W mińskim "Przełomie"

Od środy, 1 sierpnia lokatorzy spółdzielni mieszkaniowych mogą się cieszyć z prezentu, jaki im ofiarowali parlamentarzyści i prezydent RP. Otóż prawie milion lokatorów w całej Polsce może już przekształcać swoje mieszkania spółdzielcze na własnościowe, płacąc za nie cenę minimalną, którą wyliczy się na podstawie wpłacanego wkładu i kwoty, za jaką to mieszkanie wybudowano. W wielu przypadkach jest to kilka złotych, a wartość nowych mieszkań nie przekracza 10 tysięcy. Może to oznaczać początek końca spółdzielni mieszkaniowych?

Szok spółdzielczy

W mińskim

Spółdzielnia Mieszkaniowa „Przełom” jest miastem w mieście, administrując 110 blokami, w których mieszka ponad 10 tysięcy mińszczan. Z prawie 4 tysięcy mieszkań większość (ok. 80%) wykupili już lokatorzy, płacąc różnicę ceny rynkowej i księgowej z 50-procentową bonifikatą, czyli od 15 do 18 tysięcy za 50-metrowe mieszkanie. Gdyby się nie pośpieszyli, teraz mieliby lokal za kilka złotych.
- Wyliczyliśmy, że według ustawy ceny mieszkań lokatorskich będą się wahały od 5,40 zł do maksymalnie pół tysiąca - informuje nas wiceprezes SM Przełom, Bogusław Zwierz. To wartość mieszkań starych, wybudowanych przed 1990 rokiem. Za nowsze, budowane już za kredyt, trzeba będzie zapłacić w granicach 8-9 tys. zł. Do wtorku, 31 lipca biuro spółdzielni zarejestrowało już 240 wniosków, a ponad sto czeka w kolejce. Będą następne, bo „Przełom” ma do dyspozycji lokatorów aż 769 lokali, które w każdej chwili mogą wykupić ich najemcy. Jedyną barierą jest zadłużenie, ale przy kredytach hipotecznych to żaden problem. Pożyczkę otrzyma każdy, bo wartość rynkowa mieszkania jest o wiele wyższa od długów. - Ludzie się cieszą, ale jest też kilka podań o zwrot nadpłaconych pieniędzy za już wykupione lokale - martwi się prezes Zwierz.
Na zwrot nie mają szans, ale jeśli walne zgromadzenie się zgodzi, nie będą płacili przez 20-30 lat funduszu remontowego, co grozi w przyszłości ruiną zasobów spółdzielni. Gdy do tego dodamy 700-tysięczne zadłużenie członków spółdzielni, sytuacja staje się groźna dla jej płynności finansowej. Nie płaci regularnie 1300 członków spółdzielni, a niektórzy mają nawet po 20 tysięcy zaległości. To efekt prawnej ochrony przed eksmisją donikąd. Dotychczas proces tworzenia wspólnot w spółdzielczych blokach hamowały statuty, teraz mogą one powstawać bez ograniczeń, prowadząc w konsekwencji do karłowacenia lub upadku spółdzielni.
Zarząd „Przełomu” wierzy jednak w lojalność swoich członków, nawet po uwłaszczeniu mieszkań. Prezesi z rady nadzorczej wręcz twierdzą, że kupione za grosze lokale mogłyby wzmocnić członkowskie więzi, gdyby nie... zmienione prawo spółdzielcze.
Twierdzą, że nowa ustawa ingeruje w podstawowe zasady spółdzielczości, a nawet w konstytucyjne zapisy o wolnościach obywatelskich. Przykłady są liczne, a najdotliwszy to kara 5 tysięcy grzywny lub aresztu za niedotrzymanie 3-miesięcznego okresu na przekształcenie lokalu. Może też dojść do marazmu decyzyjnego, bo teraz np. zbyciu nieruchomości będzie rozstrzygała ponad połowa uprawnionych członków. Jak i gdzie ich zebrać - nie wiadomo. Kuriozalne są też ograniczenia dotyczące władz spółdzielni - kadencję rad nadzorczych wyznaczono tylko na 3 lata, a każdy jej członek może pełnić funkcję przez dwie kadencje.
- Nowa ustawa o prawie spółdzielczym to sprawa polityczna - oskarża bez ogródek prezes Krzysztof Roguski. Twierdzi, że to zemsta obecnego rządu za to, że swego czasu władze spółdzielcze poparły lewicę. Odium spadło na wszystkie spółdzielnie, które po obecnym ubezwłasnowolnieniu będą upadały. Identycznie jak PGR-y, GS-y i Kółka rolnicze po 1990 roku, bo... pachniały PRL-em.
A jaka jest prawda? Najlepiej znają ją sami spółdzielcy. Czekamy na listy i telefony, bo ciąg dalszy na pewno nastąpi.

Numer: 2007 31   Autor: J. Zbigniew Piątkowski





Komentarze

DODAJ KOMENTARZ

Wpisz nick.

Nick *

Nieprawidłowy adres e-mail.

Adres e-mail *

Wpisz treść wiadomości.

Treść wiadomości *