I znowu nad Srebrną usłyszeliśmy swojskie granie i śpiewanie. Już trzeci raz zobaczyliśmy tradycyjne tańce, pyszne, kolorowe stroje 24 zespołów i 15 śpiewaków ludowych od Żuław Wiślanych po Podkarpacie. Nie zabrakło też chleba, którym - jak pieśnią i tańcem - dzieliśmy się po bratersku z niekłamaną życzliwością.
Wystąpiły również zapowiadane gwiazdy stylizowanego folkloru, góralskiego folku i opery, a opatrzność obroniła nas przed niespodzianymi kaprysami pogody
W blasku gwiazd
Pierwsze gwiazdy Festiwalu Chleba witaliśmy już w sobotnie przedpołudnie. Jeszcze niebo chwilami się gniewało, ale słońce - gwiazda naszej nadziei - nie dawało za wygraną i coraz częściej ogrzewało biesiadników na pałacowym podwórcu. A gdy kropiło, schronienie dawał wielki wojskowy namiot - prezent od przyjaciół z 23 Bazy Lotniczej NATO. Gwiazd w mundurach mieliśmy więcej, bo oto strażacy z Mińska pilnowali nam porządku, nie wspominając o dźwiganiu 12 ton garderoby Mazowsza, a mińscy harcerze zbudowali artystom tunel, by nie doznali krzywdy od deszczu i rosy.
Ale w sobotę na scenie królowała niepowtarzalna Jolanta Kowalczyk, która jest jedyną w kraju przewodniczącą jury, która tak koncerty wodzi. Nie na pokuszenie, ale ku bezstresowym pokazom wszystkich walorów i zdolności artystów. A gdy ku temu pora, śpiewa z publicznością najpiękniejsze szlagiery biesiadnego folkloru, tłumacząc jeszcze nie do końca przekonanym, że w Mińsku nie ma przegranych. Potwierdził to organizator zapowiadając, iż nikt nie wyjedzie z Mińska bez prezentu w śnieżnobiałej kopercie.
Muzyczny bój o Mińskie Bochny rozpoczęła dobrzańska Tęcza, a po niej 23 zespoły, 11 solistek i 4 solistów ludowych, których bacznie obserwowali konkurenci, a przede wszystkim Irena Ostaszyk, Teresa Kowalska, Danuta Grzegorczyk i Jan Ciąćka – pomocnicy Jolanty Kowalczyk, i kolejne gwiazdy mińskiego Festiwalu Chleba. Mimo chłodu, trwali dzielnie pod jurorskim namiotem, karmieni chlebem pod różnymi postaciami, ku wyostrzeniu zmysłów. Skończyli pracę po 6 godzinach przesłuchań, oddając mikrofony i scenę gwiazdom góralskiego folku.
Trebunie Tutki nie zawiedli. Byli jak zawsze perfekcyjnie żywiołowi i nostalgiczni, a widownia nie mogła usiedzieć lub ustać w miejscu. Mińszczanie też nie zawiedli, zapełniając tanecznymi kręgami plac przed pałacem.
A gdy umilkły ostatnie góralskie bisy, rozpoczęła się chlebowa biesiada. Sala kameralna i galeria urzekały kolorami i zapachami do tego stopnia, że nawet największym sceptykom smaku nie byłoby w smak nie spróbować choć kilku kęsów. Jak nie w stanie stałym, to ciekłym, bo - jak mówią Kurpie - miód i chleb najlepiej smakują z butelki. A jeśli tak, to ze śpiewem i kapelami, które tym razem koncertowały dla jury chlebowego z Elżbietą Kalińską, Zofią Piątkowską, Barbarą Sosnowską-Dzienio, Jadwigą Rochaczewską i Justyną Olkowicz-Gut. Zanim poznaliśmy słodkie tajemnice obu festiwalowych komisji, niebo rozświeciły miliardy gwiazd kosmosu i już byliśmy pewni, że niedziela będzie dla nas łaskawsza.
Pobudka po przetańczonym, prześpiewanym dniu i nocy nie jest wcale trudna, gdy ma się motywację do wstania. Dla organizatorów i 350 gości - artystów z Podkarpacia, spod Krakowa, Świętokrzyskiego, Nadbuża, Podlasia, Kurpi Zielonych, Żuław, Kujaw, Wielkopolski i naszej Mińskiej Ziemi tą motywacją były niedzielne atrakcje drugiego dnia Festiwalu. Po mszy św. w ich intencji - Bóg zapłać ks. dziekanowi Dariuszowi Walickiemu - wszyscy czekali na koncert Mazowsza. A wraz z nimi wielotysięczna rzesza wielbicieli folklorystycznej spuścizny Tadeusza Sygietyńskiego. Zespół wystąpił w pełnym składzie, pierwszy raz w historii Mińska, więc ciekawość była wielka. Wiele osób chór, balet i orkiestrę widziało pierwszy raz na żywo i dali temu wyraz emocjami. Ale finałowego krakowiaka na bis nie mogło być, bo... artystów czekał jeszcze jeden koncert i droga im była każda minuta. Szkoda, ale i tak wrażenie było porażające.
Tuż przed i po Mazowszu wystąpiła Kasianiecka. Najpierw w szlacheckim polonezie, który tradycyjnie rozpoczyna festiwalową niedzielę, a potem w swoim ludowym żywiole, którego poziom wzbudził szczere uznanie widowni.
Zanim scena po Mazowszu nadawała się do normalnego użytku, znowu rozbłysły talenty Jolanty Kowalczyk, która na poczekaniu urządziła gościom biesiadę wokalną. A głodni poszli na grochówkę i kiełbaski do baru „Pod Strzechą” lub na zakupy do licznych straganów.
