Sokół tygodnia

Motyw wroga bądź przyjaciela zarysowuje się od początków istnienia świata. Relacja biblijna opowiada o tym, jak Kain zabił Abla, a ten przecież mu ufał, uważając brata za wielkiego przyjaciela. Zarówno w życiu, jak też w literaturze nie brakuje dowodów przyjaźni i nienawiści. W sondzie z poprzedniego numeru zadaliśmy pytanie, czego wymaga przyjaźń. Większość respondentów postawiła na zaufanie. Historie o przyjaciołach i wrogach, jakie przedstawiamy na naszych łamach dowodzą, że przyjaźń pielęgnować trzeba, jednakże zaufanie może być niebezpieczne i należy mieć do przyjaciół dystans. Życie pisze różne scenariusze i to potwierdza się też w opowiadaniach naszych czytelników. Ludzie się zmieniają. Przyjaciel może stać się wrogiem, ale też wróg okazać może swoje miłosierdzie

Wróg czy przyjaciel...

Wrogowie w literaturze
W Panu Tadeuszu Adam Mickiewicz przedstawia nam postać pysznego i butnego Jacka Soplicy – odwiecznego wroga rodu Horeszków. Stał sie wrogiem, bo zabił Stolnika. Przez to ogłoszony został zdrajcą, co wywołało u niego wewnętrzną przemianę. Stał się odtąd pokorny i przyjął nazwisko Robak, a w mnisim przebraniu podjął się służyć krajowi. Ostatecznie Gerwazy przebaczył mu zabójstwo i Robak został pośmiertnie zrehabilitowany. Kiedy wszyscy poznali jego prawdziwe nazwisko, stał się narodowym bohaterem.
Henryk Sienkiewicz w Potopie również zawarł motyw zdrady. Główny bohater powieści Andrzej Kmicic jest młodym szlacheckim hulaką, awanturnikiem i łotrem. Dopuszcza się nawet zdrady ojczyzny, ale nieświadomie, bo za sprawą manipulacji Janusza Radziwiłła. Wtedy następuje w nim przełom. Kmicic dokonuje wielu bohaterskich czynów, zyskuje też serce ukochanej Oleńki. W nagrodę za bohaterskie czyny król Jan Kazimierz mianuje go starostą upickim.
W najsłynniejszej powieści Victora Hugo Nędznikach śledzimy obraz duchowej przemiany Jeana Valjeana, dawnego galernika i złoczyńcy. Główny bohater, nie mając środków do życia dla siebie i swojej rodziny, kradnie pewnego wieczoru chleb, za co zostaje skazany na długoletnie więzienie o zaostrzonym rygorze. Ucieka jednak stamtąd i kilkaset kolejnych stron powieści to ciągła pogoń za nim nadgorliwego inspektora policji, który w końcu odnajduje go, po czym ofiaruje mu wolność.

Odbiła mi chłopaka!
Pamiętam jak poznałam Marcina. Mieliśmy wtedy siedemnaście lat… - wspomina Agata. – Poznaliśmy się w wakacje. On za mną szalał, a ja chyba jeszcze bardziej. I tak mijały miesiące. Przed każdą randką spotykałam się z moją przyjaciółką – Elą, której godzinami o nim opowiadałam. Po dwóch miesiącach byliśmy zaproszeni na imprezę do znajomego. Była też Ela. Marcin poznał się z moją przyjaciółką, nie sądziłam jednak, że to będzie początek końca idylli. Po tej imprezie rozmawialiśmy m.in. o Eli, jednak Marcin wyraźnie dawał sygnały, że nie jest to dziewczyna w jego typie. Ja oczywiście tradycyjnie spotykałam się z przyjaciółką dość często i opowiadałam o swoich randkach. Po czterech miesiącach znajomości z Marcinem kontakt z przyjaciółką zaczął się nieco urywać. Często nie miała dla mnie czasu lub nie było jej w domu. Któregoś dnia, gdy przyszłam do niej, zaprosiła mnie do swojego pokoju, po czym wyszła do kuchni robić herbatę. Siedząc bezczynnie, oglądałam nieład w jej pokoju. Na łóżku porozkładane były różne szmergałki, a z nich wystawały jakieś zdjęcia. Sięgnęłam po nie ręką i… oczom nie mogłam uwierzyć: Elka w miłosnych uściskach Marcina! Cała sesja zdjęciowa zrobiona była w miejskim parku. Wybuchłam płaczem, powiedziałam jej coś na odchodne, jakieś wyrzuty i żale, nie pamiętam dokładnie. Tego samego dnia zerwałam z chłopakiem w sposób krótki i stanowczy. On sam przyznał mi się wtedy, że spotyka się z moją przyjaciółką od tamtej pamiętnej imprezy, w ukryciu przede mną. Widywaliśmy się później na innych imprezach u znajomych. Mnie ostatecznie przeszła złość, tym bardziej, że i ja spotkałam miłość swojego życia. Ostatecznie po roku podałyśmy sobie dłonie i do tej pory znowu jesteśmy przyjaciółkami. Teraz mamy mężów i po dwoje dzieci, niemalże w równym wieku, więc często się spotykamy. Byliśmy młodzi i puściliśmy wszystko w niepamięć. Gdyby ta historia zdarzyła się 10 lat później, nie byłoby takiego szczęśliwego finału – podsumowuje Agata. (Historia ta wydarzyła się w 1995 r.).

