Autobusem z TPMM

Organizowana przez TPMM doroczna wycieczka autokarowa tym razem miała charakter całodziennego wojażu, który rozpoczął się w sobotni poranek pod siedzibą Muzeum Ziemi Mińskiej, a zakończył pod wieczór ogniskiem w Grębkowie. W międzyczasie uczestnicy pod wodzą wiceprezesa Towarzystwa Artura Piętki oraz nieocenionego gawędziarza Stanisława Ciszkowskiego przekonywali się, że tak dobrze z pozoru znane okolice kryją drugą twarz

Druga twarz powiatu

Autobusem z TPMM / Druga twarz powiatu

Miasteczka i wsie, dróżki, groble, kapliczki i zagajniki przez lata obcowania wrosły w naszą zbiorową świadomość do tego stopnia, że stały się właściwie przeźroczyste, zlały się w jednolitą masę, wtopiły w pejzaż. Każdego dnia jeżdżąc do pracy, szkoły, na targ czy odwiedzając znajomych lub krewnych, żonglujemy ich nazwami z taką łatwością, jakby nic nie ważyły. Królewiec, Arynów, Stanisławów, Kałuszyn czy Wiśniew znaczą dla nas tyle, co tabliczki na przednich szybach autobusów.
Tym razem jednak wynajęty PKSowski autobus odbył nie planowy kurs od do, lecz podróż w głąb – w ciemne odmęty historii. Uczestnicy – w tym również spora grupa młodzieży – dowiedzieli się na przykład, że Arynów nazwę swą zawdzięcza wywodzącej się z kalwinizmu sekcie Arian, którzy w XVI wieku znaleźli tu jeden ze swoich licznych na polskich ziemiach azyli. A skąd wzięła się kapliczka w Maliszewie? A no stąd – pospieszył z wyjaśnieniem Stanisław Ciszkowski – że dziedzic Maliszewski, który przed parcelacją miał tamtejsze grunta w posiadaniu, kazał ją postawić, bo coś go zawsze na tamtym odcinku drogi straszyło, a konie, gdy tylko się tam zbliżył, dęba mu stawały.
W Dobrem wycieczkowicze zwiedzili ekspozycję starych radioodbiorników oraz muzeum Konstantego Laszczki – wywodzącego się z tamtych stron rzeźbiarza, malarza i grafika, którego imię nosi miejscowa szkoła podstawowa. Duże wrażenie na lokalnych globtroterach zrobiły jego rzeźby – szczególnie te inspirowane ludowym folklorem, takie jak groteskowy Wodnik, który ponoć prześladował artystę w snach do końca życia. W Kałuszynie mogli zobaczyć wmurowaną we fronton kościoła Najświętszej Maryi Panny macewę. Jest to – jak powiedziała oprowadzająca Maria Bartosik – jedyny przypadek w Polsce, gdy żydowska płyta nagrobkowa znajduje się na katolickiej świątyni. Z tego też powodu Kałuszyn często odwiedzają bawiące u nas żydowskie wycieczki.
Koegzystencja różnych kultur to zresztą jeden z naszych znaków firmowych. Lokalny koloryt obok Polaków i Żydów tworzyli u nas również Niemcy – jak choćby rodzina Henke z Królewca, której lojalni wobec Rzeczypospolitej członkowie służyli w AK, zaś przed wojną mieli wielki wkład w rozwój rolnictwa i ochronę drzewostanu, między innymi nie pozwalając na bezmyślną wycinkę brzóz. Powiat miński to także konglomerat religijny – w Mariance przed wojną mieścił się luterański zbór, nie wspominając już o mariawityzmie, który przed stu laty prężnie rozwinął się w Cegłowie i Wiśniewie.
Przesuwające się za oknami autobusu widoki to żywa, tętniąca kronika przemian i kaprysów losu. Niektórych wycieczkowiczów zdziwił fakt, że wiele miejscowości, które dziś znamy jako wsie – jak chociażby Cegłów, Dobre czy Jakubów – niegdyś mogło się poszczycić prawami miejskimi. Dzierżąca zwój papirusu muza Klio w swoich odwiecznych igraszkach dała nam okres świetności – wiek XVI – by już sto lat później zepchnąć nas w ramiona upadku, z którego dopiero w ostatnich dekadach mozolnie się podnosimy. Wszystko to widać jak na dłoni w oglądanej architekturze.
Historię naszego powiatu przede wszystkim jednak kształtowały dziejowe zawieruchy, o czym dużo i wyczerpująco opowiadał Artur Piętka. Co rusz natykaliśmy się na samotny kamień czy pomnik upamiętniający ciężkie boje lub wojenną tragedię. Jedną z najbardziej wstrząsających była masakra dokonana przez Niemców 5 sierpnia ‘44 na grupie mieszkańców Gęsianki w odwecie za zastrzelenie jednego z ich żołnierzy. Według przytoczonych przez Piętkę relacji szczątki wysadzonych w powietrze ciał jeszcze długo walały się po okolicznych polach, a odór rozkładu nie pozwalał oddychać. Tablice z nazwiskami poległych i płyta upamiętniająca starcia 12 września na kałuszyńskim cmentarzu też robiły kolosalne wrażenie.
Po takiej podróży nie chce się wracać do codziennych spraw, a teraźniejszość wydaje się dziwnie płaska, banalna, pozbawiona epickiego rozmachu i oderwana od ciągłości historycznej. Ale trzeba sobie uświadomić, że ona też wkrótce dołączy jako jeszcze jeden tancerz do korowodu niespokojnych widm.

Numer: 2008 26   Autor: Marcin Królik





Komentarze

DODAJ KOMENTARZ

Wpisz nick.

Nick *

Nieprawidłowy adres e-mail.

Adres e-mail *

Wpisz treść wiadomości.

Treść wiadomości *