Łepkowska w pałacu

Był to jeden z tych wykładów, na który słuchacze MUTW cieszyli się chyba najbardziej – nigdzie bowiem nie brak wielbicieli talentu Ilony Łepkowskiej i nawet jeśli ktoś, co jest mało prawdopodobne, nigdy nie słyszał jej nazwiska bądź jakimś cudem nie widział żadnego z seriali czy filmów, jakie wyszły spod jej ręki, czy też nie skojarzył ich z jej osobą, z pewnością słyszał o takich tytułach jak „Klan”, „Na dobre i na złe”, czy „Nigdy w życiu”

Caryca seriali

Łepkowska w pałacu / Caryca seriali

Jest córką profesora historii z Polskiej Akademii Nauk – zdeklarowanego socjalisty, który, gdy w ’68 roku wojska radzieckie weszły do Czechosłowacji, rzucił swoją legitymację partyjną. To właśnie po nim odziedziczyła niezłomność charakteru i upór. Ukończyła studia z zarządzania i przez jakiś czas pracowała w przedsiębiorstwie spedycji mięsnej. Na urlopie wychowawczym napisała swój pierwszy scenariusz, który, jak wspomniała, niestety przepadł gdzieś w filmowym niebycie, a potem drugi, który – mimo że wyróżniony – podzielił los poprzednika. Zaskoczył dopiero trzeci pod tytułem „Och, Karol”. I tak się zaczęło. Pani Ilona przedstawiła się jako scenarzystka filmowa oraz – od pewnego czasu – producentka. - To są dwa różne zawody – powiedziała – rzadko łączone ze sobą. Podjęłam się tego, ponieważ oddając scenariusz w obce ręce, często miałam poczucie, że efekt, jaki widziałam na ekranie, był dla mnie niezadowalający. Jest perfekcjonistką w każdym calu. Bywa nazywana tyranem. Aktorów i ekipę trzyma krótko. Jeśli ktoś z jej „stajni” chce wystąpić w innej produkcji, musi prosić o zgodę. Zabierając się do tworzenia jakiejś postaci, buduje ją tak wnikliwie i drobiazgowo, aby wiedzieć o niej więcej, aniżeli widz kiedykolwiek dowie się z telewizora. Dzięki temu jej bohaterowie stają się prawdziwsi. - Jeśli chcemy trafić z naszym projektem do szerokiej widowni – ciągnęła swój wywód – musimy tak skonstruować głównych bohaterów, żeby każdy nieomalże z widzów od piętnastego po setny rok życia, od wielkiego miasta po wieś, od ludzi zamożnych do żyjących skromnie znalazł coś dla siebie, jakąś postać, z którą może się identyfikować. Według pani Ilony jednym z kluczowych wyzwań w kręceniu serialu jest obsada. Są aktorzy – wyznała – których bardzo ceni za ich dorobek teatralny i wyśmienity warsztat, ale nigdy nie zatrudniłaby ich w serialu, ponieważ w bliskim planie, jakim operuje tego typu produkcja, ujawniają się niekiedy ujemne cechy ich wyglądu czy osobowości, jakie na scenie są atutem, na ekranie zaś stanowią przeszkodę. Tak rzecz ma się na przykład z Dominiką Ostałowską, serialową Martą, która, choć jest aktorką absolutnie wybitną, w odczuciu wielu widzów stwarza pewien chłód, dystans, szybę troszeczkę grubszą niż normalny ekran. Z kolei Małgorzata Pieńkowska, serialowa Marysia, postrzegana w środowisku jako aktorka znacznie gorsza warsztatowo, jest dużo cieplejsza. Kasię Cichopek, która przecież aktorstwa nie uczyła się w ogóle, pokochała cała Polska, bo jest sympatyczna i bezpośrednia. To samo bliźniacy Mroczkowie. Czy zatem od artystycznego ważniejszy jest wymiar komercyjny? - Mnie najbardziej satysfakcjonuje sukces u publiczności, miłość widzów. Natomiast pilnuję, aby nie spaść poniżej pewnego poziomu, żeby seriale, przy których pracuje, nie były – pomimo zachowania komercyjności gatunku – błahe, głupie, przedstawiały złe wzorce i zachowania. Mam nadzieję, że udało mi się pogodzić sukces u publiczności masowej z tym, że nie wciskam im jakiegoś kitu. W odróżnieniu od niektórych moich kolegów, którzy uważają, że filmy robi się dla siebie i może grona rodziny czy znajomych, uważam, że filmy robi się dla publiczności. Przy czym wychodzę z założenia – i powtarzam to swoim współpracownikom - że nie piszemy dla idiotów ani o idiotach. Uczę ich, żeby szanowali widzów. A skąd bierze współpracowników? - Sami do mnie przychodzą. Ale dość wolno się uczą, co mnie martwi, bo chciałabym już pójść na emeryturę. Wielu zarzuca Ilonie Łepkowskiej, że zmonopolizowała rynek polskich produkcji serialowych, że się na nim rozsiadła i nie dopuszcza nikogo nowego. Nie jest to do końca prawdą, bo w gruncie rzeczy ona ten rynek stworzyła od zera. Jako pierwsza zauważyła, że aby odnieść sukces, trzeba dać ludziom dokładnie to, czego oczekują, czyli życie, jakie znają w nieco ulepszonej wersji.

Numer: 2008 14   Autor: Marcin Królik





Komentarze

DODAJ KOMENTARZ

Wpisz nick.

Nick *

Nieprawidłowy adres e-mail.

Adres e-mail *

Wpisz treść wiadomości.

Treść wiadomości *