Królikomania

Dla katolika urodzonego i wychowanego w Polsce najniezwyklejszym odkryciem jest fakt, że do Krzyża, który ulepieni przez wzniosłą tradycję zwykliśmy uznawać za Wyłącznie Nasz, przyznają się też inni. Co więcej ci Obcy nie żyją gdzieś daleko, nie mówią jakimś egzotycznym językiem, nie składają krwawych ofiar tajemniczym bóstwom

Obcy pod krzyżem

Jako dziecko bawiłeś się z ich dziećmi. Jako dorosły nagle dowiadujesz się, że są parszywymi heretykami, z którymi, chcąc pozostać wiernym literze Naszego katechizmu, nie powinieneś był się nigdy zadawać. Ale ty nie chcesz się z tym pogodzić. Rodzi się w tobie bunt. Twoje odczuwanie chrześcijaństwa jest zgoła odmienne. Ciężko jest przełknąć gorzką pigułkę prawdy – zwłaszcza, jeśli okazuje się, że ludzie mieniący się inżynierami dusz, którzy budują tamę przeciw zgubnemu „zgiełkowi współczesnego świata”, a przez całe twoje życie kładli ci do głowy, że Pan Jezus kocha wszystkich, sami tę regułę stosują nader wybiórczo i z dużą dowolnością interpretacyjną.
Obcy mogą sobie wieszać krzyże w swoich tak zwanych kościołach, ale ich sakramenty są warte tyle co kilo pierza, bo My i tylko My posiadamy klucze do Nieba bram. Ich dzieci – nawiasem mówiąc potomkowie dzieci, z którymi bawiłeś się w piaskownicy – na lekcjach jedynej prawomyślnej religii dowiadują się, że są wyklętymi sekciarzami i nie mają żadnych praw. Czasem zdarza się cud, ktoś z Obcych przechodzi do Nas – na przykład z powodu ślubu (miłość otwiera oczy) – lecz wówczas słyszy, że ceną za „nawrócenie” ma być zerwanie jakichkolwiek kontaktów z dawnymi ziomkami. Jeśli tego nie zrobi, cóż… nie otrzyma komunii.
Taki to już los diaspory. Powinna się z tym pogodzić i nie podskakiwać zanadto. Historię przecież piszą zwycięzcy, a u nas w Najjaśniejszej Rzeczypospolitej palma zwycięstwa przypadła Rzymowi. Odkąd cesarz Konstantym ujrzał we śnie płomienisty krzyż, nastały dla Nas czasy mlekiem i miodem płynące. Przychodziły wprawdzie różne Lutry, Galileusze, Giordana Bruna, mateńki Kozłowskie albo łyse piosenkarki noszące koloratki i publicznie drące zdjęcie Naszego papieża, ale daliśmy im radę.
Tak, historię rzeczywiście piszą zwycięzcy. Nie zapominajmy o tym. Nie zapominajmy, że historia to wielka i przewrotna baśń. Obrośnięci pawimi ogonami koryfeusze jedynie słusznej Prawdy powinni przypomnieć sobie Rzym starożytny – tam to oni robili za zwierzynę łowną. Zresztą czy trzeba szukać przykładów aż tak daleko? Weźmy świętą Faustynę. Idę o zakład, że gdyby urodziła się powiedzmy 50 lat wcześniej, przylepiono by jej odszczepieńczą pieczątkę jak amen w pacierzu.
Nauki Jezusa są tak rewolucyjne, że ich zrozumienie zajmie nam jeszcze co najmniej parę tysięcy lat. A najtrudniej wciąż jest przyjąć nam, że On umarł za wszystkich, bo nie uznawał podziału na Swoich i Obcych.

Numer: 2008 30   Autor: Marcin Królik





Komentarze

DODAJ KOMENTARZ

Wpisz nick.

Nick *

Nieprawidłowy adres e-mail.

Adres e-mail *

Wpisz treść wiadomości.

Treść wiadomości *