W Mińsku

Najdłużej żyjącym mińszczaninem – 103 lata – był dotychczas Roman Dytnerski. Władysławowi Antonowiczowi brakuje do wyrównania rekordu tylko 3 lata, czego mu życzą wszystkie okoliczne pszczoły

Żądło stulatka

Mamy w Mińsku Mazowieckim prawie stu 90-latków, z których do setki dożywa co dwudziesty. Ale i pięcioro wiekowych staruszków w 37-tysięcznym mieście to też niezły wynik, co burmistrz Grzesiak przypisuje zdrowemu mikroklimatowi. Może tylko martwić, że coraz więcej wśród mińszczanek wdów, a z honorowej emerytury – teraz aż 1903 zł – może się cieszyć jeden mężczyzna na 2-3 kobiety. Takim rodzynkiem jest właśnie Władysław Antonowicz.

Urodził się 30 maja 1905 roku w Mickiewiczowskim Nowogródku (dziś Białoruś). Tam był stolarzem i tam też poznał swoją 10 lat młodszą żonę – Marię. Pobrali się w 1940 roku, a pięć lat później powojenna zawierucha (wysiedlenia) rzuciła ich do podmińskich Stojadeł. Przy ulicy Stanisławowskiej zamieszkali przed pół wiekiem, ale już wtedy na dzieci było za późno. I tak zostali sami jak para kochających się gołąbków. Jednak nigdy nie czuli się samotni; dzieląc dnie na zajęcia domowe, hobby i pracę zawodową. Władysław jakiś czas był zatrudniony na budowach warszawskich, potem w ZNTK, a w końcu przez ostatnie 13 lat w PKP. Stąd kolejarska emerytura, do której od 1 maja ZUS doliczył prawie 2 tysiące honorowego świadczenia tylko dla stulatków. Ale najmilej wspomina pan Władysław odbudowę Warszawy (przydał się jego stolarski fach) i... pszczoły.
To miodne owady były jego drugą, a kto wie, czy nie pierwszą miłością. Już jako 14-latek miał swój ul, a w Mińsku Mazowieckim dorobił się dwóch dużych pasiek. Ta na Zamieniu liczyła 26 rojów, a w Cygance o dwa mniej. Sprzedał je dopiero przed trzema laty, zostawiając symboliczny ul na posesji przy Stanisławowskiej. Symbol wkrótce urósł do 15 rojów i znowu pan Władysław ma co robić.
Na setne gody Antonowiczowie zaprosili sąsiadów, swego radnego Stanisława Kirylaka i burmistrza Zbigniewa Grzesiaka z szefową USC – Danutą Ryniewicz, a Janusz Kąca z ZUS-u spełnił miły obowiązek obdarowania jubilata podwyższoną emeryturą. Życzeniom nie byłoby końca, gdyby nie tradycyjny tort ze zdjęciem stulatka i chóralne „dwieście lat” potwierdzone kieliszkiem... Nie, nie miodu pitnego, na co wskazywałoby hobby pana Władysława a koniaku, bo on najlepszy na krew i stuletnie serce. Może właśnie życie wśród pszczół, które potrafią też leczniczo użądlić, a na starość kieliszek brandy to recepta na długowieczność. No i lekarz za płotem, bo sąsiadem Antonowiczów jest znany internista-gastrolog Zygmunt Osiński. Mokrzyccy – sąsiedzi zza drogi (w tym miejscu Stanisławowska przypomina wiejskie osiedle) też pomagają w ciężkich pracach, choć 190-letni staruszkowie twierdzą, że jeszcze dają sobie radę. Widać to w domu i obejściu, a szczególnie w trochę przybladłych, ale bardzo szczęśliwych oczach Marii i Władysława. Życzymy, by życzenia wspólnych dwustu lat spełniły się im z nawiązką.

Numer: 2005 23   Autor: J. Zbigniew Piątkowski





Komentarze

DODAJ KOMENTARZ

Wpisz nick.

Nick *

Nieprawidłowy adres e-mail.

Adres e-mail *

Wpisz treść wiadomości.

Treść wiadomości *