W Mrozach

Kultura i historia lubią ze sobą chodzić w parze. Szczególnie w Mrozach, które rozsławiły koncerty gwiazd, serial „Ranczo” i jego pokłosie - filmowcy z grupy Creatyvnych. Teraz przyszedł czas na odświeżanie pamięci o lokalnych bohaterach, których imieniem chrzci się domy kultury, ulice i place, a nawet wznosi pomniki

Siły wartości

W Mrozach / Siły wartości

Mrozy rosły wraz z koleją żelazną i promocją Rudki jako kurortu dla suchotników. Właśnie zbliża się stulecie sanatorium, którego obchody objęliśmy medialnym patronatem. Helenie Wielobyckiej, której imieniem nazwano mroziańskie centrum kultury, również oddamy należne miejsce na naszych łamach.
Teraz czas na księdza Kazimierza Fertaka, o którym w Mrozach wielu już zapomniało. A pamiętać powinni, bo proboszczował tutaj przez 7 lat w czasach totalitarnej pogardy. W czasie okupacji (od 1941 roku) był kapelanem AK-owców i harcerzy z Szarych Szeregów, a gdy weszli sowieci - służył radą, spowiedzią i komunią partyzantom Narodowych Sił Zbrojnych. Udawało się do czerwca 1948 roku, kiedy to został aresztowany i wkrótce skazany na 15 lat więzienia. Wyszedł w 1955 roku, ale ze zmarnowanym zdrowiem. Mimo problemów i ciągłej kontroli organów bezpieczeństwa nie poddawał się, pracując najpierw w Otwocku, później na Bródnie, a do końca życia, czyli do 1973 roku dyrektorując księżom emerytom w Warszawie. Za swe zasługi otrzymał tytuł kanonika honorowego, ale zrehabilitowano go dopiero pośmiertnie, odznaczając Krzyżem AK, ZHP i kapelana wojska polskiego.
Z inicjatywą uhonorowania księdza Fertaka wyszli mieszkańcy, którzy znali proboszcza osobiście. Pomysł spodobał się Stowarzyszeniu Przyjaciół Mrozów i radzie gminy, która postanowiła nadać jego imię placowi między kościołem a remizą OSP. By cześć nie była zbyt gołosłowna, wzniesiono również obelisk z krzyżem i tablicą pamiątkową. To przy nim 11 listopada zebrali się uczestnicy mroziańskiego Święta Niepodległości wraz z władzami gminy, księżmi, posłem Mroczkiem i burmistrzem Grzesiakiem. Teraz już wszyscy będą pamiętali o proboszczu - patriocie, który w swej posłudze kapłańskiej nie ograniczał dostępu do ołtarza i konfesjonału nawet ówczesnym wrogom ludu. W ciepłej sali kinowej GCK gości witała dyrektor Magdalena Sulich, zapowiadając liczne atrakcje. Wprawdzie występ recytatorsko-wokalny miejscowej grupy artystycznej był standardem, ale za to z wykorzystaniem nowoczesnych środków wizualnych, którymi ilustrowano wydarzenia historyczne od Rejtana po Piłsudskiego.
Potem rząd dusz przejęli Polacy z Białorusi pod poetyckim berłem Marii Sulimy, szefowej Polskiej Macierzy Szkolnej z Brześcia. Lubią przyjeżdżać do Mrozów, gdzie zawsze znajdują gościnne serca.
- Za wielkie umiłowanie straconej ojczyzny i naukę polskości - jak mawia wójt Dariusz Jaszczuk, tłumacząc to obustronne zauroczenie.
I to na jakim poziomie, czego dowodem są wiersze pani Marii, recytowane z pięknym kresowym akcentem przez samą poetkę i śpiewane przez siostry Giedzikówny, którym akompaniuje ich matka. A chór Polesie? Śpiewają w nim nauczycielki muzyki z Brześcia i okolic, więc poziom mają znakomity. Rzecz jednak w tym, co śpiewają, bo w repertuarze mają całą Polskę - od Bogurodzicy po papieskie „Nie lękajcie się”. Przez ponad godzinę cała sala patrzyła na Polesianki jak na zjawisko, nie pamiętając, że to już piąta godzina uroczystości. Wielu zechce z pewnością jeszcze raz obejrzeć jeszcze ten koncert, który filmował Wiesław Grabarczyk, a tymczasem musiały wystarczyć tomiki wierszy Marii Sulimy. I świąteczna kolacja z toastem za zdrowie rodaków z Brześcia, którzy doskonale znają siłę wartości płynących z historii.

Numer: 2007 46   Autor: J. Zbigniew Piątkowski





Komentarze

DODAJ KOMENTARZ

Wpisz nick.

Nick *

Nieprawidłowy adres e-mail.

Adres e-mail *

Wpisz treść wiadomości.

Treść wiadomości *