Obowiązek przekierowania wezwań telefonicznych na numer pomocy ratunkowej mają od dawna wszystkie kraje należące do Unii Europejskiej. Przekierowania na bezpłatny numer ratunkowy 112 wymusiła dyrektywa unijna, przy czym dotychczasowe numery alarmowe policji (997), pogotowia (999) czy straży pożarnej (998) nadal funkcjonują
112 woła o pomoc

Według dyrektywy Unii Europejskiej, uniwersalny numer ratunkowy stanowi docelowe rozwiązanie bezpłatnych połączeń ratunkowych, pod które można dzwonić w razie nagłego wypadku, zagrożenia zdrowia, życia, mienia lub dewastacji środowiska naturalnego. Mimo upływu czasu od wprowadzenia tego rozwiązania, nie wszystko jeszcze działa jak powinno. Podczas przekierowania brak jest natychmiastowych połączeń stałych z policją, strażą czy pogotowiem ratunkowym. Wybierając numer 112 w Mińsku, czekamy dość długo. Po połączeniu słyszymy w słuchawce: – Pogotowie policji Warszawa, proszę czekać na zgłoszenie się operatora... Chcąc zgłosić coś, co się dzieje w naszym mieście, praktycznie nie mamy bezpośrednio takiej możliwości. Wynika z tego, że tzw. centrum dowodzenia połączeniami ratunkowymi dla Mińska znajduje się w Warszawie, w komendzie policji. W założeniu takie połączenie miało znajdować się w centrum lokalnego zarządzania kryzysowego, którego u nas jeszcze nie ma.
Ba, nawet obsługa numeru 112 nie działa jak powinna. Po połączeniu otrzymujemy informację, że należy dzwonić nie do Warszawy, a do Mińska Mazowieckiego. Najpierw operator informuje, że do Mińska wystarcza wybrać numer 997, a tu znów słyszymy: Policja Warszawa, proszę czekać na zgłoszenie operatora. Cierpliwość reakcji obywatelskich jest wystawiona na próbę, bowiem nie komunikujemy jeszcze o niepokojącej nas sytuacji, a uzyskujemy tym razem miński numer bezpośredni 025 759 72 00.
Zastanawia fakt, że policja nie przyjmuje zgłoszenia i nie łączy się za pomocą swojej wewnętrznej linii! To z pewnością przyspieszyłoby właściwą reakcję na dany incydent, który niekoniecznie narzuca konieczność interwencji policji, a np. straży pożarnej czy pogotowia ratunkowego. Przecież zwykle używamy tego połączenia w nagłych przypadkach, wymagających natychmiastowej reakcji. Mało tego - operator podający nam numer 112 zdaje się zakłada, że mamy przy sobie gotowe przybory do pisania i od razu jesteśmy przygotowani do zanotowania numeru. Tymczasem pod numer alarmowy dzwonimy często z samochodu czy podczas spaceru, chcąc udzielić niezbędnej pomocy.
Porównując się z Niemcami i Anglikami słyszymy często, że Polakom brakuje żyłki obywatelskiej. Nie potrafimy właściwie reagować na alarmujące zdarzenia. Z pewnością nie należymy do narodu, który współpracuje z policją. Wręcz przeciwnie - czasem zacieramy ślady niewłaściwych postaw. Widząc pijanego leżącego na chodniku, na skraju ulicy, nie zawsze chce nam się udzielić jakiegokolwiek wsparcia. Niekiedy wspieramy, ale niewłaściwie. W małej miejscowości w gminie Dębe Wielkie kilka lat temu nietrzeźwy kierowca uderzył samochodem w kapliczkę stojącą na rogu ulicy. Zamiast telefonować na policję, mieszkańcy dzwonili do rodziców młodego kierowcy, aby go szybko zabrali, zanim przyjadą funkcjonariusze i straci prawo jazdy... Wprawdzie kilka dni później młodzieniec naprawił kapliczkę, ale całe wydarzenie jest znaczące.
Obywatele chcący współpracować z organami policji należą z pewnością do mniejszości naszego społeczeństwa. Powyższy przypadek numeru telefonu 112 pokazuje, że kooperacja nie jest łatwa i wymaga niebiańskiej cierpliwości lub szatańskiej determinacji. Ale powszechnie wiadomo, że w człowieku drzemią obie te siły, trzeba tylko umieć je w sobie wzbudzić.
Numer: 2007 34 Autor: Przemysław Ogonowski
Komentarze
DODAJ KOMENTARZ