Coraz mniej wśród nas ciężarnych kobiet i wózków z maluchami. Już nawet nie można mówić o prostej reprodukcji (2+2), bo na jedną kobietę przypada średnio niewiele ponad 1,5 dziecka. A będzie jeszcze mniej, bo wciąż jesteśmy w 57 procentach za bezwarunkową aborcją
Gdzie te mamy...
Danuta Rinn miała rację, drąc się na całe gardło w poszukiwaniu prawdziwych chłopów. Ale krzyki tu nic nie pomogą (na nic się zdały również pani Danusi), bo ród męski w swej przeważającej części woli kobiety ciche, wyrozumiałe i mające w sobie coś, co znawcy określili seksapilem. Wybierają więc do ślubu wierne żony, które na pewno będą matkami i na pewno ich dzieci. To wręcz instynkt samozachowawczy, by zostawić swoim (a nie cudzym) potomkom dorobek życia, o czym marzy każdy wojownik i każda matka – opiekunka domowego ogniska. Gdzież są więc te przyszłe westalki? Poszukajmy...
Statystyki przygnębiają, bo oto okazuje się, że ochrzczeni katolicy prawie w stu procentach dopuszczają przerywanie ciąży, a co siódmy – bezwarunkowo i w każdym czasie. Co trzeci z nas pozwoliłby na aborcję pod pewnymi warunkami, a tylko co dziesiąty uważa ją zawsze za morderstwo i dlatego nie uznaje żadnych wyjątków. Każde ekstremum jest niedopuszczalne, więc przyjrzyjmy się 12 milionom „warunkowców”. Gros z nich dopuszcza aborcję po gwałcie, kazirodztwie lub w obawie o życie kobiety. W innych przypadkach nasze oceny nie są już tak jednoznaczne i tylko ok. 4 mln Polaków posłałoby matkę, żonę, córkę (a szczególnie kochankę) na skrobankę tylko dlatego, że ona nie chce mieć dziecka. To bardzo podobna liczba do piętnujących każdy przejaw zabijania dzieci od poczęcia po narodziny. Co do zapłodnienia pozaustrojowego już nie jesteśmy tak konserwatywni. Za tym, by małżeństwo miało dzieci nawet w tak nienaturalny sposób jest trzy czwarte badanych Polaków.
Ale też owe sondaże wskazują, że jesteśmy w demograficznej matni. Z jednej strony obowiązuje surowe prawo, z drugiej kwitnie aborcyjne podziemie (za grube pieniądze), z trzeciej - rodzą kobiety ubogie lub z patologicznych rodzin, a petlę zamykają młode, inteligentne dziewczyny i mężatki, które dla własnej wygody i kariery umiejętnie uchylają się od roli matki. Taki wybieg niezgodny z naturą ma zazwyczaj przykre konsekwencje – długie leczenie, by znowu stać się pełnowartościową kobietą.
By stanąć na małżeńskim ringu, trzeba być dobrze przygotowanym do walki, o czym świadczy ostatni 53-sekundowy blamaż Gołoty. Nasi wojskowi to nie jakaś przebrzmiała sława, więc urządzili nam pokaz kunsztu organizatorskiego pod nowym pomnikiem lotników i w Janowie (vide: Skrzydła honoru). Pogoda, frekwencja i atmosfera na niebie i ziemi były fascynujące aż do... powrotu. Nie był łatwy, ale to kara za motoryzacyjne wygodnictwo. W przyszłym roku wojsko urządzi nam spacer od Warszawskiej, bo każdy najchętniej wjechałby autem pod namiot z piwem i jeszcze się dziwił, że każdy się puka w czoło.
Postarali się też stojeccy strażacy (vide: Prężna i można), a na festiwal „Wesołych nutek” przyjechał sam Robert Janowski – pierwsza przed laty (z Edytą Górniak) gwiazda „Metra” Janusza Józefowicza, który niedawno odwiedził Mrozy, ale talentów na swoją miarę nie znalazł (vide: Robert i gwiazdki).
We czwartek Boże Ciało, a po nim drugi w tym roku długi weekend. I znowu, gdy dopisze pogoda, miasto wyludnieje, więc na 584. urodzinach Mińska Mazowieckiego tłumów nie będzie. Tym bardziej, że nie widać żadnego plakatu reklamującego chociażby uroczysty koncert.
A ludzie piszą listy do redakcji. Listy o maraźmie, oszukaństwie i w ogóle, że miało być lepiej. Może byłoby lepiej i radośniej, gdybyśmy mieli więcej matek na ulicach, w parkach, wiejskich ścieżkach i naszych domach. Młodzi wolą się beztrosko bawić, ale jak długo można żyć bez rodzicielskiej odpowiedzialności...?
Numer: 2005 22 Autor: J. Zbigniew Piątkowski
Komentarze
DODAJ KOMENTARZ