Pielgrzymowanie znane już było w starożytności (np. w Egipcie) i na Bliskim Wschodzie. Chrześcijanie odwiedzali Ziemię Świętą, później Rzym i Watykan, Fatimę, Medugorje. W Polsce corocznie w pielgrzymce na Jasną Górę idą tysiące wiernych. Po co? Według naszych respondentów głównym powodem jest bycie bliżej Boga, modlitwa w intencji bliskich oraz przeżycie duchowej przemiany. Ale nie musimy przecież iść kilkaset kilometrów - pomodlić możemy się też w pobliskim kościele czy kapliczce. Sam na sam z Bogiem...
Święci i czciciele

Sezon na sanktuaria
W ubiegłym roku około 8 milionów Polaków odwiedziło 10 najpopularniejszych u nas sanktuariów. Najwięcej pielgrzymów zgromadziła Częstochowa, dalej Łagiewniki, Licheń, Kalwaria Zebrzydowska. Łącznie mamy w Polsce ponad 800 sanktuariów, w tym 700 maryjnych. 4,5 miliona wiernych pielgrzymowało w ub. roku na Jasną Górę. Łagiewniki – drugie z najpopularniejszych miejsc świętych – odwiedza coraz więcej osób, a to zapewne z powodu poświęcenia w 2002 r. przez Jana Pawła II tamtejszej Bazyliki Bożego Miłosierdzia. Następca Benedykt XVI wizytował w 2006 r. Jasną Górę, Kalwarię Zebrzydowską, Łagiewniki i Wadowice – także w tych miejscach zanotowano znaczny napływ wiernych.
Warszawskim szlakiem
Najliczniejszą i najbardziej znaną jest w Polsce piesza pielgrzymka warszawska, która wychodzi ze stolicy 6 sierpnia. Wierni po pokonaniu 243 kilometrów wchodzą do Częstochowy w dzień Wniebowzięcia NMP, tj. 15 sierpnia. Swój szlak pielgrzymka przemierza od 1711 r. Od tego czasu pozostaje on niezmieniony. Pierwsza pielgrzymka wyruszyła w intencji dziękczynnej za ustąpienie tyfusu. Nie odbyła się w 1792 r. po ataku wojsk kozackich i w 1920 r. po bitwie na przedpolach stolicy.
Wzmożenie ruchu pielgrzymkowego w Polsce nastąpiło w połowie lat 70. Z racji zbyt dużej ilości wiernych warszawska pielgrzymka nie była w stanie ich wszystkich pomieścić, toteż 5 sierpnia 1981 r. grupa około 1500 studentów wyszła spod kościoła św. Anny w Warszawie w I Warszawskiej Akademickiej Pielgrzymce Diecezjalnej. Szlak tej pielgrzymki wiedzie przez sanktuaria w Niepokalanowie, Szymanowie, Miedniewicach, Smardzewicach i Gidlach. W 1993 r. gdy diecezję warszawską podzielono na warszawsko-praską i łowicką, zmieniono nazwę na Warszawska Akademicka Pielgrzymka Metropolitalna. W tym roku po raz 27. pod hasłem „Pójdź za mną” wyruszyło ponad 4 tysiące pielgrzymów.
