Nasze zdrowie

Umysł to wiatr, zaś ciało jest piaskiem, którego poruszenia wzbudzane przez podmuchy odsłaniają najgłębsze tajemnice ludzkiej psychiki. Tak uważa wielu terapeutów zajmujących się gałęzią psychologii zwaną DMT (Dance Movement Therapy), czyli terapią poprzez taniec. Jest to dość młody kierunek sięgający zaledwie początku lat 40. XX wieku, a narodził się w USA i Wielkiej Brytanii

Taneczna terapia

Nasze zdrowie / Taneczna terapia

Agata Teodorczyk, która w miniony czwartek wygłosiła na Uniwersytecie Trzeciego Wieku prelekcję o DMT, jest z zawodu psychologiem, instruktorką tańca oraz uhonorowaną wieloma nagrodami tancerką Flamenco. Obecnie pracuje w przedszkolu terapeutycznym w Warszawie oraz jako wolontariuszka w ośrodkach pomocy społecznej i poradniach, gdzie prowadzi darmowe sesje. Aby zdobyć uprawnienia, musiała przejść trzyletni kurs. W naszym kraju poza nią jak dotąd jest zaledwie dwadzieścioro troje specjalistów wykwalifikowanych w tej nowatorskiej metodzie. Zrzesza ich Polskie Stowarzyszenie Psychoterapii Tańcem i Ruchem bardzo wysoko oceniane przez swój międzynarodowy odpowiednik. Fundamenty terapii opierają się, jak wyjaśniła pani Agata, na założeniu, iż ciało i psychika są ze sobą nierozłącznie powiązane w procesie wzrostu i rozwoju, nieustanie wpływają na siebie. Na ciele jak na pergaminie odmalowana jest cała historia człowieka, jego osobowość, stan emocjonalny. Sposób, w jaki dana osoba się porusza, odzwierciedla jej niepowtarzalny sposób myślenia i przeżywania rzeczywistości oraz doświadczenia – zarówno dobre, jak i złe – jakich nabyła w ciągu życia. Zaskoczeni słuchacze dowiedzieli się, że czynność tak, zdawałoby się, banalną i nieskomplikowaną jak chodzenie, znawca może przedstawić na dziesięciu kartkach, gdyż składa się na nie tak wiele elementów, których istnienia nie jesteśmy nawet świadomi. Ruch pełni więc rolę zarówno monitora, na którym w początkowej fazie terapii niejako wyświetla się diagnoza schorzenia, jak i klucza otwierającego drzwi do miejsca, gdzie problem się usadowił. DMT przydaje się, kiedy ktoś unika wyrażania uczuć bądź wyraża je za pomocą nieadekwatnych słów (zaburzenie to nazywamy aleksytymią), albo gdy przeżywa je w sposób tak intensywny i przytłaczający, iż wyrażenie ich słowami staje się niemożliwe. Metodą tą można pracować zarówno z dziećmi (dla nich wyrażanie się poprzez ruch jest najnaturalniejsze), jak i dorosłymi, którym pomaga się otworzyć, grupowo oraz indywidualnie. Zaleca się ją ludziom cierpiącym na nadpobudliwość psychoruchową, autyzm, lęki, nerwice, zaburzenia jedzenia, choroby psychiczne takie jak schizofrenia lub mania depresyjna, uzależnienia, stwardnienie rozsiane, choroby onkologiczne czy epilepsja. Daje też doskonałe skutki u osób przechodzących jakiś poważny kryzys lub będących w żałobie. - Zupełnie nieistotne jest, czy ktoś umie tańczyć, czy nie – ciągnęła pani Teodorczyk – nieważna jest też sprawność fizyczna. Liczy się wsłuchanie we własne ciało i pozwolenie mu na ruch, który będzie nade wszystko prawdziwy, który będzie wypływał z głębi nas. Czasami nawet nie trzeba korzystać z muzyki. Zapytana o recepcję DMT w Polsce odpowiedziała, że o ile spotyka się ona z dużą nieufnością ze strony instytucji, o tyle wzrasta ciekawość u potencjalnych pacjentów. Ponieważ jednak jest to leczenie drogie, istnieje niebezpieczeństwo, że – podobnie jak psychoterapia w ogóle – utknie ono w elitarnej niszy dla wyższych sfer. Przeciętnie godzinna sesja kosztuje od 70 do 150 złotych, zaś u renomowanych psychologów takich jak chociażby Wojciech Eichelberger dochodzi do dwustu. Czy to samo grozi terapii tańcem? Pani Agata przyznała, że ciężko zdobywa się fundusze niezbędne, by pacjenci nie musieli sami pokrywać kosztów, ale – jak stwierdziła – przynajmniej na razie żaden z jej podopiecznych nie zapłacił za terapię ani grosza.

Numer: 2008 14   Autor: Marcin Królik





Komentarze

DODAJ KOMENTARZ

Wpisz nick.

Nick *

Nieprawidłowy adres e-mail.

Adres e-mail *

Wpisz treść wiadomości.

Treść wiadomości *