Wróg w grobie leży
Odwiecznym moim wrogiem była dla mnie historyczka – opowiada Justyna. – Wiem, to nieprawdopodobne, ale tak naprawdę było. Gdy zaczęłam czwartą klasę szkoły podstawowej, do każdego przedmiotu był inny nauczyciel. Pamiętam, że na początku roku szkolnego nastąpiła zmiana w planie i w miejsce jakiegoś przedmiotu weszła w jednym dniu historia. Nie wiedziałam, kto będzie jej uczył, nie znałam nauczycieli. Gdy weszliśmy do klasy, wyjęłam zeszyt i książkę od przedmiotu, który powinien być. Kobieta, która miała z nami zajęcia, spojrzała na mnie pogardliwie i z wyrzutem powiedziała, że jestem „obecna nieprzytomna”. To było pierwsze spotkanie z panią Barbarą G. Odtąd miała mnie na muszce i nie zawaham się użyć stwierdzenia, że uwzięła się na mnie, choć mówi to każdy uczeń. Do ósmej klasy historię zdawałam z wielkim bólem, a historyczka skutecznie odstraszała mnie od tego przedmiotu, więc nienawidziłam i jej, i historii – strasznie. Wszystko zmieniło się, gdy poszłam do szkoły średniej i poznałam historyków – pasjonatów. Od nowa uczyłam się lubić historię… W tym czasie chodził do podstawówki mój młodszy brat, który pewnego dnia miał historię z Barbarą G., w ramach zastępstwa. Gdy wyczytywała listę obecności, zatrzymała się na naszym nazwisku i zapytała Maćka, czy ma siostrę. Kiedy usłyszała odpowiedź twierdzącą, stwierdziła: – Pewnie niedaleko pada jabłko od jabłoni… A ja tymczasem szykowałam się do matury. Wybrałam… historię, z której z pisemnego otrzymałam piątkę i zostałam zwolniona z ustnego. Później poszłam na polonistykę, którą bez trudu skończyłam. Rozpoczęłam właśnie pracę doktorską, gdy spotkałam się z moim kolegą, który praktykował na mińskiej chirurgii. Powiedział mi, że leży tam Barbara G., bardzo źle wygląda, stan jest bardzo ciężki, rak… Zrobiło mi się jej żal, choć wyrządziła mi wiele krzywdy. Jakiś rok później byłam z dzieckiem na mińskim cmentarzu, na grobach dziadków i pradziadków. Kiedy już zmierzałam do wyjścia, postanowiłam przejść się jeszcze przy nowych mogiłach na cmentarzu komunalnym. Przy jednym z grobów uwagę moją zwróciło imię i nazwisko: Barbara G. Byłam w szoku i nie miałam złudzeń, że to pomyłka, bo na pomniku widniało zdjęcie… Spotkałam swego odwiecznego wroga na cmentarzu. Wcale nie jest mi do śmiechu. Nikomu nigdy nie życzyłam śmierci. Szkoda tylko, że z Barbarą G. łączą mnie przykre wspomnienia. (Do SP-5 chodziłam w latach 1985-1993. Personalia nie zostały zmienione).