Pielgrzymkowe wspomnienia
W życiu swoim pielgrzymowałem do wielu miejsc świętych w Polsce i Europie, a także do Ziemi Świętej. Z Polskich sanktuariów pozostała mi na zawsze w pamięci Częstochowa. W 1986 roku brałem udział w 275 Warszawskiej Pielgrzymce Pieszej na Jasną Górę. Było to podziękowanie Bogu Wszechmogącemu za 25 lat szczęśliwej pracy jako rzemieślnik branży elektrycznej. Oprócz spełnienia intencji pielgrzymiej miałem sposobność dostrzec i podpatrzeć wielu wprost trudno wytłumaczalnych zdarzeń. Kiedy obserwowałem ludzi starszych, uczestniczących w pielgrzymce, to wydawało mi się, że Bóg daje im żywe siły do drogi, np. pochyła staruszka, podtrzymywana pod ramię przez córkę, dosłownie resztkami sił prawie biegła. Wielu było 80-letnich pątników. Najstarszy „brat” liczył 92 lata, w czasie Powstania Warszawskiego w 1944 roku z kamienicy, w której przebywało około 200 ludzi, przy życiu pozostał on jeden. Następny staruszek miał 90 lat. W składanych intencjach w nowennie do Matki Boskiej Nieustającej Pomocy przez pątników przewijały się sprawy pijaństwa, rozwiązłości, prośby o powołania kapłańskie i zakonne, a także rzeczowe, jak prośba odzyskania rzeczy schowanych przez zmarłego ojca. W przedostatnim dniu pielgrzymowania na Mszy Świętej odprawionej dla wszystkich 17 grup pielgrzymich u Źródeł pod Mistowem było 39 832 osoby. 80% pielgrzymki to byli ludzie młodzi. Udział duchownych był następujący: kapłanów - 160, kleryków - 266 i 116 sióstr zakonnych. Moja grupa 13 liczyła około 900 osób, a grupa młodzieżowa, studencka nr 15 - ponad 7000 osób. W tym czasie do Częstochowy z różnych stron Polski zdążało 21 dużych pielgrzymek, łącznie około 180 tysięcy ludzi. Oczywiście na Mszy odpustowej w dniu 15 sierpnia liczba ta powiększyła się o pielgrzymów przyjezdnych.
Częstochowa witała nas bardzo gościnnie. Domy były udekorowane, na chodnikach pełno ludzi, okrzyki, oklaski, pozdrowienia i łzy radości. W marszu częstowani byliśmy napojami i kanapkami roznoszonymi na tacach przez kobiety. Pod murami klasztoru pełno było kwiatów, krzyży, lampionów, sztandarów i haseł solidarnościowych. Kiedy przewodnik pielgrzymki o. Szczepan z wałów zapowiedział naszą 13 grupę, to przez padnięcie na twarz odbyliśmy hołd Najświętszej Maryi Pannie. Zawsze wracam wspomnieniami do tamtego czasu, krótkiego w życiu, ale długiego w przeżyciu.
Trzeba mieć cel
Anna lubi pracować. Lubi to, co robi. Choć nie ma swojej rodziny, umie zorganizować wolny czas. Urlop co roku wypada jej w pierwszych dwóch tygodniach sierpnia. Pytam ją, czemu np. nie wybiera się na pielgrzymkę w tym czasie? Jest katoliczką, chodzi do kościoła. - Zraziłam się do pielgrzymek, gdy mama zabrała mnie na jedną z nich jako 5-letnią dziewczynkę. Nie wiedziałam, że będzie tak ciężko. Od tego momentu postanowiła, że jeśli na pielgrzymkę, to tylko autokarem lub samochodem. - Podziwiam wszystkich, którzy decydują się przejść tyle kilometrów w deszczu, zimnie i spać gdzie popadnie. Mimo takich perspektyw pielgrzymów przybywa. Są starsi, młodzież, rodzice z dziećmi na wózku, niepełnosprawni... - Aby iść, trzeba mieć konkretny cel, intencję – mówi Anna. - Ja dziękuję Bogu za to co mam podczas codziennej modlitwy i coniedzielnych mszy. Zresztą... do Boga wszędzie taka sama droga – kończy.
Sanktuarium jest wszędzie
Piotr, 60-letni ojciec rodziny wychowany w bardzo religijnej rodzinie. Sam także jest osobą, jak to się określa, wierzącą i praktykującą. Wielu pewnie powiedziałoby, że Piotr to dewota, bo czyż nie dziwne w dzisiejszych czasach, że ktoś nosi w portfelu święty obrazek, na szyi krzyżyk, a w kieszeni różaniec? Piotr uważa, że to normalne.
