Spowiedź policjanta

Lekarz mówi, że aby być zdrowym na umyśle – trzeba jakoś tę pracę odreagować. Więc niektórzy policjanci piją. A piją, bo jest to jeden ze środków redukcji ryzyka zawodowego

Burki w mundurach

Powiedzmy, że ma na imię Wojtek. Jest policjantem z odpowiednio długim stażem. Mógłby pójść na wcześniejszą i biedniejszą emeryturę. Woli jednak dopracować się późniejszej. Był dzielnicowym, czyli krawężnikiem w stopniu… Nie – stopień, wygląd zewnętrzny i życie pozapolicyjne – wszystko, co mogłoby go ujawnić, nie może być tu napisane. – Pani napisze, a potem „badacze” wezmą to pod lupę: Kto napisał? Kto powiedział? Za to w końcu im płacą.

Początek kariery? Tak jak większość pracujących obecnie w policji: przeważnie chłopak ze wsi albo małego miasteczka liczący – na mieszkanie, duże zarobki, specjalną opiekę medyczną i różne przywileje.
Wojtek zaczynał właśnie „kiedyś”. Dostał mieszkanie po kilku latach służby. Po kilkunastu dorobił się wynagrodzenia 2800 brutto (pensja zasadnicza plus dodatek za etat, staż, stopień). Nie tak łatwo sprawdzić te informacje.
W pracy nie pije. Za to każdy wolny od służby dzień zaczyna i kończy zimnym browarem. Zanim dotrze do pracy, to i kac „przeminie z wiatrem”. Wojtek pić musi, bo jedynie wtedy może odreagować stres istniejący w pracy.
Wojtek mówi, że mimo zmiany systemu nadal zachowana jest przepaść pomiędzy „dołem” a „górą”. Mówi o łapówkach… Taki krawężnik weźmie niewiele, no a drogówka liczy mniej więcej 500 zł za prawko. Wojtek mógłby podać przykłady: kto postawił dom za łapówkę czy kupił samochód. Ale po co?
Wojtek narzeka. – Pracujesz jako burek – to szczekaj, jak ci płacą. A płacą kiepsko, choć szczekać trzeba nieustannie. No, więc Wojtek szczeka. Cicho. Zaszczekałby głośniej, gdyby mógł. Kiedyś nie mógł darować sobie własnej bezsilności. Chciał na własną rękę złapać złodzieja samochodów. Zaczaił się na parkingu, czekał i złapał go na gorącym uczynku. Prokurator jednak nie dał nakazu aresztowania. – Mała szkodliwość społeczna czynu – powiedział i kazał nygusów wypuścić. A Wojtek miesiąc później został „zupełnie przypadkiem” pobity w drodze do pracy. Przez pół roku chodził ze śrubami w nodze. Dlatego dziś już nie jest krawężnikiem. Od tamtego czasu siedzi za biurkiem, wypisuje zaświadczenia, spisuje zeznania zatrzymanych, słucha bluzgania na szybkość działania policji i coraz mniej spraw go rusza. Kradną? Niech kradną, to nie moje. Bo ile razy można być skopanym?
Więc dlaczego szczeka? Szczeka jak Burek, bo ma swoje poczucie sprawiedliwości. Co by było gdyby powiedział – nie? Dlatego, gdyby dali mu rozkaz – strzelaj – strzelałby. Bo taka jest jego rola, bo inaczej zniszczono by go.
Wojtek mówi, że to „góra” rozwaliła policję. Wprowadzono oszczędności, ale na tym, co jest dla społeczeństwa dobre. Podaje przykład: jeśli skradziono mienie do wartości 50 tys. zł – nie zabezpiecza się śladów (np. linii papilarnych). Aparat używany w daktyloskopii jest drogi, jest jeden czy dwóch, którzy potrafią to robić, więc nie opłaca się stosować tej techniki przy wykrywaniu sprawców włamania do samochodów (najczęściej popełniane przestępstwa). A przecież włamań tych dokonuje przeważnie młodzież i robią to gołymi rękami. Wystarczyłoby zebrać odciski palców… – Dlatego, choć ilość przestępstw wzrasta, wykrywalność spada – podsumowuje.
Cywile nie lubią krawężników, a „góra” nimi pogardza. – Biada temu krawężnikowi – mówi – który zatrzyma do kontroli czy w jakiś inny sposób nadepnie na odcisk komuś z kręgu osób podczepionych do żłoba. Zjebki gotowe, a i po kasie dostanie, a sprawa zostanie oczywiście wyciszona. Wojtek odpowiednio długo pracuje w policji, by o tym wiedzieć. – Sporo przez te lata człowiek się naoglądał. Nie dziwi widok trupa, rozkładającego się ciała, a zwłaszcza zapach – mówi bez emocji.
Nie dziwi go widok człowieka bitego czy poniżanego przez funkcjonariusza. – Czasami wynika to z sytuacji, bo nerwy puszczą, gdy gość się stawia. A czasami z osobowości spaczonej latami burkowej służby. Chęć pokazania, kto jest górą, jest silniejsza niż zdrowy rozsądek. Współczucie dla ofiary przestępstwa można włożyć do lamusa. – Jeśli ktoś udaje, że współczuje, to dlatego żeby „klon” (osoba zgłaszająca), który z reguły sam jest sobie winien, nie napisała skargi. Policjant ma generalnie w dupie los ofiary. Choć są wyjątki… Wojtek wspomina o sytuacji sprzed lat: – Samobójca grozi wyskoczeniem przez okno. W mieszkaniu maltretowana żona i dzieci. Gość zostaje sam na sam z policjantem, stoi przy oknie, mówi, że wyskoczy. Na to słyszy: to skacz chuju. I skoczył... W raporcie napisane, że nie zdążyli. Kobieta zadowolona: pozbyła się tyrana, a policjanci zadziałali jak najlepsi negocjatorzy. Chwast wyrwał się sam.
Gdyby Wojtek napisał książkę o tym, co widział i słyszał – wielu by nie uwierzyło. Nie dziwi się, że policjanci udają, że wielu rzeczy nie widzą. Dlatego Wojtek i większość jego kolegów szczeka coraz ciszej.
Są młodsi i głośniejsi, bo przecież policja jest i będzie potrzebna.

Numer: 2005 23   Autor: Zwierzeń policjanta wysłuchała Anna Kowalczyk





Komentarze

DODAJ KOMENTARZ

Wpisz nick.

Nick *

Nieprawidłowy adres e-mail.

Adres e-mail *

Wpisz treść wiadomości.

Treść wiadomości *