DRODZY CZYTELNICY

Na trzy tygodnie przed naszym (ale też ogólnopolskim) Festiwalem Chleba gościliśmy w Puszczy Zielonej. Impreza kurpiowska to nie nowina, ale na słynnym nawet poza granicami kraju miodobraniu byłem pierwszy raz i to od razu nie tylko w roli gościa. Jeszcze z tydzień będę czuł tę niesamowitą atmosferę, ale i nauka z niej nie do przecenienia. Tak to jest, gdy ktoś się wstrzeli w kulturalną dziesiątkę. Wtedy wszystko się samo napędza i gra aż miło

Samograje

DRODZY CZYTELNICY / Samograje

Zawodzie pod Myszyńcem to urokliwe miejsce. Otoczona zewsząd lasem polana ze sceną jest przez cały rok prawie gotowa do urządzania tam festynów. Ale Kurpie z Myszyńca się nie rozmieniają na drobne i organizują tylko jedną imprezę, ale za to potężną.
Jadąc tam na furmankach ze mszy św. przez 3 km drogi wyprzedzaliśmy setki ludzi, którzy jak pielgrzymi zmierzali na miododajną polanę. Nie brakowało samochodów i autokarów z całego kraju, ale też z Niemiec, Litwy i Rosji. Na miejscu podzielili się - jedni zostali przed sceną, pozostali oblegali stoiska rękodzielnicze i oczywiście z miodem, który - jak głosi kurpiowska przyśpiewka - najlepszy jest z butelki. Wiadomo, że Kurpie za kołnierz nie wylewają, ale też byle czego nie piją. Ich domowa „mioduszka” bije na głowę najlepsze nalewki.
Mój udział w kurpiowskim miodobraniu był pierwszy i niesamowity. Już kilka lat jestem pod wrażeniem kultury Kurpsiów, ale nie spodziewałem się, że to uczucie jest wzajemne. Przekonałem się o tym, gdy pozwolili mi wystąpić w swoim folklorystycznym programie, traktując jak swego (vide - Miodny Myszyniec, s. 3).
Myszynieckie święto miodu i kultury kurpiowskiej ma już 30 lat i jest festynowym samograjem. Wprawdzie coraz więcej na nim akcentów niefolklorystycznych, to wciąż pozostaje atrakcją jak konkurs wielkanocnych palm w Łysych czy wesele kurpiowskie w Kadzidle.
Markowe imprezy można jednak uśmiercić. Jak nie od razu, to powoli, co czynią organizatorzy węgrowskiej biesiady weselnej, której program dostosowany jest do wymagań telewizji. Podobnie jest - choć nie chcę krakać - z ciechocińską rewią cygańską, która się kręci tylko w rytm telewizyjnych kamer. Co więc lepsze - czy rzeczywiście radosna impreza dla ludzi z trzyminutową relacją w regionalnej Trójce, czy wielogodzinna bylejakość z godzinnym finałem według dyktatu telewizji? Można też wybrać trzeci wariant - obszerny reportaż z festiwalu, ale żadna telewizja na to nie pójdzie.
Samograje funkcjonują nie tylko w kulturze. Nie brakuje ich w polityce, sporcie i... szkołach. Do jednego z nich - uniformu - skutecznie wrócił były minister z LPR-u. To się powinno kręcić, bo nie ma innego wyjścia. Jest tylko jeden warunek - mundurowy regulamin. Jak w wojsku, policji czy harcerstwie. A jak regulamin, to dryll i rozkazy.
Po pięciu latach mieszkania w internacie o zaostrzonym rygorze wstawałem w trzy sekundy, słałem łóżko (w kostkę) w minutę, myłem się w dwie minuty, jadłem śniadanie niecałe 10 minut, ale gimnastyka trwała pół godziny. Każdemu młodemu taki spartanizm nie zaszkodzi, bo każda szkoła powinna być również szkołą życia. A potem w małżeństwie jak znalazł - funkcjonujemy jak samograje. I do tego zakochani.

Numer: 2007 35   Autor: Wasz Redaktor





Komentarze

DODAJ KOMENTARZ

Wpisz nick.

Nick *

Nieprawidłowy adres e-mail.

Adres e-mail *

Wpisz treść wiadomości.

Treść wiadomości *