Muzyczny Mińsk

Nasze miasto rozkwita muzycznie – w czerwcowych imprezach mińszczanie mieli okazję posłuchać lokalnych i przyjezdnych zespołów młodzieżowych i uczestniczyć w koncercie marzeń, jaki z działaczami MTM zorganizował Judym mińskich impresariów - Jarosław Polit

Koncertowe promile

W Nowej Galaktyce, nad zalewem w Mariance i pod kinem „Światowid” zaprezentowała się i to bardzo udanie nowa formacja Marka Suchockiego „Freeway”. Zespół zbiera pochlebne opinie, a wokalistka Marianna podbiła serca nie tylko panów. Mówi się, że grupie „Los Alamos” wyrasta lokalna konkurencja, choć naprawdę „Freeway” jest uzupełnieniem naszej sceny muzycznej.
W „Dujerze” zagotowało się nieźle, kiedy 17 czerwca pojawiły się dawno w Mińsku Mazowieckim nie widziane hardcorowe zespoły. „Druzgotor” powoli rozgrzewał publiczność do występu „Street Terror”. Zachwyceni uczestnicy zabawy określili koncert króciutko: - To była prawdziwa rzeźnia! Najaktywniejsi zamiatacze atmosfery barowej wychodzili na deszczową aurę, by zaczerpnąć powietrza. Jeszcze długo rozpamiętywali ostatni występ Kobry i ostrożnie wypowiadali się o nowej wokalistce Doti, która przyszła do ST z nieistniejącego Coreosilu.
Nadszedł wreszcie czas na wydarzenie miesiąca, a może roku, czyli koncert Marc Ducret Trio. Publiczność wieczorem 18 czerwca tylko w części wypełniła salę kina „Światowid”. Szkoda, że zainteresowanie wyższą kulturą muzyczną dotyka tylko promilową cząstkę mińszczan. I szkoda, bo to co nazywamy suportem, czyli występ przed koncertem głównym, w tym wypadku potraktować trzeba jako oddzielną jego część, choć mało kto spodziewał się, że popisy (nie tylko muzyczne) Marcina Maseckiego będą aż tak rewelacyjne. To nie było zwykłe granie, to była nieprzerwana improwizacja, w której przewijały się motywy różnych kultur muzycznych z wtrętami utworów wielkich kompozytorów jazzowych i klasycznych. Przy tym ubarwione to wszystko w momenty wesołe i humorystyczne tak rozbawiające publiczność, że następujący po nim występ Marca Ducreta wydał się koncertem muzyki poważnej. A było to znów fantastyczne granie, które trudno do czegokolwiek porównać. Nie bez powodu Marc jest nazywany Galaxy - tak bardzo kosmiczna jest przestrzeń, w jakiej się muzycznie porusza. No i rytm, który był elementem spinającym obie części wieczoru, bo muzyka Marcina Maseckiego pulsowała bez przerwy. Młody wirtuoz fortepianu ma za sobą sukcesy na światowych scenach, a w USA cieszy się nie mniejszym rozgłosem, niż w rodzinnym kraju. Jesienią może jeszcze usłyszymy go w szkole muzycznej, kiedy pojawi się ze śpiewającą żoną – rodowitą Argentynką. Mińskie kulturalne promile już się cieszą i wierzą w niezawodnego Jarosława Polita.

Numer: 2005 26   Autor: Józef Lipiński





Komentarze

DODAJ KOMENTARZ

Wpisz nick.

Nick *

Nieprawidłowy adres e-mail.

Adres e-mail *

Wpisz treść wiadomości.

Treść wiadomości *