Złoty środek
Klikając w internetową wyszukiwarkę google, hasło „wróg czy przyjaciel”, wyświetla się wiele odpowiedzi. Bo oto okazuje się, że nie musi chodzić o relacje ludzkie, ale pytanie „wróg czy przyjaciel” odnosi się do cukrzycy, depresji, komputera, ozonu, stresu, słońca, pyłków, tłuszczu, alkoholu itd. Wkraczamy więc na tematy zdrowotne, żywieniowe, życia codziennego. Nigdzie nie znajdziemy pewnej, jednoznacznej odpowiedzi. Czytamy, że depresja to izolowanie się od ludzi i świata, ale może być też drogą do ogromnego potencjału i twórczości. Komputer – masa informacji, odpowiedzi na nurtujące pytania, ale nierzadko złodziej czasu i przyczyna uzależnienia (nie wspominając o szkodliwości zdrowiu). Piękny koloryt skóry, ale i poparzenia, promieniowanie – to działanie słońca.
Można by tak rozprawiać o praktycznie wszystkim, co nas otacza, bo przecież każdy ma inny organizm i wie, co jest dla niego dobre, a co mu szkodzi. Podobnie jest ze stosunkami z innymi ludźmi – potrafimy wyczuć, kto jest naszą bratnią duszą, a z kim trzeba ograniczyć kontakty, bo nie odpowiada nam jego charakter, styl, sposób bycia. Pytanie tylko, czy jeśli nasz przyjaciel pokaże nam drugą, gorszą twarz, zawiedzie nas, oszuka – czy my będziemy na tyle silni, by wyrzucić go z serca i pamięci? Czy podobnie jak z tym stresem, słońcem, depresją – nie lepiej będzie znaleźć złoty środek, umiar, ograniczyć się do chociażby zwykłego „cześć”? Nie kryć urazy, nie czuć wrogości... W końcu mowa o osobie, która kiedyś była nam najbliższa i znała nas na wylot...

Przyjacielska zdrada
Rzeczywistość uświadamia nas, że zdrada pochodzi od przyjaciół, którzy w imię niecnych korzyści jak pieniądze, rozgłos lub zazdrość, kładą kłody pod nogi przyjaciół.
Opowiadał mi starszy pan Florian, że przez długie lata był działaczem samorządowym. W tym czasie miał przyjaciela o kilka lat młodszego - Stacha. Wiele razy Florian gościł Stacha we własnym mieszkaniu. Florian cieszył się dobrą opinią wśród mieszkańców osiedla. Mandat radnego piastował przez 4 kadencje. W wyborach samorządowych w 2002 roku nie uzyskał wystarczającego poparcia. Natomiast silne poparcie wyborców otrzymał Stach, startujący po raz pierwszy. Zdziwienie było ogromne - co się stało? Okazało się, że triumfator już długo przed wyborami chodził od domu do domu, od mieszkania do mieszkania, opowiadając jaki to Florian jest nieuczciwy i że trzeba go usunąć, a wybrać jego na radnego. Tłumaczenia tego typu, że „nie macie ulicy, bo Florian nie chciał Wam zrobić, choć burmistrz był za” zyskały posłuch. Wiadomo, że wszystkich ulic na raz nie da się zmodernizować. Odstawiony na boczny tor Florian pogodził się ze swoim losem i zajął się inną pracą społeczną, zyskując uznanie i rozgłos. Natomiast Stach szarżował dalej, wykorzystując to, co w przeszłości zrobił Florian dla swojego osiedla. Dzisiaj Florian powiada, że do narzucających się „przyjaciół” trzeba podchodzić z dużą ostrożnością, bo często są to zdrajcy i wrogowie.

Numer: 2007 39





Komentarze

DODAJ KOMENTARZ

Wpisz nick.

Nick *

Nieprawidłowy adres e-mail.

Adres e-mail *

Wpisz treść wiadomości.

Treść wiadomości *