Ryszard Kapuściński opisywał w „Hebanie” nader osobliwe praktyki afrykańskich kierowców autobusów. Otóż okazuje się, że na znacznych połaciach Czarnego Lądu nie istnieje na przykład pojęcie rozkładu jazdy ani konkretnej godziny odjazdu – tam ruszamy w drogę, gdy zbierze się komplet pasażerów. A kiedy dojedziemy do celu i czy w ogóle do niego dotrzemy? Cóż, to nigdy nie jest do końca pewne
Przystanek Afryka
Podróżując mińskim PKS-em niekiedy znajdujemy się w podobnej sytuacji. O ile połączenia między Mińskiem a Warszawą działają stosunkowo dobrze – stosunkowo, choć i tu możnaby mieć pewne zastrzeżenia – o tyle chcąc zaplanować wyjazd do którejś z ościennych wsi czy pomniejszych miast powiatu, napotykamy już na pewne znaczące utrudnienia, co może szczególnie zniechęcić coraz liczniejszych u nas gości z zewnątrz lub co gorsza osoby niepełnosprawne.
Teoretycznie możemy w najdrobniejszych szczegółach zaplanować całą podróż, wliczając w to nawet przesiadki. Mamy do dyspozycji nie tylko wyczerpujące tablice informacyjne na przystankach czy w hali dworca, lecz również rozkłady internetowe na mińskiej stronie, rozkład w serwisie PKSu, który firma wciąż udoskonala, aby wyjść naprzeciw oczekiwaniom swych klientów. Mamy też ogólnokrajową wyszukiwarkę połączeń www. rozklady.com.pl, która wyświetli nam opis drogi ze szczegółowym wyliczeniem kolejnych przystanków, jak również określi precyzyjne godziny, kiedy autobus się na nich zatrzymuje.
W praktyce wygląda to niestety tak, że godzina prawie nigdy się nie zgadza. Można by to oczywiście zrozumieć na trasie, gdzie mogą zdarzyć się pewne nieprzewidziane okoliczności, wszelako na dworcu, gdzie autobusy, o których mowa, zaczynają bieg, coś podobnego uchodzić nie powinno. Opóźnienia stają się dokuczliwe zwłaszcza w niedzielę, gdy urastają wręcz do reguły. Ale oprócz nich istną plagą jest także nieprzestrzeganie przez kierowców stanowisk określonych w rozpisce.
Pewnego niedzielnego poranka czekamy na autobus do Kałuszyna, który ma odjechać ze stanowiska 6 o godzinie 9.00. Autobus się spóźnia. Siedem po dziewiątej pani zapowiadaczka ogłasza, że autobus odjedzie ze stanowiska ósmego. Przebiegamy tam co tchu, nie zwracając uwagi na tabliczkę na przedniej szybie, wskakujemy, chcemy kupić bilet i wówczas kierowca mówi do nas:
- Kałuszyn? Kałuszyn to, panie, na trójce stoi. Zaraz odjedzie.
Wielbiciele autokarowych wypadów w rustykalne zakątki zetkną się też z inną zmorą. W sporej części wiosek próżno szukać rozkładu – zamiast niego natkniemy się na żałosne, obszarpane, nieczytelne świstki zawieszone na kawałku dykty. Czy zrzucenie wszystkiego na lokalnych łobuzów wystarczy, by uspokoić sumienie? Chyba nie. A przystanek? Niekiedy – jak na przykład w Porębach Nowych – jest to po prostu przekrzywiony, nadbutwiały słup, który niewprawnemu oku ciężko odróżnić od lasu, na którego tle się znajduje.
Do katalogu smaczków podróżnych można też dołożyć tzw. prawo zwyczajowe, wedle którego „swój” wie, że autobus zatrzymuje się przy takim to a takim kamieniu przydrożnym bądź – jak choćby w Stanisławowie – za zakrętem, kawałek za przystankiem. Co w takiej sytuacji ma począć przybysz? A co ma począć osoba słabo widząca lub niesprawna ruchowo, kiedy na Kazikowskiego ustawi się sznurek trzech, czterech autobusów, a ten, którym chce jechać, jest ostatni?
Osobliwa rzecz może nas również spotkać, kiedy po wakacyjnych wojażach wysiadamy z pociągu objuczeni plecakiem i, nie chcąc młotkować nim współpasażerów, poprosimy kierowcę o otwarcie bagażnika.
- Panie – możemy usłyszeć w odpowiedzi – tam brudno, klucza nie mam, a tak w ogóle to nie opłaca się otwierać bagażnik dla jednej osoby. Daj pan spokój i przechodź do tyłu, bo ludzie chcą wsiadać.
Kazimierz Zacharski miał wiele słuszności, opisując miński PKS jako organizm głęboko skaleczony. Trudno jednak ocenić czy skaleczenie owo zaczyna się u góry, czy może biegnie od samego dołu, gdzie wciąż w najlepsze kłębią się dawne socjalistyczne zaszłości, wśród których króluje rozgrzeszana na każdym kroku bylejakość. Żadne przepychanki na stołkach nie stanowią usprawiedliwienia dla kierowcy, który nie chce otworzyć bagażnika.
Numer: 2008 30 Autor: Marcin Królik
Komentarze
DODAJ KOMENTARZ