Tymczasem przyszedł czas na ogłoszenie wyników konkursów III Festiwalu Chleba, w które idealnie wpasował się kabaret Wrzosowianie z Rudy Mazowieckiej. W tym roku pokazał uroki podmińskiego Kopydłowa. I znowu rozbłysły na scenie gwiazdy, a wśród nich reżyserski talent opiekunki rudzkich artystów. A gwiazdami stołów chlebowych byli wszyscy ich właściciele. Jury jednoznacznie podkreśliło ich wyśmienite przygotowanie, ale musiało też sprostać regulaminowi konkursu. Różnice punktowe były minimalne, jednak 236 punktów, Mińską Bochnę, pierwsze miejsce i 500 złotych zdobyli Lubatowianie spod Iwowicza Zdroju. Drugie były ubiegłoroczne mistrzynie - Witosławianki z regionu świętokrzyskiego (223 pkt), a trzecie z 209 punktami wywalczyła Reczańka z białostockich Koźlik. Wyróżnienia (po 200 zł) przyznano Biadkowiankom, Zamieniu, Posiadalankom, Skoszyniankom, Żuławskim Bursztynkom, Iwowiankom i Radojewiczanom. Pozostałe 14 stołów otrzymało dyplomy i nagrody pocieszenia.
Laureaci chlebowi ustąpili wnet miejsca gwiazdom muzycznym i... mińskiemu staroście, który włączył się do nagradzania, fundując pół tysiąca Podcierniankom - najlepszemu w tym roku zespołowi z powiatu mińśkiego. A Mińską Bochnę i tysiąc złotych w konkursie „Od ziarenka do bochenka” zdobyła Reczańka, wyprzedzając zespół z Myszyńca (800 zł) i cieszących się do łez (nie tylko z 600 złotych) Lubatowań. Nagrodę specjalną redaktora naczelnego Co słychać? (400 zł) otrzymała rewelacyjna autentyczna Zakukała Kukułecka spod Opoczna, a wyróżnienia po 200 zł - Borowinki, Żuławskie Bursztynki, Sielanki, Babskie Olekanie, Łęczanie, Radojewiczanie, Wierna Rzeka, Kurpie z Lelisa, Biadkowianki i Witosławianki.
By nie zapomnieć o solistach, nagrodziliśmy ich przed zespołami. I znowu na scenie ujrzeliśmy gwiazdy, a wśród nich najjaśniejszą - Zofię Charamut z Wolkowych w gminie Myszyniec, która za repertuar, głos, autentyzm i artyzm uzyskała od jury 178 na 200 możliwych punktów. Mińska Bochna i 400 zł pojechały więc na Kurpie Zielone, a drugi Piotr Zima z Lubatowej i trzeci debiutujący Stanisław Archacki ze Starego Myszyńca (to niespodzianka) powalczą o tytuł w przyszłym roku. Takie szanse mają wszyscy wyróznieni, a szczególnie Weronika i Władysław Gwiazdowie, Bożena Jędrzejewska, Justyna Zając, Zofia Wilk, Ewa Kowalczyk czy Irena Zyśk. W sumie pula nagród dla ludowych artystów (włącznie z Bochnami - także od naczelnego „Cs” - i upominkami) sięgnęła 18 tysięcy złotych(!), a głównym ich sponsorem była Agencja Wydawnicza Pro-Min, która przez 12 lat wydała 520 numerów tygodnika Co słychać? o łącznym nakładzie ok. 2,6 mln egzemplarzy, pięć tytułów książkowych (4 tys. voluminów), dziesiątki folderów, kalendarzy i monografii. Mińską Bochnę zaprojektował artysta plastyk - Andrzej Sołtysiuk.
Ale wspaniały koncert laureatów, który oklaskiwali również mińszczanie, nie był końcem III Festiwalu Chleba. Jeszcze rozgrzewali nas Tamarysze, którym coraz ciężej jest się oprzeć na siedząco, a na finał - najlepszy miński koncert Jame Roma na żywo. To była istna cygańska rewia, jakiej nie powstydziłby się festiwal w Ciechocinku, więc trzeba koniecznie wysłać tam Maksyma Paczkowskiego z grupą, by godnie nam ambasadorował.
Nie, nie zapomnieliśmy o jeszcze jednej gwieździe - operze „Krakowiacy i górale”, którą - też pierwszy raz w Mińsku - zagrano na pałacowej scenie. Beata Wardak - menadżerka i artystka operowa w jednym - dopięła swego i jej artyści mieli komfortowe warunki do gry. Jednak nie na wielkiej i wietrznej scenie zewnętrznej, a w sali kameralnej, która nie pomieściła wszystkich chętnych. Zabrakło miejsca nie tylko dla siedzących, ale i dla stojących. Niewygody sali (wciąż brak sprawnej wentylacji) wynagrodzili artyści i samym spektaklem, i ariami na bis, które w stroju krakowskim śpiewał Leszek Świdziński. Za rok czwarty Festiwal Chleba. Tego sobie wszyscy życzymy, bo nasi przyjaciele i czytelnicy już go sobie wpisali do osobistych i rodzinnych kalendarzy. Czy inni również dostrzegą, że w połowie września nad Srebrną dzieje się coś niezwykłego, że do Mińska przyjeżdża kwiat folklorystycznej Polski, że nasi goście mogą przeżyć niezapomniane chwile, że wreszcie ważny jest każdy szczery uśmiech, każda radość serca...? Niech co najlepsze pozostanie z nami przez cały rok, byśmy znowu mogli się bawić z pieśnią na ustach i chlebem na stole.
Więcej zdjęć:
Sobota, 15 września
Niedziela, 16 września
Numer: 2007 38 Autor: J. Zbigniew Piątkowski
Komentarze
DODAJ KOMENTARZ