Swego czasu, w okresie ostatniej kampanii wyborczej do sejmu i senatu, nawiedził nasze miasto prezydent Kaczyński. Było miło i podniośle, a prezydent RP występując w pałacu Dernałowiczów stwierdził, że Mińsk Mazowiecki wypiękniał i zmienił swoje prowincjonalne oblicze. To prawda, są w naszym mieście takie miejsca, gdzie serce rośnie, ale są też wstydliwe zakamarki, które nawet polukrowane nie dadzą się przełknąć. Tych prezydent nie widział i nie był on pierwszym ani ostatnim, któremu takich widoków oszczędzono
Wstydliwa niemoc

Lata temu całe generałowi Jaruzelskiemu – wtedy premierowi i pierwszemu sekretarzowi PZPR w jednym – wmawiano, że mińskie baraki to teren do rozbiórki i niwelacji. Miał dobrą wolę towarzysz i uwierzył, zwłaszcza, że ręczył za to Kazimierz Barcikowski, towarzysz skądinąd wiarygodny. U progu lat 90. ministrowi obrony narodowej Florianowi Siwickiemu wmawiano, że serbinowskie baraki to magazyny wojskowe. Generalnie do rozbiórki, bo buduje się nowe. Też uwierzył! Czasy się zmieniały. Zegar historii nabrał tempa, ale baraki uporczywie trwały na swoim miejscu. Przyszły pierwsze, pamiętne wybory samorządowe. Chętni na radnych obiecywali więcej niż św. Mikołaj. Nam, na Serbinowie, wybrany w cuglach radnym pan Ciechanowicz, obiecał rozwiązać raz na zawsze problem baraków. Kto dziś po osiemnastu latach pamięta tego radnego?
Baraki stały nadal i czuły się coraz gorzej. Cóż to za dziwna niemoc w tej barakowej gehennie? Co wybory, to burmistrz obiecywał rozwiązanie problemu. Radny Sokołowski pracowicie odbudowywał spalone szopy i chlewiki, bo to chłop z dobrym sercem. Nikt jednak na poważnie nie podszedł do tej drażliwej i delikatnej materii. I to chyba nie z powodu braku dobrej woli, ale po ludzku z braku koncepcji i traktowania sprawy po macoszemu. Najedzony nie zrozumie głodnego, a piękny i mądry ułomnego i mądrego inaczej. Ja wiem, że miasto to nie tylko Serbinów i Targówka, ale jakoś tak ktoś ustawicznie dzieli je na te lepsze i gorsze kwartały.
Wracając do rzeczy, mieszkańcom baraków smutno się żyje w cieniu blokowiska. Mało słońca, dużo cienia, a najbardziej brak zrozumienia ich losu. Kiedyś mieli tu warzywne działeczki i kwiatowe ogródki, a dziś bloki, trawniki i chodniki. Dookoła marazm, błoto, butwiejące opuszczone pomieszczenia i wszędobylskie szczury!
Mieszkańcom blokowiska też nie jest lekko. Smród palonych opon, plastikowych butelek i innych wynalazków opalających kuchnie i piece baraków ciężki jest do zniesienia. Idzie zima. Oj, będzie się działo! Dymy i wyziewy baraków. Są one na pewno szkodliwe dla otoczenia! Być może rakotwórcze, a zapachowo nie do zniesienia. Czy los ludzi żyjących w tych warunkach obchodzi ojca miasta? Z tego co czasami mówi to tak. Mówi zwłaszcza przed kolejnymi wyborami. To zrozumiałe.
Jednak żarty na bok. Ostatnio na Serbinowie gruchnęła wiadomość! Ponoć małymi kroczkami mają zacząć się wyprowadzki z baraków! Czyżby nareszcie słowo burmistrza stawało się ciałem? Jeśli tak, to kłaniamy się czapką do ziemi. Po barakach szepczą o zmianach, a ja boję się sprawdzać informację u źródła. Dlaczego? Bo nie chcę być znowu odarty ze złudzeń. Chcę wierzyć, że to już się dzieje, że doczekamy końca baraków i nasze osiedle urodą dorówna innym w mieście. Może tym razem wiara uczyni cud?
Numer: 2007 49 Autor: Okrasa
Komentarze
DODAJ KOMENTARZ