Media z premierem RP

W ubiegłym roku spotkanie dziennikarzy z premierem zorganizował jego rzecznik z kancelarią RM, tegoroczne - Marek Traczyk, szef Stowarzyszenia Polskich Mediów. Było tak odmiennie, jak różni są obaj premierzy, ale powtórzyło się jedno - udział w spotkaniu tylko jednego dziennikarza z Mińska, którym za każdym razem był redaktor naczelny tygodnika Co słychać?

Tusk lokalny

Media z premierem RP / Tusk lokalny

Stowarzyszenie Polskich Mediów, któremu od lat prezesuje Marek Traczyk, potrafi zaskakiwać. Przed 6 laty zaskoczył wspaniałą peregrynacją Ziemi Świętej, teraz zaproszeniem na spotkanie z premierem RP. Oba wydarzenia miały jedną wspólną cechę - wymagały natychmiastowej decyzji. Wszakże Warszawa to nie Jerozolima, a Donalda Tuska można podziwiać codziennie w różnych TV, to jednak zwyciężyła chęć ujrzenia go z bliska, a być może (jeśli BOR pozwoli) wręczenia prezentu, uściśnięcia dłoni, a nawet krótkiej rozmowy.
- Tego nie było w ubiegłym roku podczas wizyty premiera Kaczyńskiego, więc może uda się z mniej (a może delikatniej) chronionym premierem Tuskiem - pomyślałem i... w drogę do Instytutu Biocybernetyki przy ul. Trojdena.
Organizatorzy powitali ok. 200 dziennikarzy mediów lokalnych i regionalnych drugim śniadaniem i pogawędką o SPMie, POT-cie i Warsie. Stowarzyszenie Polskich Mediów szykuje się do kongresu, z czego Marek Traczyk jest zadowolony, ale ma też pretensje do mało aktywnych członków. Rafał Szmytle z Polskiej Organizacji Turystycznej mówił zaś o niewykorzystanym potencjale Polski, która - przy odpowiednim profesjonaliźmie - mogłaby przyciągnąć 2-3 razy więcej turystów z całego świata. A jeśli już przyjadą nad Wisłę, mogą podróżować pociągami z odmłodzonym Warsem. Jego prezes Andrzej Buczkowski zapewniał, że nie ma już tam osławionego bigosu, a włoska piadina - ciepłe kanapki z mięsno-warzywnym farszem.
Dziennikarze nie wytrzymali, krytykując polski Wars za takie niepolskie menu, ale tylko do momentu spróbowania tych naleśnikowych specjałów, które smakowały najwybredniejszym. Będzie więc piadina, ale bez piwa lub wina, bo na liniach krajowych nie można serwować alkoholu. Ten zakaz jest niezgodny z konstytucją i pachnie - jak wiele polskich zakazów - wyrafinowanym faryzeizmem.
Premier Donald Tusk nie miał nic wspólnego z zakłamaną sztampą. Zjawił się wśród dziennikarzy w doskonałym nastroju, którego nie stracił przez ponad godzinę stania wśród medialnej ciżby.
- Przez prawie 20 lat wolnej Polski nauczyliśmy się już, że bez wolnych, niezależnych i dobrze działających mediów lokalnych nie ma mowy o dobrym funkcjonowaniu demokratycznego społeczeństwa - konstatował szef rządu, zaznaczając naszą rolę w obronie ludzi przed biurokracją i zakusami lokalnych polityków. Stąd też życzenia - jak najbardziej noworoczne - utrzymanie tej niezależności poza układami władzy. Co wcale nie znaczy, że o rządzących trzeba pisać tylko negatywnie.
- Pomagajcie Polakom uzyskać pełen wymiar wolności, samodzielności i radości z życia - namawiał premier, wierząc w zdolności lokalnych dziennikarzy do bycia rzeczywistą czwartą władzą w terenie.
- A my wierzymy, że dzięki panu staną się w Polsce cuda - odpowiadali dziennikarze i właściciele prywatnych gazet, rozgłośni i stacji TV.
Była aż godzina na osobiste konkretyzowanie oczekiwanych cudów. Dominowała gospodarka z niższymi podatkami i kwestie prawne, które nie pozwolą założyć dziennikarzowi sprawy karnej za krytykę decydentów. Nikt nie szedł do premiera z gołymi rękami, obdarowując go czymś niezobowiązującym, ale oryginalnym. Były więc obrazy, suveniry z regionu, książki i kalendarze, a premier z każdym zamienił kilka zdań.
Od naszej redakcji otrzymał tomik „Rozstajów” i egzemplarze „Cs” z informacją, że nie tylko wydajemy je od 12 lat, ale również organizujemy przedsięwzięcia sportowe i kulturalne z festiwalem chleba i pierwszym w tym roku przeglądem etno-kabaretów. No, i że działamy medialnie w sercu okręgu wyborczego posła Czesława Mroczka, który z listy PO uzyskał wyśmienite poparcie.
Wiadomo, że przed wizytą w Rosji i widmem żądań budżetowych premier wszystkiego i wszystkich nie spamięta, ale był wyraźnie wyczulony na lokalne problemy. Może więc znajdzie czas, by spotkać się z kreatorami lokalnej opinii na dłużej i bardziej merytorycznie. Wszystko to w rękach Tomasza Arabskiego - szefa kancelarii prezesa rady ministrów. Termin zależy też od sukcesów rządu. Im będzie ich więcej, tym realniejsze szanse na udane spotkanie.

Numer: 2008 06   Autor: J. Zbigniew Piątkowski





Komentarze

DODAJ KOMENTARZ

Wpisz nick.

Nick *

Nieprawidłowy adres e-mail.

Adres e-mail *

Wpisz treść wiadomości.

Treść wiadomości *