Autosalon

Pogoda dopisała. I choć w historii zlotu zdarzyło się raz, że przyjechało więcej motocykli niż na tegoroczne X-lecie, to i tak zlot należy zaliczyć do bardzo udanych

Wehikuły czasu

Nowa lokalizacja przed kinem sprawdziła się. Motorami zastawione było miejsce tak po lewej, jak i po prawej stronie kina. W samym rajdzie wzięło udział prawie 100 masyzn, ale z racji tego, że pojawiły się motocyklowe stoiska, a na zlot, już jako widzowie, przyjechało także wiele współczesnych jednośladów.

Synu, to tylko zwykły ścigacz! – zbeształ malca ojciec, kiedy ten, siedząc na starym Royal Enfieldzie z początku XX wieku z zachwytem pokazywał na jeden ze współczesnych motocykli. Ten Enfield to dobrze już znany w Mińsku Mazowieckim eksponat Andrzeja Godlewskiego, kolekcjonera zabytkowych motorów. Tym razem Godlewski zadbał nie tylko o przywiezienie z Warszawy większej liczby maszyn, ale również o odpowiednie stroje dla siebie, żony i kolegów, w jakich motocyklistów można było spotkać 100 lat temu. Ale motocyklowe gogle nosił nie on, a Marek Razowski – tegoroczny zwycięzca najważniejszej części imprezy, czyli rajdu weteranów szos. Na nagrodę zasłużył nie tylko dlatego, że wyglądał jak człowiek z dawnych czasów, ale przede wszystkim z powodu swojego motocykla. Stary Shüttoff wyglądał i działał tak, jakby właśnie wyjechał z fabryki. Przy motorze i jego właścicielu kłębili się zwykli widzowie i zlotowicze chcący posłuchać barwnych opowieści gościa z Czechowic-Dziedzic, który o swoim cacku mógł opowiadać bez końca. Można było odnieść wrażenie, że ten motor to wehikuł czasu, a jego właściciel po prostu przejechał z jednego stulecia do następnego. Na rajdzie świetnie poradził sobie także Henryk Wyszyński z Radzymina na Sokole 1000, który zajął II miejsce, oraz będący co roku w czołówce Andrzej Awraniuk z Białegostoku na BMW R12 – tym razem na III miejscu. Na rajdzie zdarzały się drobne problemy, głównie techniczne, ale tylko jeden był groźny. Jedna z uczestniczek zlotu (a pań było w tym roku wyjątkowo dużo) zahaczyła o konar drzewa, przez co jej BMW R61 uszkodziło błotnik. Jej samej na szczęście nic się nie stało. Trasa wiodła w dużej części leśnymi drogami na północ od Mińska Mazowieckiego (okolice Strachówki, Stanisławowa i Dobrego). W rajdzie po raz pierwszy uczestniczył bordowy WFM, świeżo odrestaurowany przez Zbyszka Ziemborę z Mińska. Sprawował się bez zarzutu, a przecież jeszcze rok temu mogliśmy oglądać na zlocie kupę złomu na kołach, od której cała ciężka praca się zaczęła.
Jeśli jest zlot, to poza rajdem musi być także gymkhana. Niestety, w tym roku odbyły się tylko dwie konkurencje. W konkursie wolnej jazdy już nie po raz pierwszy najlepszy okazał się Grzegorz Wójcik z Puław na SHL. Nowością był konkurs na przejazd z jajem – chodziło oczywiście o to, aby w czasie jazdy nie stłuc jajka. Tutaj bezkonkurencyjny był Arkadiusz Skoczeń na motorze K750.
Był też koncert. Zespół Free Way długo i powoli przygotowywał się do występu, ale kiedy w końcu wokalistka w trampkach na szpilkach zaczęła śpiewać, publiczność wybaczyła jej opóźnienie.
A motocykliści rozgrzani występem przenieśli się do kina na Bal Komandorski prowadzony przez inicjatora przed dziesięciu laty pierwszego zlotu weteranów Macieja Cichockiego. I znów królował rock i to w najlepszym, klasycznym wydaniu, kiedy był nurtem wschodzącym w muzyce pop. Wspaniałą zabawę urozmaiciła ceremonia wręczania nagród. Pełni wrażeń motocykliści bal kończyli w różnych punktach miasta dopiero o świcie. Asia – bohaterka tegorocznego rajdu (kontuzja po wywrotce BMW na trasie) powiedziała, że mińskie spotkania weteranów są najmilsze ze wszystkich, w jakich brała udział. Powinno to dać wiele do myślenia komandorowi Danielowi Gągolowi, który zapowiedział wycofanie się z organizacji kolejnych edycji Magnetu.

Numer: 2005 24   Autor: (mp, jot)





Komentarze

DODAJ KOMENTARZ

Wpisz nick.

Nick *

Nieprawidłowy adres e-mail.

Adres e-mail *

Wpisz treść wiadomości.

Treść wiadomości *