„Ranczo” – filmowa bajka dla dorosłych. Odrywa nas od trudnej codzienności, pozwala spojrzeć z pewnym dystansem na inny świat. Prawdziwy czy fikcyjny? Oczywiście i jedno, i drugie. Takie są prawa bajek.
Wszystko rozgrywa się gdzieś na końcu realnego świata. Może gdzieś na wschodzie Polski, może gdzieś na Podlasiu… Wrony tu zakręcają w powietrzu, diabeł mówi „dobranoc”, a nocami wyją wilki do księżyca. Krótko mówiąc: za górami, za lasami…
Kargule i Pawlaki

Za górami i lasami żyją więc dwaj bracia bliźniacy. Jeden jest wójtem, a drugi plebanem. Zacietrzewieni i zwalczający się nawzajem nie mogą bez siebie żyć. Jak Cześnik i Rejent, Kargul i Pawlak itd. Łączy i dzieli ich niezdrowa rywalizacja o większe wpływy we wsi. W swoich dążeniach są po prostu chwilami śmieszni. Ale czy każdy z nas nie jest choć trochę „narcyzem”? Przyglądają się temu faceci mający bardzo dużo czasu.
Wszystko widzą i wiedzą, co się wokół dzieje. W rzeczywistości stoją zawsze na rogu skrzyżowania ulic (w Wilkowyjach mają nawet ławkę!). Jeśli któryś zejdzie z tego świata, natychmiast na jego miejsce pojawiają się następcy. Dobrze, że ci serialowi nie wyłudzają pieniędzy na flaszkę od ludzi starszych i słabszych.
Czasem znajdzie się wśród nich mądrzejszy, jak ten kreowany przez nieodżałowanego Leona Niemczyka, który kładzie lokalne mądrości do zapijaczonych łbów.
I oto zjawiła się tu obca. Amerykanka Lucy - postać trochę nie z tego świata. Ludzi z Ameryki uważamy za stąpających twardo po ziemi biznesmenów, którzy umieją robić majątek. Tymczasem ta niepoprawna romantyczka odbudowuje zbutwiały dworek, a potem stara się wrosnąć w miejscowy „krajobraz”. Użera się więc z bezmyślnymi urzędnikami, wójtem – warchołem, miejscowymi stróżami prawa itd. Najwięcej serca wkłada w nawrócenie pseudo-malarza, który już dawno ożenił się z butelką.
Lucy nie przystaje do realiów wsi, do której przyjechała. Nie może zrozumieć zachowań jej mieszkańców. Trudno obcej osobie tak od razu wtopić się w życie wsi, która ma swoje zwyczaje, obyczaje i inne niepisane prawa. To tak jakby wsadził kij w mrowisko…
Na plebanii stara się miłościwie panować „szara eminencja”- księża gosposia. Ona też wie wszystko najlepiej. Próbuje narzucić swoje zdanie proboszczowi. Takie „Michałowe”, pozornie ułożone i „niewtrącające” się do spraw parafii, w rzeczywistości potrafią wyrządzić wiele zła. Niechlubna pamięć o nich trwa dziesiątki lat.
Wilkowyjski wójt uważa siebie za alfę i omegę. Nie cierpi ludzi mających odmienne zdanie. Lucy stanowi zagrożenie dla jego autorytetu, toteż stara się ją zwalczać. W domu to zwykły pantoflarz. „Wielki” na urzędzie. Takich można spotkać wszędzie począwszy od samej góry aż do nizin. Żadne ustawy lub zarządzenia nie zmienią od razu wszystkich pozostałości z minionej epoki. W sumie postać wójta mimo jego wad budzi sympatię. Gorzej prezentują się jego współpracownicy, zwykłe urzędasy.
Ciekawą postacią jest „złota” córeczka wójta, rozpuszczona jak dziadowski bicz zbuntowana pannica. Przeżywa wciąż nowe „burze”. Rodzice zapewnili jej dobrobyt, tylko o prawdziwej miłości rodzicielskiej zapomnieli. Nie nauczyli jej szacunku do samych siebie. Pracować też chyba nie umie. Biedna, zagubiona dziewczyna. W rzeczywistości takie „burzliwe” przemiany osobowości młodego człowieka są zagrożeniem dla jego dorosłego życia.
Zawsze i wszędzie istnieją ludzie żyjący na granicy ubóstwa, którzy nie skarżą się na swój los i nie obnoszą się ze swoją biedą. Krzywda ich spowodowana najczęściej pijaństwem kochającego tatusia pozostaje w ukryciu za drzwiami rodzinnego domu. I tylko żal dzieci i ich matki!
Śmieją się z nas inne narody! Piją więcej od nas tylko bracia zza wschodniej granicy. W Wilkowyjach każdy powód jest dobry, aby się napić. I tak samo jest w rzeczywistym świecie. Zdarza się, że i kobiety zalewają robaka, a do szpitala trafiają pijane małe dzieci. Gorzkie to i smutne.
Filmowa rzeczywistość wsi – raz prawdziwa, innym razem fikcyjna, czasem śmieszna, przerysowana lub ukazana w krzywym zwierciadle – bawi nas, jest ciekawa. Podobna do wielobarwnego pasiaka lub pęku polnych kwiatów w glinianym siwaku – urzeka swoją urodą.
Numer: 2007 31 Autor: Barbara Rolf
Komentarze
DODAJ KOMENTARZ