W wiejskim i miejskim Mińsku

Jak burmistrzowie i wójtowie radzą sobie z odpowiedziami na pytania radnych? Zazwyczaj miękną i starają się nie jątrzyć sprawy. Albo chcą zagadać temat na śmierć, by radny już nigdy do niego nie wracał, bo go koledzy wyśmieją... Burmistrz Grzesiak i wójt Dąbrowski mają na radnych swoje, wypróbowanie przez lata sposoby, ale w priorytetach są bezkompromisowi

Próbowanie władzy

W wiejskim i miejskim Mińsku / Próbowanie władzy

Od kiedy burmistrz Grzesiak zrezygnował z opowiadania radnym, co robił między sesjami, spotkania straciły na widowiskowości. Jednak co ma wisieć, nie utonie, a kołem ratunkowym są interpelacje. Ich tematyka jest różna, nawet dziwna, a odpowiedzi - porażające.
Tak było z pytaniem o cenę wyłapywania psów, która szczególnie interesowała radnego Mireckiego. Jakież było zdziwienie, gdy dowiedział się, że każdy z 70 wyłapanych psów (do końca września br.) kosztuje miasto... 800 złotych. Inni radni też z trudem przyjęli tę informację i jęli dopytywać, jak długo taki ujęty pies żyje w schronisku.
- Nie wiem. Wiedzą działacze TOZ i moi pracownicy - uciął dyskusję burmistrz. Tylko pozornie, gdyż radni nadal chcieli wiedzieć, za co miasto płaci prawie sto tysięcy rocznie. Wprawdzie Jacek Gogolewski wie o psich losach sporo, jednak nawet on nie ma pojęcia, co dzieje się w schroniskach. Radni po stracie mińskich psów nie płakali, ale olbrzymie wydatki pewnie ich zmuszą do powtórki dyskusji. Tym bardziej, że w nowym budżecie nikt nie zapcha hyclowej dziury psim podatkiem.
Nikt też nie zwróci miastu 56 tysięcy wydanych na funkcjonowanie spółki lotniczej. Przyparty do muru burmistrz oznajmił, że rada może uchwalić wszystko, nawet wycofanie się ze spółki, ale czy warto, gdy właśnie mają decyzję lokalizacyjną, której brakuje nawet Modlinowi, nie mówiąc o innych konkurentach Mińska. Co to oznacza? W przyszłości duże pieniądze na budowę portu lotniczego i całej infrastruktury, ale już teraz potrzebne są konkretne wnioski o dotacje, by nasi lobbyści (czytaj - posłowie) mogli mieć argumenty negocjacyjne.
- Bez fanfar idziemy wciąż do przodu - rzecze Grzesiak. Czy jednak sam optymizm burmistrza wystarczy?
Drugi spółkowicz - wójt Sylwester Dąbrowski też musiał tłumaczyć radnym, co się dzieje z lotniskiem cywilnym. Problem podniósł sołtys Karoliny Kolonii - Marek Nowicki, czytając fragmenty z siedleckiej prasy o porcie z zapachem idei fix.
- Nie wiedzą, o czym piszą - krytykował wójt Dąbrowski, twierdząc, że żaden konkurent nie jest tak daleko, a my możemy już budować terminal. Trzeba tylko przekonać przewoźnika tanich linii lotniczych, że właśnie w Mińsku Mazowieckim warto zainwestować 50 mln złotych w zamian za korzyści braku opłat lotniskowych. Wytłumaczył również, że brak w spółce urzędu marszałkowskiego nie jest tragedią, bo silniejsze finansowo województwo przejęłoby władzę w spółce i mogłoby zablokować wszelkie działania.
Nie ma więc mowy o impotencji władzy, a jej celowym działaniu, by przechytrzyć konkurentów. Po zmianie rządu, dwóch posłach w Sejmie i przy poparciu sąsiednich parlamentarzystów właśnie przed Mińskiem zapaliło się zielone światło(?!)
Na odpowiedź lub potwierdzenie tej tezy trzeba jeszcze trochę poczekać. My możemy żyć nadzieją, ale nie burmistrz Grzesiak, wójt Dąbrowski i zarząd Cywilnego Portu Lotniczego. Już czas na lot, a nie pełzanie. To już nie próbowanie władzy podczas sesji, a na szerokich wodach krajowej polityki.

Numer: 2007 48   Autor: J. Zbigniew Piątkowski





Komentarze

DODAJ KOMENTARZ

Wpisz nick.

Nick *

Nieprawidłowy adres e-mail.

Adres e-mail *

Wpisz treść wiadomości.

Treść wiadomości *