W Dębem Wielkim Wielkim

Mogło być lepiej – taka myśl musiała się nasuwać zarówno organizatorom V Festynu Rodzinnego, jak i przybyłym na tę imprezę dębianom. Pełnię sukcesu przysłoniło ciemne chmurzysko, z którego spadł obfity deszcz

Kawaleryjskie losy

Ale nie od razu. Od rozpoczęcia festynu o godz. 13 do ok. 18.30 dzieci korzystały z licznych atrakcji, jak np. malowanie na papierze i asfalcie, ozdabianie kolorami specjalnie przygotowanych figurek, a także wypłukiwanie „złota” z wanny wypełnionej wodą, piaskiem i bilonem czy przejażdżka zabawkowymi samochodami. Uwaga dorosłych kierowała się m.in. w stronę stoisk handlowych: z książkami, kwiatami, biżuterią, kosmetykami. Każdy mógł odetchnąć w kawiarence przy lodach i kiełbasce z grilla.

Przy scenie gromadziła się publiczność – słuchano znanych przebojów w wykonaniu dzieci, można było podziwiać umiejętności najmłodszych tancerzy ze szkoły tańca, i wreszcie samemu zatańczyć w takt muzyki granej przez zespół Sekret. Jak powiedziała nam dyrektor Marianna Drużbalska, celem festynu jest promowanie zdrowego, rodzinnego stylu życia i pokazanie, że wolny czas można miło i ciekawie spędzić na przykład bez konieczności sięgania po alkohol. Nie przyniosła spodziewanych efektów licytacja, choć prowadzący imprezę Andrzej Śledziewski dwoił się i troił, aby zachęcić dębian do przebijania cen wywoławczych. Mimo nawoływań cenę piłki podbito tylko do 100 zł, a pękatą i ciężką paczkę wybrakowanych banknotów (75 tys. zł) kupił za 35 zł Janusz Izdebski. Kibiców absorbował turniej piłkarski, w którym mecze rozegrały 4 drużyny złożone głównie z uczniów klas czwartych. Wygrał dębski Płomień przed Wesołą, Mewą z Mińska Mazowieckiego i SP-3 Sulejówek. Niemało widzów miał pokazowy mecz w baseball i loteria fantowa. Dwutygodniową kolonię wylosowała Justyna Malinowska, a Piotr Kukowski kupił od razu 10 losów. Opłacało się – oprócz licznych fantów wygrał też rower. Bez wątpienia najmocniejszym akcentem festynu były popisy karateków. Publiczność z zapartym tchem przyglądała się, jak w okamgnieniu pękały twarde deski, a betonowe bloczki rozsypywały się w gruz od efektownych uderzeń zawodników z klubu karate kyokushin, samego Marka Piotrowskiego i trenera Zbigniewa Gołębiowskiego.

Numer: 2005 24   Autor: Tomasz Rycharski





Komentarze

DODAJ KOMENTARZ

Wpisz nick.

Nick *

Nieprawidłowy adres e-mail.

Adres e-mail *

Wpisz treść wiadomości.

Treść wiadomości *