– Ciepły kwiecień, mokry maj, będzie żytko niczym gaj – mówi przysłowie. Kwiecień był zimny, maj zmienny, a czerwiec... Czerwiec już jest gorący i aż ciasny od upojnych imprez. W ostatnim tygodniu zaproszono nas na ponad 30, w tym kilku patronowaliśmy medialnie
Upojne pozory
Na początek wyjaśnienie, bo po naszych artykułach o oszukańcach odezwał się Janusz Dróżdż – właściciel składu opałowego. Stwierdził, że w czasie publikacji akurat przebywał na wczasach, a wszyscy myśleli, że uciekł przed wierzycielami. Nic bardziej mylnego – Janusz Dróżdż z Targówki to na pewno nie Janusz Dróżdż pochodzący z Maliszewa, który ma przykre doświadczenia (i nawzajem) z kalwaryjskim hurtownikiem. To ważne wyjaśnienie dla biznesmena, który musi być wiarygodny w oczach kontrahentów.
Na połówkę gorącego miesiąca proponujemy naszym czytelnikom całkiem sporą dyskusję o trunkach. Pijany powiat to nie tylko nazwa cotygodniowego Sokoła (vide s. 8–9), ale stan naszej świadomości. W styczniu ub. roku 138 tysięcy statystycznych mieszkańców Mińszczyzny wydało na piwo, wino i wódkę (nie mówiąc o nierejestrowanych nigdzie samogonach) 65 milionów złotych. Każdy z nas raczył się więc ze średnią kwotą 470 zł, tj. wypił 20 flaszek wódki lub 130 butelek piwa. Każdy niemowlak i każda babcia, a gdyby zostawił w tej statystyce tylko naprawdę pijących, okazałoby się, że w ciągu roku zdolni są przepić całkiem niezłą pensję. I skąd oni mają na wódkę, skoro nie potrafią zapracować nawet na chleb? Od niepijących członków rodziny, którym skutecznie opróżniają portfel i obrzydzają życie. Najskuteczniejsi w piciu byli mińszczanie – 27,6 przepitych milionów, najsłabsi – mieszkańcy niezasobnych gmin Latowicz, Kałuszyn, Jakubów i Cegłów.
Czy przez rok sytuacja się zmieniła? Na pewno nikt nie prześcignął Mińska, który wygrał sam ze sobą osiągając prawie 30-milionowy obrót alkoholem. Trochę mniej niż w ub. roku wydali na trunki mieszkańcy Sulejówka (o 700 tysięcy) mińskiej gminy i Halinowa (o 200 tysięcy) i Jakubowa (o 180 tysięcy). Więcej zainwestowali w używki latowiczanie i kałuszynianie, a najbardziej wzrosło picie w gminie Dębe Wielkie (o milion złotych), w Kałuszynie o 600 tysięcy, a w Mrozach o pół miliona.
Trudno wyciągnąć wnioski po dwóch latach badań, ale można już przypuszczać, że wraz z rozwojem lub chociażby z nadzieją na lepsze życie, wydatki na alkohol maleją. Mniej też piją mieszkańcy wsi, gdzie notuje się przyrost naturalny lub wzmożone osadnictwo. Wyjątkiem, ale ktoś musi potwierdzić regułę, jest Mińsk, który nie narzeka na migrantów i liczbę noworodków, a pije najwięcej, zaliczając się niebezpiecznie do granicy obrzydliwej patologii, która każdego z nas dotyka na ulicy, a niektórych – w domach.
Ale... czy można sobie wyobrazić rocznicę powstania jednostki ogniowej bez ognia w gardłach. Albo bankiet po udanej imprezie, bez wypicia zdrowia organizatora. A co zrobić, gdy czyjeś zdrowie mierzy się nie jednym lecz co najmniej kilkoma kieliszkami? Wystarczy kategorycznie podziękować? O nie, od razu stajemy się niewiarygodni, niekoleżeńscy i w ogóle nie do obcowania z bywalcami, którym po kilku głębszych wychodzi na wierzch prawdziwy charakter. Aż oczy przecieramy z wrażenia, że bez wzmacniacza jest taki cichy, a zamiast „przecinków” mówi proszę i dziękuję.
Okazje czynią złodziei i pijaków. Nie warto jednak zaczynać ani od rzemyczka, ani częstowanego kieliszka. A jeśli już, to koniecznie trzeba wiedzieć, z kim się zadajemy. I pamiętać, że pozory strasznie mylą. Szczególnie w stanie podwyższonej nieważkości umysłowej.
Numer: 2005 24 Autor: J. Zbigniew Piątkowski
Komentarze
DODAJ KOMENTARZ