w fotografów i filmowców, a prawdziwych złoczyńców nie sfilmują, bo się boją – filozofuje ktoś z tłumu.
Numer: 2005 26 Autor: J. Zbigniew Piątkowski
Komentarze
DODAJ KOMENTARZ