Mało kto nie widział sita zwanego też często rzeszotem, co odnosiło się do tych największych jego rozmiarów. Może współcześnie rzeczywiście, zwłaszcza w miastach, sita ludzie nie widzieli, to niniejszy felieton sprawę załatwi
Sito z gwiazdą

Drzewiej w każdym domu wisiało na gwoździu, w kuchni rzadziej, częściej w sieni lub w piwnicy. Już nie przesiewa się mąki, by pozbyć się wołków i innych niepożądanych lokatorów mąki, ale przy malowaniu gospodarczym sposobem do przesiewania farby znakomite. Chociaż i do tego coraz rzadziej się używa sita. W sklepach oferują farbę tak przygotowaną, że malując, nie kapnie ci ani kropla na podłogę. Ale ja o sicie... Mimo wszystko za sprawą pewnego rodzaju perfekcyjności z racji kształtu koła i tajemnicy zawartej w milionie dziurek mogło nasuwać temu i owemu w wyjątkowych okolicznościach wyobrażenie nie do opisania.
Był taki przypadek w osobie Antka, człowieka bywałego, który wysłany przez rodzinę na Ziemie Zachodnie w poszukiwaniu lepszych perspektyw wrócił po paru dniach i miał zdać relację z tego, co widział i w ogóle czy znalazł eldorado. Najpierw Antek zdjął czapkę, a wyrazem twarzy dawał poznać, że buzuje w nim moc wieści, następnie jął się drapać po głowie, kiwać na boki i przytupywać butami, by na koniec wypalić, wskazując na wiszące tuż sito: - Ciotko! O! Jak przez sito!
Cokolwiek miało to znaczyć, słuchacze zdumieli się ogromem wieści. Funkcjonuje w społeczeństwie kilka przysłów związanych z sitem lub z rzeszotem, które służy jako porównanie, że coś jest równie szczelne lub dziurawe jak rzeszoto. Ale z tym mniejsza!
Okazję do przypomnienia sobie sita dostarczają mi kolędnicy w okolicy Bożego Narodzenia, gdy dzwonią do furtki. Stajemy w oknie, skąd widać jakąś nędzną szopkę na kiju z latarką w środku, a słychać? Lepiej tego śpiewu nie przywoływać, bo obrażają kolędę. Często niby kolędnicy mają na sobie jakieś łachy, które mają imitować stosowne kostiumy. Zresztą to jest błąd zasadniczy: kolędnicy to nie przebierańcy na Zapusty.
Ale dlaczego ja o kolędzie i kolędnikach u progu lata? To był wstęp do roli sita w kolorycie obchodów Bożego Narodzenia. Już na początku grudnia mieliśmy we trzech naradę, komu kto rąbnie sito. Najbezpieczniej było jakiejś sąsiadce i czym dalej od domu, tym lepiej. Sito już było i teraz należało przystąpić do precyzyjnej i trudnej roboty. Należało wywiercić - nadmienię, że o wiertarkach w tamtych czasach nikt nie słyszał, zatem wierciło się czymś podobnym do korkociągu - a więc należało wywiercić szesnaście otworów po cztery na jeden róg gwiazdy. Następnie wstawiało się szesnaście wystruganych patyczków, które po cztery związane w górnych końcach dawały cztery rogi gwiazdy. Potem już szybko dwa krzyżaki z dwóch stron sita, w środek ośka, do ośki pionowy solidny drążek i gwiazda prawie gotowa. Trudniej było z kolorowym papierem w miarę odpornym na temperaturę, ponieważ w środku sita, przepraszam - już gwiazdy, stała paląca się świeczka i żeby był choć trochę lepszy efekt, odporny na temperaturę papier robiło się, świecując zwyczajny pergamin malowany farbami akwarelowymi.
Co to było za cudo! W zimową noc uderzyło się z lekka w jeden róg gwiazdy, a gwiazda obracała się, migając kolorami w zimową, zaśnieżoną noc. Nikt z młodzieży już gwiazd nie robi, a i ze śniegiem jakoś nie bardzo. Żal. Pisałem, że każdego roku robiliśmy gwiazdę, a mogliśmy, ktoś powie, przechować do następnego roku? Nie mogliśmy, ponieważ ostatniego dnia kolędowania przyjęliśmy, że jak wpadnie do czapki stówa, kończymy kolędowanie, a gwiazdę tłuczemy w drobny mak. Dlaczego taki koniec czekał naszą gwiazdę? Trudno na to odpowiedzieć, zresztą jak mogłoby się obejść bez narady następnego grudnia, komu gwizdnąć z sieni sito?
Numer: 2008 21 Autor: Rajmund Giersz
Komentarze
DODAJ KOMENTARZ