MUTW historyczny

W ostatni czwartek za sprawą dwóch znakomitych historyków, Leszka Celeja i Stanisława Czajki, słuchacze Uniwersytetu Trzeciego Wieku odbyli podróż do przeszłości – najpierw tej wielkiej, zakreślonej nieco szerszym łukiem, błyszczącej orężem i łopocącej królewskimi sztandarami, a następnie całkiem bliskiej, skupiającej się głównie wokół Siennicy i doliny Świdra

W stronę źródeł

MUTW historyczny / W stronę źródeł

Dyrektor Muzeum Ziemi Mińskiej zaserwował publiczności podręcznikowe, acz poszerzone o znacznie głębszą refleksję natury polityczno-społecznej, repetytorium z początków szlachty oraz polskiego parlamentaryzmu. Mówił zatem o mitycznym plemieniu Sarmatów, Piastach, Jagiellonach i rozlicznych przywilejach, jakimi kolejni królowie obdarowywali, choć może trafniejsze byłoby użycie określenia „przekupywali”, najpierw rycerzy, a potem szlachciców, by zaskarbić sobie ich lojalność. Przypominał jak dzięki nim stopniowo autorytarna władza królewska topniała, aż w końcu doszło do tego, że rozbisurmanione sejmiki zawołały: „Nic o nas bez nas!”, a król stał się niemalże marionetką w ich rękach.
Wygląda na to, że Celej oprócz zdobycia rzetelnej wiedzy również dobrze odrobił lekcję z Jasienicy i Kaczmarskiego. Konstatacje, jakie wywiódł z tych naszych zamierzchłych przygód z raczkującą demokracją, z pewnością nie przypadłyby do gustu piewcom uświęconej tradycji oraz wszystkim tym, którzy zwłaszcza tuż przed wyborami tak ochoczo odwołują się do dumnego dziedzictwa Najjaśniejszej Rzeczypospolitej. Pokazał bowiem, iż nasza szlachetność – nie ta tytularna, lecz duchowa – to w dużej mierze jedynie pobożne życzenia. Naszymi przodkami częstokroć kierowały te same niskie popędy, które sterują ludzkością i dziś – chciwość, próżność, pragnienie władzy itd.
Skąd zatem wzięła się ta nasza samogloryfikująca mitologia? Również i na to pytanie Celej udzielił dość wyczerpującej odpowiedzi. Przecież nie od dziś wiadomo, że historię piszą zwycięzcy albo… ideologowie. Polakom w okresie zaborów – nawiasem mówiąc spowodowanych przecież katastrofalnymi działaniami rozbestwionych elit i marionetkowego króla – potrzebna była jakaś krzepiąca serca baśń, jakiś wielki narodowy mit, który w obliczu braku własnego państwa spajałby ich zbiorową świadomość. Bohaterowie przeszłości poddani małemu wybieleniu nadawali się do tego wręcz wyśmienicie. Niestety architekci polskiej duszy nie przewidzieli jednego – a mianowicie, że wypaczenia to wyjątkowo wredne pasożyty, które wgryzają się bardzo głęboko w tkankę pokoleń i potrafią dać o sobie znać nawet po wielu setkach lat. Przykra to była lekcja, ale i otrzeźwiająca.
Tym przyjemniej było zatem posłuchać wykładu Stanisława Czajki o znaleziskach archeologicznych, jakich zarówno zawodowcy, jak i amatorzy co rusz dokonują w dolinie Świdra. A są to niekiedy okazy fascynujące – urny popielnicowe czy kamienne narzędzia, które datuje się na okres Kultury Łużyckiej, czyli około dwa tysiące lat temu. Wiele znalezisk niestety bezpowrotnie przepada, gdyż amatorscy poszukiwacze skarbów ich nie zgłaszają.
Na sali znajdowało się wielu sienniczan, toteż spotkanie przebiegło w familiarnej atmosferze. Tym bardziej, że wiele miejsc, o których wspominał Stanisław Czajka, leży niemal dosłownie za progami domów słuchaczy. A tymczasem wielkimi krokami idzie wiosna (ta atmosferyczna, rzecz jasna), więc archeologiczni detektywi tropiący ducha dawnych dziejów – w tym również sam prelegent – znów wyruszą na łowy.
Jak wiele okazów jeszcze kryje w sobie siennicka ziemia? Poczekamy, zobaczymy.

Numer: 2008 15   Autor: Marcin Królik





Komentarze

DODAJ KOMENTARZ

Wpisz nick.

Nick *

Nieprawidłowy adres e-mail.

Adres e-mail *

Wpisz treść wiadomości.

Treść wiadomości *