MUTW z Siedlecką

Gombrowicz, Witkacy, Kosiński, Herbert, a nawet Himilsbach i cała plejada innych mniejszych sportretowanych w „Wypominkach”, którzy bez niej przypuszczalnie przepadliby w niebycie – taką oto kolekcję imponujących okazów ma na swoim koncie Joanna Siedlecka, dziennikarka i eseistka znana szerzej głównie dzięki niezwykle poczytnym biografiom pisarzy. W ostatni czwartek odwiedziła MUTW

Wypominaczka

MUTW z Siedlecką / Wypominaczka

Dziennikarskiego rzemiosła uczyła się od samego Kapuścińskiego, u którego najpierw studiowała, potem zaś była jego współpracownicą. To właśnie on recenzując „Jaśnie panicza”, pierwszą z serii wyśmienitych biografii jej pióra, napisał o niej w „Lapidariach”, że „ma świetny słuch”. Diagnozę tę potwierdza bogata mozaikowa struktura jej książek, w których aż roi się od smakowitych szczegółów, przez co czyta się je nie jak klasyczne koturnowe życiorysy, lecz jak ekscytujące powieści dokumentalne.
Opowiadając o tajnikach swojej pracy zauważyła, że w polowaniu na ślady pisarzy często musi łapać się znikomych tropów. Tak było choćby w przypadku Gombrowicza – chcąc odnaleźć kogokolwiek, kto mógłby jej zrelacjonować jego młode lata spędzone w majątku ziemskim w Małoszycach, mogła liczyć jedynie na służącą Gombrowiczów, Anielę Brzozowską. Wiedziała o niej tylko tyle, że była osobą niezwykle religijną i, że po wojnie, gdy matka autora „Ferdydurke” wymówiła jej służbę wskutek tarapatów finansowych, w jakie popadł dwór, Aniela przeniosła się do Białegostoku.
- Pojechałam tam i zaczęłam rozpytywać wszystkie starsze kobiety o panią Anielę, która lubi chodzić do kościoła. I tak w końcu ją znalazłam. Opowiedziała mi sporo o Witoldzie, pokazała listy, które do niej pisywał. Nie pisał do koleżanek po piórze, ale do niej, prostej służącej. Uważał ją za najmądrzejszą, najbardziej rozgarniętą spośród ludzi, jakich znał.
Z Witkacym też było ciekawie. MUTWowicze, którzy nie mieli dotąd okazji przeczytać jej książki „Mahatma Witkac” dowiedzieli się między innymi, że miał notoryczne kłopoty z zębami, zaś w grobie na Pęksowym Brzysku spoczywają szczątki nie jego, lecz bezimiennej młodej Ukrainki, której szkielet na chybił trafił wyciągnęła delegacja z Polski Ludowej ze zbiorowej mogiły, gdzie wrzucono jego zwłoki po pamiętnym wrześniowym samobójstwie – byle tylko odzyskać „swojego” artystę.
- To był ostatni numer, jaki Witkacy wykręcił tym, którzy chcieli go zawłaszczyć. Nie dał się nawet po śmierci – podsumowała Joanna Siedlecka.
A Jerzy Kosiński? Och, ten to dopiero był numerant! Pisząc „Czarnego ptasiora”, Siedlecka narobiła sporo szumu – także w USA – i naraziła się literackiemu establishmentowi odkryciem, iż traktowana niemal jak zapis dokumentalny powieść „Malowany ptak” to ni mniej, ni więcej jak pisarska konfabulacja – wyśmienita literatura, ale od początku do końca zmyślona. Kosiński zrobił to, żeby błysnąć w Stanach. Na jego uczucie do Urszuli Dudziak autorka „Jaśnie panicza” także z powątpiewaniem kręciła głową.
- Artyści lubią podbudowywać swój prestiż – stwierdziła – a romans z tak znanym pisarzem jak on to doskonałe wzbogacenie wizerunku.
W Herbercie najbardziej ujął ją i skłonił do pisania klasycystyczny chłód jego wierszy, pozorna nieobecność w nich pierwiastka czysto ludzkiego oraz wyjątkowa tajemniczość życia. Dziś pisarze robią wszystko, żeby tylko się pokazać, zwrócić na siebie uwagę, kokietują, szokują, pchają się przed obiektywy – on na odwrót. W swojej poezji nigdy nie dotykał wątków osobistych i nawet w ostatnim tomiku wydanym tuż przed śmiercią jedynie je musnął. Ale nawet tam jego rodzinny Lwów nie występuje z nazwy, są tylko subtelne zawoalowane sygnały.
- Dużym zaskoczeniem było dla mnie odkrycie, że zanim osiągnął literacki sukces, pisywał liryki miłosne poświęcone swojej wielkiej miłości, starszej od niego o dziesięć lat Halinie Misiołkowej, która dla niego rzuciła męża. Dobrze, że nigdy ich jej nie zabrał. Dzięki temu możemy je dziś przeczytać w wydanym przez nią własnym sumptem zbiorku „Podwójny oddech”.
Zagadnięta przez słuchaczy o plany na przyszłość zdradziła, że zamierza opracować dalsze części „Wypominków”, w których pierwszej odsłonie jeden z rozdziałów poświęciła naszemu Himilsbachowi.

Numer: 2008 24   Autor: Marcin Królik





Komentarze

DODAJ KOMENTARZ

Wpisz nick.

Nick *

Nieprawidłowy adres e-mail.

Adres e-mail *

Wpisz treść wiadomości.

Treść wiadomości *