Złośliwi mówią o niej biurwokracja. Zasłużyła sobie na to, bo od początku cywilizacji urzędniczej zawsze utrudniała rozwój i ograniczała inteligencję, trzymając w ryzach jednostki i całe społeczeństwa. A przecież miała im pomagać, a nawet służyć ogółowi, a nie tylko elitom i ich przybocznym świtom. Tak było zawsze wśród rządzących, ale złe wzory przeniosły się do najmniejszych enklaw administracji. Także do samorządów lokalnych, biznesu, a nawet kultury
Popyt na elity
Mając przed oczami koszty funkcjonowania urzędów miast i gmin, trudno zrozumieć, skąd biorą się aż tak duże różnice finansowe. Weźmy tylko dwa parametry - wkład każdego mieszkańca w koszty funkcjonowania urzędu i liczbę dusz, które obsługuje jeden gminny biurokrata.
W pierwszym przypadku różnica między najtańszą mińską gminą (142 zł) a najdroższym Sulejówkiem (288 zł) jest ponad podwójna, a w drugim... Najbardziej wydajny jest miński magistrat, w którym na każdego urzędnika przypada 438 petentów, a największy komfort mają w Latowiczu, gdzie na jedno biurko przypada tylko 243 osoby. Różnica wielka, ale pracy i tak mało, bo jakaż to trudność obsłużyć dziennie jednego lub dwóch petentów.
Co ciekawe, w obu urzędach zarabia się różnie, o czym świadczy wskaźnik udziału kosztów płac w ogólnych kosztach funkcjonowania urzędu. Tutaj rekordowcami są Halinów (prawie 4 tys. zł) i Mińsk Mazowiecki (3310 zł), a najmniej płacą w mińskiej gminie, Latowiczu, Jakubowie, Dobrem i Cegłowie - najsłabszych ekonomicznie gminach.
Jak jest w powiecie mińskim - znowu niczego nie wiemy, bo służby ekonomiczne zlekceważyły naszą prośbę. Pierwszy raz skarbnik Bąk nie wywiązała się z prawa prasowego przy okazji naszego raportu o kosztach kształcenia, teraz z niewytłumaczalnych przyczyn nie podała kosztów funkcjonowania starostwa. Może dlatego, że pensje urzędników są tam (podobno!) żenująco niskie i wstyd je upubliczniać. Czekamy więc na informację po obiecanych przez starostę podwyżkach. Swoją drogą to wstyd, że urząd, który powinien świecić przykładem tak igra z podstawowym obowiązkiem udzielania informacji. Dlaczego urzędniczy lęk jest tak wielki i wprost proporcjonalny do braku kompetencji? To pytanie i jednocześnie wniosek dla rządzących elit powiatu mińskiego.
Popyt na elity to nie tylko sfery władzy, ale też kultury. Gdy swego czasu ktoś mnie zapytał, czy miński pałac jest tylko dla wybranych, wzruszyłem ramionami. Teraz wiem, że to prawda. Przynajmniej w najbliższy piątek przy okazji wernisażu obrazów Jerzego Nowosielskiego. Bez zaproszenia nawet mysz się nie prześlizgnie do galerii wartej miliony złotych. Wiem, że zdradzam tajemnicę, ale przecież nie złodziejom, którzy doskonale znają wartość dzieł mistrza figuratywnej abstrakcji czy - jak kto woli metafizycznego nadrealizmu. Mniejsza o definicje, bo najważniejsze, że nad Srebrną pojawi się wielka sztuka. Jak swego czasu telewizor pod strzechą czy antena SAT na baraku? O nie - miński pałac widział takich geniuszy, że Nowosielski nie jest tutaj kulturowym mezaliansem. Mam nadzieję, że nie staną się nim mińszczanie.
I już na koniec o elitarnym zakończeniu naszych mistrzostw Ziemi Mińskiej, na którym gościliśmy tylu vipów, że obdzieliłby nim wszystkie dotychczasowe edycje halówki. Co się stało? Nic wielkiego - finały skomasowane w ciągu kilku godzin i trochę wolnego czasu. Dziękujemy za tę obecność, bo dzięki niej nie tylko organizatorzy poczuli wpływ sportu na reakcje młodych i dojrzałych ludzi, którzy potrafią się radośnie bawić. A w czasie tej zabawy elity rosną nam w oczach. To zdobywcy pucharów Nike oraz statuetek najlepszego strzelca, bramkarza i zawodnika. Wszystkim biliśmy brawa, bo byli ich warci. Oby po drodze do kariery się nie popsuli.
Numer: 2008 09 Autor: Wasz Redaktor
Komentarze
DODAJ KOMENTARZ