Drodzy Czytelnicy

Powiedzenie, że cisza zabija największe gwiazdy odnosi się nie tylko do kosmosu, polityki i kultury. Także do gospodarki, do każdej firmy, każdego z nas. Powiat miński i jego stolicę pochłania cisza medialna, a złośliwcy twierdzą, że więcej dla promocji Mińska Mazowieckiego uczynił jeden Himilsbach, czterech domniemanych zabójców Jaroszewiczów i kilka butelek ciepłego piwa niż potencjalna, milionowa kampania reklamowa w telewizji. Bo trzeba umieć się sprzedać, nawet za grosze, jak to od lat robią miasta, które z niczego stały się turystycznymi mekkami

Mińsk jak Kazimierz

Drodzy Czytelnicy / Mińsk jak Kazimierz

Właśnie w niedzielę wróciliśmy z czerwcowej stolicy polskiego folkloru. Ta sama kwatera, ten sam rynek i obrzydliwa na nim scena, ta sama nuda podczas przesłuchań wiejskich artystów, którym nie pozwala się grać i śpiewać wedle tradycji, a zgodnie z wyobrażeniami jurorów. Wiadomo, że nawet w kagańcu pies zaszczeka, ale komu się chce wszystkich zobaczyć i usłyszeć. Większość więc siedzi pod rynkowymi parasolami i musi pić na śniadanie, obiad i kolację piwo. Musi, bo żadnych potraw rynkowe tawerny nie serwują. Mówią, że im się nie kalkuluje, że najłatwiej zarabia się na handlu alkoholem. Prawdziwy obiad można więc zjeść gdzieś na uboczu. Tam, o dziwo, już się opłaca.
Mimo tych corocznych i bardzo wątpliwych atrakcji Kazimierz nie narzeka na brak turystów. I to nie tylko w czerwcu podczas trzydniowego festiwalu Kapel i Śpiewaków Ludowych.
Do Mińska – oprócz turystów handlowych – nie przyjeżdża nawet pies z kulawą. Tutaj odwiedza się co najwyżej sklepy, developerów i ewentualnie rodzinę. A do tego nieznajomym trzeba tłumaczyć że nasz Mińsk jest koniecznie Mazowiecki, bo gotowi sobie pomyśleć, że jesteśmy na Białorusi. Nic o nas nie wiedzą, a gdy już przyjadą na występy, to oglądają miasto na... pocztówkach. Inaczej nie mogą, bo nad Srebrną nie ma ani jednego dostępnego non stop przewodnika. Wiadomo, najlepszy po mieście byłby Mariusz Dzienio a po powiecie Stanisław Czajka, ale kto da im etaty. Władze miasta nawet o tym nie myślą, a TPMM jest za biedne i zależne, by się o cokolwiek upominać. O PTTK nie warto nawet wspominać.
Kilku radnych od pewnego czasu upomina się publicznie o opracowanie programu promocji miasta i powiatu. Takie postulaty zgłaszał podczas sesji Dariusz Kulma, a ostatnio (pisemne) Michał Góras. Radny zauważa, że dotychczasowa promocja jest nieefektywna w stosunku do poniesionych kosztów, ponieważ jest intuicyjna i rutynowa. Ma rację, ale tylko co do braku efektów, ponieważ samorządy do folderów czy ulotek i map nie dokładają ani grosza. Wszystko pokrywają reklamodawcy szukający miejsca pod parasolem znanej marki, a taką jest każda gmina, miasto i powiat.
Jeśli już samorządy za coś płacą, to za własne i patronackie imprezy sportowe i kulturalne. Na razie ich starania mają odbicia w lokalnej prasie, a chciałoby się by również na ekranach telewizorów i z radiowych głośników.
Chciałoby się również, by nas zauważono w Warszawie, do której tak przemy. Niestety, podczas ostatniej wizyty Mazowsza w stolicy jedynym reklamowym gadżetem była tablica z krótkim opisem walorów ziemi mińskiej, z których wybijają się raki, pstrągi i bobry w rzekach. Aż miło, ale z imprez kulturalnych MCKiS zna tylko dwie i to podrzędne.
Wakacje są doskonałym czasem na promocję walorów agroturystycznych. Cóż z tego – szukający ciszy internauta znajdzie na witrynach trochę frazesów i nieaktualnych kontaktów. A kto rozpropaguje ścieżki rowerowe, kto konny tramwaj do Rudki, a przy okazji jej leczniczy mikroklimat?
Pytań jest więcej, ale po co pytać, gdy i na wcześniej zadane nikt nie odpowie. Markę zdobywa się latami, ale też powoli się ją traci. Mińsk i Kazimierz są dokładnie na jej biegunach. Czy kiedyś się ze sobą zetkną? Równik jeszcze daleko.

Numer: 2008 27   Autor: Wasz Redaktor





Komentarze

DODAJ KOMENTARZ

Wpisz nick.

Nick *

Nieprawidłowy adres e-mail.

Adres e-mail *

Wpisz treść wiadomości.

Treść wiadomości *