Ponieważ na głowie miał utrzymanie rodziny składającej się z żony i dwóch synów, a sam pracował, nie miał czasu na to, aby wyprawiać się na długie pielgrzymki, odwiedzać sanktuaria takie jak Fatima czy Medugorje, choć zawsze o tym marzył. Trudno, nie ma kiedy, nie ma za co, przynajmniej figurka Matki Boskiej Fatimskiej stoi na biurku w pracy.
Kilka lat temu, po długich namowach rodziny, zrobił sobie trochę wolnego i zwolnił. Postanowił pójść na pielgrzymkę do Częstochowy. – To realizacja marzenia jeszcze z dzieciństwa – opowiada. Mimo że do najmłodszych już nie należy, doskwiera mu i astma, i serce, a i żylaki też dają mu się we znaki - żegnany przez rodzinę poszedł.
Po dwóch tygodniach do domu wrócił inny człowiek. Nie nawrócony, nie przeżył też ekstazy religijnej, okazało się, że to był dla niego po prostu czas odpoczynku, kiedy mógł się oderwać od codziennych zajęć i najnormalniej w świecie spokojnie przemyśleć swoje życie.
Ta kilka lat temu odbyta piesza pielgrzymka na Jasną Górę to jedyne nawiedzenie przez Piotra sanktuarium w sposób zorganizowany. Od tego czasu sam odwiedza po prostu kościoły.
– Przecież w każdym z nich jest tabernakulum – mówi. Jego ukochanym świętym miejscem do którego pielgrzymuje przynajmniej raz w miesiącu, jest klasztor Dominikanów na lubelskim starym mieście. – Tu jest spokój, z dala od szumu miasta w tych murach czuję się jakbym był bliżej Boga – mówi Piotr.
Kaplica wielgoleska
Tak napisał o tej kaplicy proboszcz ówczesnej parafii Latowicz ks. Stefan Antosiewicz, który w 1923 objął pasterzowanie tej parafii. „W pierwszym roku mego pasterzowania w parafii Latowicz powracałem od chorego przez las z majątku Wielgolas, od strony wsi Budki Wielgoleskie. Zwróciłem uwagę na trzy krzyże - dwa stare, trzeci nowy, obok sosna z obrazem Matki Boskiej Częstochowskiej w ubogich ramkach roboty swojskiej amatora ze wsi. Zauważyłem, że obraz ten otoczony jest pamięcią, bo ozdabiały go i korale, i kwiaty, obok zaś było źródło z wodą w starej karpinie sosnowej.” Było to miejsce „zjawienia”. I dalej proboszcz napisał: „Historii obrazu Matki Boskiej nikt nie pamięta i nie zna. Słyszałem od najstarszych ludzi, że od lat niepamiętnych zawsze wisiał na sośnie”.
Proboszcz Antosiewicz włączył się w kult Matki Boskiej Wielgoleskiej, organizując nabożeństwa liturgiczne na „zjawieniu”. Brały w nich udział rzesze wiernych. Przybywały kampanie z różnych okolic, liczone niekiedy na kilka tysięcy osób. W 1931 roku rozpoczęto prace przy wznoszeniu kaplicy, którą ukończono w 1934 roku. Kaplica wzorowana jest na pięknych kościołach na Pomorzu, ma wysoką wieżyczkę i taras, gdzie zbudowano ołtarz do odprawiania Mszy świętej.
Obecnie do wielgoleskiego sanktuarium podążają w dalszym ciągu tłumy wiernych. Wśród miejscowego ludu od dawna panuje zabobon, że gdy ludzie nie chcieli uznać cudu objawienia, to Matka Boska „uszła” prawdopodobnie do Różanej za Nowym Miastem, którędy zdążają pielgrzymki piesze z Warszawy do Częstochowy. Taką relację osobiście usłyszałem od jednej z parafianek z Wielgolasu. Istotnie, tereny Różanej są podobnie piaszczyste jak tereny Bud Wielgoleskich i Borówka, a przy tym jest tam również cudowne źródło. Ale czy Matka Boska opuściłaby teren i lud, który sama wzięła w opiekę?
Numer: 2007 33 Autor: (fz, syl, pd)
Komentarze
DODAJ KOMENTARZ