Rower zna każdy. Pokaż mi takiego, który nie będzie wiedział do czego służy ten popularny, liczący już ze sto lat wynalazek. Ale do czego jeszcze może służyć, poza podstawowym zadaniem, dowiedziałem się w nieco oryginalnych okolicznościach. Wiadomo wszak, że kuchenny wałek, którym żona wałkuje ciasto na makaron dla męża, może być narzędziem do wymierzenia temuż mężowi kary za niesubordynację, a zwykła fajerka w szczególnych wypadkach, przy różnicy zdań między małżonkami, kosmicznym przybyszem lądującym na głowie adwersarza. Ale rola roweru zawsze wydawała się jednoznaczna, nie podlegająca profanacji użycia go do innych celów
Rower

Przyszedł z dawna zapowiadany dzień świniobicia u Kwiatkowskiego, a co za tym idzie poczęstunek swojskimi wyrobami.
- Jak chcecie, to przyjedźcie dziś do mnie, tak około czwartej – powiedział Kwiatkowski. Przyjęliśmy to jako zaproszenie i pojechaliśmy ze Staśkiem jego syreną do nieodległego Arynowa. Kwiatkowski miał całkiem przyzwoite gospodarstwo, a i tak dorabiał u Staśka w warsztacie. W całym obejściu widać było zaaferowanie. Bieganina od domu do stodoły i z powrotem. - To tak zawsze jak się świnię bije - objaśniał gospodarz ten rozgardiasz. - Typowe dla świniobicia.
Kobiety nosiły gorącą wodę, a sam Kwiatkowski stał pośrodku podwórka i klął na czym świat stoi.
- Jeszcze go nie ma, a prosiak już na drzwiach i zaraz się go będzie rozbierało! - Kwiatkowski przepraszał za opóźnienie, ale obiecał, że jak dobrze pójdzie, to za dwie godzinki wyroby będą. Tylko ten rower!
Nic z tego nie rozumieliśmy - ani co robi prosiak na drzwiach i z czego będą go rozbierać, ani co ma z tym wspólnego rower. Nie szukając na te niewiadome odpowiedzi, poszliśmy do pobliskiego lasu poszukać grzybów. Gdy wróciliśmy, nawet przyjemny zapach roznosił się zewsząd. Oto źródłem tych woni była beczka przykryta workiem, pod którą palił się niewielki ogień. Kwiatkowski już wyraźnie zadowolony pokazał brodą najpierw na beczkę, potem na stodołę i dodał: - Już się robi kaszane!
Poszliśmy skonfrontować te informacje, czy dobrze zrozumieliśmy. Po uchyleniu wierzei od stodoły, w ciemnawym wnętrzu nie było za wiele widać, poza synem Kwiatkowskiego i jeszcze jakimś człowiekiem zajętymi centrowaniem koła od roweru. Wróciliśmy w stronę beczki i mówię do Kwiatkowskiego, że w stodole syn z kolegą naprawiają rower i nie ma tam żadnej kaszany. Zresztą, co by miała robić w stodole kaszanka? Może w czystej kuchni domowej mógłbym przypuścić taką ewentualność. Ale w stodole, w której na głowę sypie się słoma i siano, a przy każdym stąpnięciu z klepiska podnosi się kurz, miałaby mieć miejsce produkcja masarska? Nie mogłem w to uwierzyć.
Kwiatkowski, pobłażliwie uśmiechnięty, kiwnął na nas i ruszył w stronę stodoły. Weszliśmy jeszcze raz, ale naprawiający rower nawet nie spojrzeli na nas i robili swoją robotę. Pomału oczom naszym ukazywał się coraz bardziej zrozumiały, acz wstrząsający widok. Oto nie chodziło o centrowanie koła, choć ono się kręciło uruchamiane przez człowieka kręceniem za pedał. Żeby swobodnie kręcić pedałem, rower musi być postawiony do góry kołami na siodełku i tak było! Obok stały wielkie miednice z czymś obrzydliwie czarnym, skąd co chwilę młody Kwiatkowski nabierał garścią ową gęstą maź i wkładał do lejka zamocowanego z tyłu kręcącego się koła, a dalej wyłaniała się biaława kicha i opadała do innej miednicy. Dolatujący z tego miejsca odór przyprawiał o mdłości. Szybko ze Staśkiem wycofaliśmy się na powietrze, powstrzymując narastający, znany odruch.
- Te wędzące się kiełbasy to też tym. . . tego, no, rowerem robiliście? - Stasiek upewniał się co do formy całej produkcji. - A jakże! Dlatego to opóźnienie, bo Janek, znaczy syn, pojechał rowerem do miasta i drań pił w gospodzie i zapomniał, że panowie przecież przyjadą po wyroby.
- Panie Kwiatkowski, my dziękujemy bardzo za te smakowite, swojskie wyroby, ale musimy jechać.
- Do gęby już nie wezmę tych swojskich wyrobów - powiedział już w samochodzie Stasiek, w czym podzielałem jego postanowienie.
Numer: 2008 28 Autor: Rajmund Giersz
Komentarze
DODAJ KOMENTARZ