Gierszem z boku

W mniejszym mieście polityka ma sens, bo ta wielka, dziejąca się w Sejmie, w Alejach Ujazdowskich czy w pałacu na Krakowskim coraz bardziej odstaje od rzeczywistości, jest niezrozumiała – przynajmniej dla nas, szaraczków. Jeszcze nie tak dawno wiadomo było, kto nasz, a kto nie, co niezmiernie ułatwiało człowiekowi poruszanie się po meandrach polityki, zwłaszcza przy urnach wyborczych, choć też nie gwarantowało właściwie niczego. Oddałeś głos na tych w nadziei, że program, z którym się w jakiejś mierze zgadzałeś, będą realizować. Tymczasem twoi wybrańcy zawierają koalicję z takimi, o których myślałeś, że oddany na nich głos obrażałby twoją inteligencję

Mniejsza polityka

Gierszem z boku / Mniejsza polityka

Teraz, niestety, nie wiadomo nic! Jesteś w swoim kraju, a niczego nie rozumiesz. Wezwania, skądinąd światłych ludzi, że możesz poprzez swój głos zmienić rządzących na lepszych przy najbliższych wyborach są, niestety, bez pokrycia. Te osiemnaście lat wolności niewiele zmieniło w świadomości obywateli, że są u siebie, że mają realny wpływ na bieg spraw w kraju. Zamiast konsolidacji społeczeństwo jest bardziej podzielone niż kiedykolwiek. Wiedziałem zawsze, że mogę polegać na swoich poglądach politycznych, co oznaczało, że stoję we właściwym miejscu, ale okazało się, że powinienem stać tam! Jeśli chcę nadal stać tam, gdzie wtedy, ponieważ tu, gdzie stoję, to wtedy stało ZOMO!
A może odwołamy się do autorytetów w osobach mężów stanu? Można by, ale ci już nie żyją. Majaczy mi w myślach postać Mościckiego, Paderewskiego, Marszałka i zżymam się, gdy stawiam te świetlane postaci obok dzisiejszych, którym nawet studia uniwersyteckie nie pomogły w przyswojeniu prawideł ojczystego języka – vide (przyjełem, wziełem) to na Krakowskim, a „ziemi polskiej do polskiej” w Alejach Ujazdowskich. Ale stop! Ani słowa więcej – jako że mały duch w małym ciele może wiele! A może były lokator z Krakowskiego, którego jako wybitnego męża stanu widzą jego przyjaciele od interesów! Brr… ciarki przechodzą, chociaż gadanę o niczym opanował do perfekcji.
Nie chcę już ryzykować. Ci, którzy chcieliby bym się z nimi zabrał, nie jadą w moim kierunku. Poczekam na poboczu polityki z telewizora i udam się na emigrację… do mniejszego miasta jak w tytule niniejszego. Małe Ojczyzny są wdzięczniejszym polem do wypełnienia obowiązku obywatelskiego i realizacji potrzeb aktywności społecznej z pożytkiem dla siebie i bliźnich.
Tu, w moim mieście hasło, że mogę brać sprawy w swoje ręce, nie jest fikcją. Do prezydenta nie wpuszczą cię, a burmistrz, jeśli jest w biurze, to cię przyjmie i możesz mu „nawtykać”, że obiecał w kampanii to i owo, a nic z tych obietnic nie widać. Możesz podsunąć pomysł, sposób rozwiązania jakiejś sprawy, ofiarować swoją pomoc, mając ku temu możliwości. Treści w miejscowej prasie kiedyś wydawały mi się banalne, wiadomości czerpane z opłotków sąsiednich ulic i okolicznych wiosek, bliższe były przaśnym pogwarkom wiejskich mądrali niż gazetowym newsom. Dziś przyglądam się mojemu miastu wręcz z niedowierzaniem, że to jest mój Mińsk. Stoję i patrzę, i choć w pamięci stają mi domy na miejscach, na których wybudowano ogromne sklepy (nawet z ruchomymi schodami!) asfaltowe jezdnie i piękne, już nie z wielkiej płyty, a więc już nie bloki, a domy. Miasto wydaje się być prężne, w miarę zadbane, a więc ma dobrych włodarzy, których trzeba wspierać, ale także patrzeć im na ręce. Tu można zastosować formułę: idź do wyborów i wstrzymaj poparcie dla tych, którzy zawiedli. Jest o czym pisać! Rolą prasy w naszym mieście, obok informacji co się dzieje i co słychać, jest wskazywanie zagrożeń, zaniedbań, ale także tworzenie wizji, którą to wizją społeczeństwo będzie oddychać jak powietrzem, bez którego życie doskwiera i jest bezbarwne jak zachmurzone niebo. To tu, w mniejszym mieście w pełni można odczuć ideę demokracji i wolności. Każdy twój pozytywny ruch na rzecz ogółu nieomal natychmiast przyniesie odzew. Robiąc coś dla innych, robisz dla siebie. Nikogo nie musisz się bać! Nikomu w pas się kłaniać! Możesz powiedzieć, co myślisz. Stedhalowski bohater w jednej z powieści krzyknął: – Jestem Ferante Palla, człowiek wolny! – i nim go przebiły włócznie strażników reżimu, dokończył: – Vive la liberte!
W Mińsku Mazowieckim nikt ze straży miejskiej, czyli oddziałów burmistrza, nie przebije cię włócznią, ale miał Stendhal rację aktualną do dziś: Niech żyje wolność! – w mniejszym mieście.

Numer: 2007 39   Autor: Rajmund Giersz





Komentarze

DODAJ KOMENTARZ

Wpisz nick.

Nick *

Nieprawidłowy adres e-mail.

Adres e-mail *

Wpisz treść wiadomości.

Treść wiadomości *