Mińskie złotka

Na ślub kościelny szli do jedynego wtedy mińskiego kościoła pw. NNMP, a cywilny brali w budynku byłej Resursy, na rogu ulic Świerczewskiego i Lenina. Pamiętają ówczesną kierowniczkę USC, panią Drzewiecką i... szare ulice miasta. Najgorszy był jednak brak mieszkań, więc musiał im wystarczyć ciasny kąt u rodziców lub pokój w zakładowym hotelu. Najważniejsze jednak, że wreszcie byli razem i w takim stanie wytrzymali pół wieku

Jeszcze się palą

Mińskie złotka / Jeszcze się palą

Rok ich ślubu był pierwszym po październikowej odwilży politycznej, niosącej nadzieję na lepsze życie. Kto wtedy nie wierzył Gomułce, gdy religia wróciła do szkół, a młodzież mogła słuchać jazzu i tańczyć twista. Kto nie wierzył w odnowę, gdy do Krakowa powrócił obraz Wita Stwosza, a Kanał Wajdy zdobył Srebrną Palmę w Cannes. Nadzieję niosła też pierwsza, polska w całości Syrenka i bloki z wielkiej płyty. Głód mieszkań i motoryzacji był tak wielki, że zamknięcie tygodnika „Po prostu”, który krytykował nową władzę, nie stało się pretekstem do ogólnokrajowych protestów. Jak się później okazało, większy sprzeciw wzbudzały podwyżki cen żywności niż opozycyjna kultura.
Tegoroczni jubilaci nie musieli długo czekać na prezydenckie medale, a 6 grudnia - Mikołajki były dobrą okazją do składania życzeń i prezentów. Zamiast kwiatów otrzymali jednak ptasie mleczko, bo - jak stwierdziła Danuta Ryniewicz - złotym parom może tylko brakować tak wykwintnych smakołyków.
Gdy już medale zawisły na piersiach złotych nowożeńców, burmistrz Zbigniew Grzesiak jak zwykle gratulował jubilatom wytrwałości, zwracając uwagę na dwie przytulone do siebie róże, które są głównym motywem prezydenckiego orderu. Są one symbolem jedności i niepowtarzalności małżeństwa.
- Każde z was jest niepowtarzalne i, jak widać, nie do zastąpienia. Cieszcie się wnukami i bądźcie do końca jak dwie świece, które zostawią po sobie światło i ciepło - życzył burmistrz, przypominając, że w 1957 roku nowożeńcy mogli już słuchać radia bez słuchawek. A za 4 lata ruszył kanał TVP, nadając kilka godzin programu dziennie. Tylko kto wtedy miał telewizor... Ponad 20 mińskich par (ze 197 biorących w 1957 roku ślub) dotrwało do ery komputerów, a ich świece wciąż się palą i dają ciepło całym rodzinom.
Nie są one zbyt duże, bo - jak żartowali jubilaci - wtedy jeszcze mieli w domach lampy, więc światła nikt im niespodziewanie nie wyłączał. Stąd w większości po 1-2 dzieci, trójką mogli się pochwalić państwo Abramczukowie i Piwkowie, natomiast z czwórki byli dumni Walentyna i Józef Kowalikowie oraz Krystyna i Jerzy Sukiennikowie. Oni również mają najwięcej wnuków (6 i 15). W sumie 14 obecnych na uroczystości par ma 31 dzieci, 51 wnucząt i 7 prawnucząt.
O ile małżeński rocznik ’57 nie był obfity w dzieci, to dorastanie bycia razem nie odbiegało od średniej. Najmłodszymi żonami były Celina Bartnicka i Krystyna Muraszewska (po 18 lat), biorąc sobie na mężów 25-letniego Wacława i 22-letniego Józefa. Po 19 lat miały Wanda Abramczuk i Krystyna Sukiennik, a 26 - Maryla Gutowska, wychodząca za mąż za 23-letniego Włodzimierza. Najstarszymi mężami byli zaś 27-letni wtedy Jerzy Młoduchowski i 29-letni Tadeusz Milewski.
W sali ślubów nie było mowy o tańcu, więc jubilaci musieli się zadowolić słodkim poczęstunkiem i wspomnieniami. Gości bawiła (uroczo) Danuta Ryniewicz, chwaląc ich sprawność i pogodę ducha. Widać było, że ich świece jeszcze tak szybko nie zgasną.

Mińskie złotka 2007: Wanda i Jan Abramczukowie, Celina i Wacław Bartniccy, Marta i Eugeniusz Gnichowie, Maryla i Włodzimierz Gutowscy, Walentyna i Józef Kowalikowie, Stanisława i Jan Kwiatkowscy, Jadwiga i Tadeusz Milewscy, Halina i Jerzy Młoduchowscy, Krystyna i Józef Muraszewscy, Marianna i Tadeusz Padzikowie, Wiesława i Henryk Parolowie, Genowefa i Zygmunt Piwkowie, Krystyna i Jerzy Sukiennikowie, Eugenia i Henryk Wychorscy

Numer: 2007 50   Autor: J. Zbigniew Piatkowski





Komentarze

DODAJ KOMENTARZ

Wpisz nick.

Nick *

Nieprawidłowy adres e-mail.

Adres e-mail *

Wpisz treść wiadomości.

Treść wiadomości *