Drodzy czytelnicy

Po wstrząsie musi przyjść otrzeźwienie. Im mniejszy, tym wcześniej, ale nawet największy nie powinien trwać zbyt długo, bo nieszczęścia lubią chodzić parami, a uczciwi nie lubią faryzeuszy. Tygodniowa oficjalna żałoba po śmierci papieża może – niestety – nie przynieść oczekiwanych efektów

Nienasyceni

To niebezpieczny tytuł, z czego doskonale zdaję sobie sprawę. Tym bardziej, gdy jesteśmy w tygodniu żałoby po naprawdę wielkim człowieku, z którym niewielu w historii rodzaju ludzkiego może się równać. Niebezpieczny w wigilię jego pogrzebu, gdy milionom serca podchodzą do gardła i mówią tylko oczami pełnymi łez. Nikt nie wątpi w ich szczerość i czystość, gdy obmywają twarze na oczach kamer i w domu, wśród najbliższych. Ale łzy i drżący z emocji głos to nie wszystko. Świadomość utraty bliskiej osoby (a papież jest podobno bliski milionom) powinna odmienić czyny i odnowić sumienia wszystkich, którzy go kochali za życia.

Zanim o duszy – trochę życia. Lublin był jednym z ukochanych miast Karola Wojtyły. Na KUL przyjeżdżał jeszcze na rok przed pamiętnym konklawe. Wówczas odżywali nie tylko jego studenci, a całe miasteczko akademickie. Wtedy był znany niewielkiemu kręgowi słuchaczy, ale wszystko wybuchło w październiku ’78 roku. Nagle wszyscy przypomnieli sobie jego słowa, i zachowanie, i sytuacyjne dowcipy, którymi urozmaicał trudne wykłady.
Historia powtarza się po jego śmierci, ale już w makroskali, w medialnym wymiarze całego globu. A przecież tak łatwo na oczach kamer zamienić sacrum w profanum. Jak więc trzeba być wielkim, by trudnych prawd nie zamienić w niezrozumiały słowotok, by humor nie stał się ekscentryczną burleską. On potrafił mówić do każdego, a jeśli słowa nie od razu trafiały do sumień, to pozostawało uczucie. Teraz dzięki miłości zaczynamy rozumieć, czego od nas chciał, jaką drogą chciał poprowadzić. Kochany, rozumiany i co dalej? Czy po śmierci papieża nawrócą się złoczyńcy, czy ustaną rodzinne waśnie, złodzieje przestaną kraść, kłamcy oszukiwać, a zawistnicy zazdrościć i rzucać kłody pod nogi szczęściarzy? Czy nagle zyskamy moc przebaczania? Czcza ekspiacja bez prawdziwego rachunku sumienia będzie się jeszcze pleniła przez lata. Krakowscy kibice też będą się szanowali do pierwszej obelgi, do pierwszego noża utopionego w sercu pompującym krew rozcieńczoną alkoholem.
Tak, jesteśmy tylko ludźmi i wciąż będą nam wrogie wszelkie autorytety. Bo tak naprawdę tylko udajemy, że chcemy je mieć, by poprawić siebie. Wyrocznie są nam potrzebne do robienia karier i gnojenia przeciwników. Ale przecież kiedyś winy trzeba odkupić, jeśli naprawdę wierzymy w życie po życiu. Trzeba zadośćuczynić prześladowanym, jeśli chcemy swego papieża jeszcze raz zobaczyć. Kościół jednak naucza, że nigdy na pokutę nie jest za późno. Bo sam Chrystus rzekł, że ostatni będą pierwszymi, a syn marnotrawny zawsze znajdzie łaskę i miłość ojca.
Czy warto więc już od dzisiaj być dobrym i sprawiedliwym, bo tego pragnął papież-Polak? Może warto podłożyć jeszcze jedną świnię, jeszcze kogoś oskarżyć, by wyłudzić parę groszy na swoje chore zachcianki. A nawet grozić, że wszyscy ośmielający się mieć inne zdanie nie dojadą do domu. Takie jest życie tych, którzy w sercach mają śmietnik fobii. Akcje oczyszczania są pożyteczne, ale – jak każda akcja – trwają krótko i po pewnym czasie wszystko wraca do normy. Oby tym razem było inaczej. PS. Według przepowiedni królowej Sybilli, po papieżu Słowianinie na tronie Piotrowym zasiądzie czarnoskóry, po nim – antychryst. W ilu z nas już zagościł?

Numer: 2005 15   Autor: J. Zbigniew Piątkowski





Komentarze

DODAJ KOMENTARZ

Wpisz nick.

Nick *

Nieprawidłowy adres e-mail.

Adres e-mail *

Wpisz treść wiadomości.

Treść wiadomości *