Mińsk Mazowiecki muzyczny

Miński Big Band pod batutą Janusza Sadocha zasłynął nie tylko nad Srebrną. Swingował z powodzeniem w kraju i za granicą mimo wciąż zmieniającego się składu grupy. Po ośmiu latach przyszedł kryzys i być może niedzielny koncert Big Bandu w Planecie był ostatnim jego występem

Jazz ostatni

Mińsk Mazowiecki muzyczny / Jazz ostatni

Rozpoczęli próby w lutym 2000 roku, choć pomysł na powstanie mińskiego big bandu zrodził się we Francji. To Adama Krywiczanina zainspirowały podobne zespoły z Ramonville i St. Egreve, gdzie mińszczanie pojechali na Festiwal Pięciu Zmysłów. Wkrótce pomysłem zainteresował się Sławomir Tkacz (trąbka), by z Dariuszem Glanasem, Arkadiuszem Żarkiem (saksofony) oraz Lechem Kowalskim (puzon), Michałem Rokickim (klarnet) i Kamilem Kędziorą (saksofon) stać się pierwszym trzonem zespołu.
Potem przyszli pozostali - trębacze Jacek Janiszewski, Rafał Gańko i Roman Słowik, klarnecista Daniel Wiśniewski, saksofoniści - Paweł Szeląg, Władysław Janicki, Michał Kryński, puzoniści - Mikołaj Słowik, Witold Haliniak, pianistka Tatiana Żarek, perkusistka Barbara Galas, Edward Poliński na kongach oraz dwie wokalistki - Diana Gajc i Karina Krupa.
Pierwszy raz koncertowali publicznie już w listopadzie 2000 roku, wzbudzając niekłamany zachwyt publiczności. Potem urozmaicali miejskie uroczystości wraz z orkiestrą dętą, kapelą Małego Stasia i Dąbrówką, reprezentowali Mińsk Mazowiecki poza granicami kraju, grali na festiwalach jazzowych od Siedlec do Orzysza. Jeszcze do dziś wielu wspomina ich koncert galowy z okazji 5-lecia powstania. Grali w mocnym składzie, jednak nie sami, bo Big Band to tylko jedno z dzieci Mińskiego Towarzystwa Muzycznego. Za to wyjątkowe, bo jak recenzuje je meloman Tomasz Roguski, dzięki niemu obcujemy z muzyką klasy światowej. To nie tylko standardy jazzowe epoki swingu lat 30. i 40., ale także orkiestrowe opracowania nowych przebojów do słuchania i do tańczenia.
W niedzielny wieczór miński Big Band koncertował na pożegnanie. Jeśli nie w ogóle, to zapewne na dłuższy czas. Jaki? Tego nikt nie wie, bo na razie jest pewne, że Janusz Sadoch nie stanie już za dyrygenckim pulpitem.
Kryzys personalny czy zmęczenie materiału?
- Zaczynaliśmy pełni wiary 8 lat temu. Wtedy większość zespołu stanowili chłopcy w wieku 14-15 lat. Teraz mają pracę i zakładają rodziny, więc nastąpił czas wyborów - tłumaczy dyrygent.
Zdaniem Sadocha Big Band powinien pozostać zespołem amatorskim, bo na zawodowstwo miasto nie ma pieniędzy. A taka zabawa wymaga i czasu, i pieniędzy. Nikt kosztem rodziny i kariery nie będzie się poświęcał. Prezes MTM wierzy, że znajdzie się ktoś, kto poprowadzi Big Band, bo przecież grający w nim muzycy są na tyle przygotowani i zgrani, że w każdej chwili mogą wystąpić na wysokim poziomie.
Tak grali podczas swego planetarnego koncertu, podkreślając czarnymi strojami trzy symbole - ostatni występ, przynależność do gatunku muzyki i... śmierć matki dyrygenta. Ich skład różnił się od pierwszego. Ubył Roman Słowik, Władysław Janicki i Edward Poliński, Barbara Galas stanęła przy kongach, perkusją zajął się Dominik Szczygielski, na basach zagrał Glanas z Gryzem, a na gitarach - Kaczorek i Mielnik. Zaczęli od Over the rainbow Harolda Arlena z filmu o czarnoksiężniku z krainy Oz, by skończyć cha-chą Oye Como Va i Sing singiem na bis. Po drodze przypomnieli m.in. Księżycową serenadę Glena Millera, Besame mucho (całuj mnie mocno), popisową Różową panterę, motyw z Titanica czy muzykę Bonfy i Jabina z Czarnego Orfeusza - brazylijskiego filmu o niespodziewanym początku i końcu miłości w czasie karnawałowej parady. Ale nawet samba nie podniosła gości z krzeseł. Może to z powodu całkiem niebrazylijskiej karnawałowej nocy, może z racji nadchodzącego najgorszego dnia roku - 21 stycznia.
A może po prostu z żalu za odchodzącym na długi urlop Big Bandem. Najważniejsze, by zespół z niego wrócił, bo miastu jest potrzebny. Choćby po to, aby gdzieś w Wyszkowie ktoś napisał: - Miński Big Band jest przykładem doskonałej promocji własnych artystów przez miasto. Nawet muzycy z Big Bandu nie byli tego pewni, a co dopiero pospolici zjadacze muzycznego chleba.

Numer: 2008 04   Autor: J. Zbigniew Piątkowski





Komentarze

DODAJ KOMENTARZ

Wpisz nick.

Nick *

Nieprawidłowy adres e-mail.

Adres e-mail *

Wpisz treść wiadomości.

Treść wiadomości *